-Madison! Zejdźcie na obiad!- wyszłam ze swojego pokoju, gdy dotarł do mnie krzyk mojej babci.
Zamknęłam za sobą drzwi akurat w momencie, gdy Brandon wychodził ze swojego pokoju. Zblokowaliśmy spojrzenie i razem zeszliśmy na dół. Weszliśmy do jadalni, w której siedzieli już moi dziadkowie i wesoło o czymś rozmawiali. Gdy zobaczyli, że przyszliśmy, zaprzestali swoich rozmów i czekali, aż się do nich dosiądziemy. Zajęłam miejsce obok dziadka, a Wood obok mojej babci, która siedziała na przeciwko.
-Smacznego, dzieci.- uśmiechnęła się babcia, a ja przeniosłam wzrok na swój talerz, na którym znajdował się kotlet z ziemniakami i mizerią. Pokroiłam nożem mięso, a następnie zjadłam.
Jak zwykle do niczego nie mogłam się przyczepić.
-Jak narazie mijają wam ferie?- zapytała babcia cały czas obserwując Brandona.
-Mogą być. Idziemy dzisiaj na imprezę.- oznajmiłam, a dziadkowie uśmiechnęli się pod nosem.
-No to super. Korzystajcie póki możecie.- powiedziała i nabrała na widelec kawałek kotleta.
-A tobie Brandonie?- chłopak uniósł na nią swój wzrok i przełknął jedzenie.
-To dopiero początek ferii, ale narazie są w porządku.- uśmiechnął się miło. Pierwszy raz widziałam u niego ten uśmiech. Zawsze był albo kpiący albo sztuczny. Teraz był...szczery.- A tobie bab...t-to znaczy, pani jak mijają?- odchrząknął nerwowo i wbił swój wzrok w talerz.
-Wspaniale. Będę jechała z koleżankami do solarium.- odpowiedziała uśmiechając się i patrząc na bruneta dziwnym wzrokiem. Patrzyła na niego...czule? Dlaczego tak na niego patrzyła? Przecież widzi go pierwszy raz w życiu.
-Ci już wystarczy tego solarium.- powiedział dziadek zjeżdżając ją wzrokiem, a babcia zmrużyła swoje oczy.
-Te solarium to tylko pretekst. Tak naprawdę chcę od ciebie odpocząć.- odgryzła się, a my z Brandonem się zaśmialiśmy. Dziwne. Sądziłam raczej, że będzie czuł się niekomfortowo, jednak jest wręcz przeciwnie. Wygląda jakby czuł się tu swobodnie.
-Myślisz, że moje wyjścia z kolegami na piwo to też nie jest pretekst?- spojrzał na nią unosząc brew.
-To jebani alkoholicy.- odpowiedziała z obrzydzeniem.
-A te twoje koleżaneczki? Mają w sobie więcej plastiku niż mózgu.- odbił pałeczkę, a babcia zaśmiała się kpiąco.
-Proszę cię. Dobrze wiesz, że jeżdżę tam z nimi, tylko dlatego żeby mieć zniżkę.- popatrzyła na niego oczywisto. Przeniosłam wzrok na Brandona, który rozbawiony przypatrywał się moim dziadkom. Spojrzał na mnie po chwili, jakby wyczuł że go obserwuje. Mrugnął do mnie okiem i powrócił do jedzenia.
-Trudno się nie dziwić. Nie wytrzymałbym z nimi nawet sekundy. Chociaż z tobą też ledwo co wytrzymuje.- odparł, a staruszka rzuciła w niego serwetką, która leżała na stole.
-Dobra, uspokójcie się już - zaśmiałam się. Babcia poprawiła swoje włosy, ponieważ dziadek rownież rzucił w nią serwetką, tyle że w twarz.
-No to opowiadaj Madison jak w szkole, a u ciebie Brandon na studiach, jeżeli na nie poszedłeś.- uśmiechnęła się czule, a ja zmarszczyłam brwi.
-Skąd wiesz, że skończył już szkołę?- zapytałam zdezorientowana, a Margaret przeniosła na mnie zdziwiony wzrok. Brandon zacisnął swoje usta w wąska linię.
-Wiem, ponieważ...widać, iż jest od ciebie starszy o conajmniej dwa lata.- zaśmiała się nerwowo, a ja przypatrywałam się jej badawczo.
-Dziwnie się zachowujesz, babciu.