To był ostatni dzień przed feriami zimowymi. W końcu miałam mieć chwilę oddechu. Dosłownie chwilę, bo cały drugi tydzień miałam zarezerwowany na szkolenia i seminaria. Tak czy inaczej byłam zadowolona, że odpocznę od tych moich studentów, choć lubiłam ich ponad wszystko.
Ubrana w dżinsowe rurki nad kostkę i niebieską koszulę włożoną w spodnie wyszłam z łazienki i popatrzyłam na siebie w dużym lustrze. Na powieki nałożyłam tylko odrobinę beżowego cienia i tusz, a na usta brązową matową pomadkę. Wychodząc z sypialni, złapałam z komody ulubioną bransoletkę i zmierzałam za zapachem do kuchni.
– Dzień dobry – odezwałam się i usiadłam przy wyspie kuchennej, na której było już śniadanie.
– Dzień dobry – Jerzy odpowiedział, wciąż stojąc do mnie tyłem i po chwili podał mi kawę.
– Dzięki, dziś się przyda. – Od razu zamoczyłam usta w białej kremowej piance.
–Od jutra wolne. – Uśmiechnął się do mnie i przechylając się przez blat, pocałował moje czoło.
Opuściłam wzrok, jakbym się wstydziła, chociaż po tych kilku latach z nim spędzonych przywykłam i do niego, i do wszystkiego co nas dzieliło, a dzieliło prawie wszystko. Mało mieliśmy wspólnych tematów, mało spędzaliśmy razem czasu. Żyliśmy obok siebie, a nie ze sobą i wyglądało na to, że oboje to lubiliśmy. Nigdy nie ukrywałam braku uczuć do Jerzego i on, żeniąc się ze mną, doskonale o tym wiedział. Sama nie wiedziałam dlaczego tak mu na tym zależało i jak dotąd się tego nie dowiedziałam. Zawsze mówił, że bardzo mnie kocha, i owszem, dbał o mnie jak nikt nigdy, zapewnił mi luksusowe życie w wielkim domu, dzięki niemu skończyłam jedne z lepszych studiów w Polsce, a zaraz po zrobieniu magisterki dziwnym trafem dostałam pracę jako asystent na uczelni. Nie mogłam i nigdy nie miałam zamiaru się skarżyć, że jest dla mnie zły, ale uczuć to w tym nie było.
–Myślisz o urlopie? – spytał nagle i zamyślona podniosłam na niego wzrok.
–Przestań, tydzień szybko zleci. – Zmarszczyłam niezadowolona nos i spojrzałam na białą kopertę, którą Jurek przesunął po blacie. – Co to?
Nie odpowiedział, mrugnął do mnie okiem i czekał, aż ją otworzę. Zrobiłam to trochę niepewnie, ale ciekawość wzięła górę. Wyjęłam ze środka kolorową tekturkę i przeczytałam napis.
–Tydzień w górach? – prawie zapiszczałam.
–Dla dwóch osób, więc zabierz Kryśkę i jazda!
–Ty nie chcesz jechać? – spytałam dla pewności, bo prawie nigdy razem nie jeździliśmy.
–Ja nie mam ferii. – Wzruszył ramionami. – Mam sporo wyjazdów, sieć sklepów ma podpisać z nami umowy na instalację i muszę sprawdzić wszystko, żeby później niespodzianek nie było.
Z szerokim uśmiechem podeszłam do męża i położyłam dłonie na jego barkach. Patrzył na mnie zawsze z takim samym uczuciem, jak w dniu naszego poznania, a ja nadal nie potrafiłam tego odwzajemnić.
–Dziękuję – szepnęłam dość cicho, a on objął moją talię ramieniem i zbliżył się do moich ust.
Całował mnie delikatnie i powoli, nigdy sam nie pogłębiał pocałunku, dopóki sama tego nie zrobiłam, jakby bał się mnie przestraszyć albo urazić. Niestety, ja mimo ponad sześciu lat po ślubie nadal nie odczuwałam żadnej przyjemności z takich zbliżeń, były dla mnie smutną koniecznością, a nie pożądaniem. Przywykłam do jego dotyku, do pocałunków, a nawet seksu. Nie lubiłam tego, dokładnie jak za pierwszym razem, który sam w sobie był nie najgorszy. Jurek bardzo się starał zadbać o mój komfort fizyczny, ale też psychiczny. Wiedział, że byłam dziewicą i zrobił to najlepiej i najdelikatniej jak umiał, i byłam mu za to wdzięczna. Nigdy też nie powiedział choćby słowa skargi na to, że nie chcę seksu, czy że jest go w naszym życiu za mało. Życie z mężczyzną, którego poza lubieniem, nie darzyłam żadnym uczuciem, ostudziło moje libido na tyle skutecznie, że nie potrzebowałam ani miłości, ani czułości, a kiedy już przychodzi taki moment, że miałam ochotę na takie sprawy, to po prostu to robiliśmy. Bez fajerwerków i tylko po bożemu przy zgaszonym świetle, bez szału, ale Jerzy zawsze starał się dać z siebie wszystko, żebym była usatysfakcjonowana i po każdym seksie prawie mi dziękował, że mu pozwoliłam. Wiem, byłam podła, bo nie powinnam się opierać, w końcu poza majątkiem dostawałam od niego wszystko, bezpieczeństwo i wsparcie w każdej sytuacji, a nie każda kochająca kobieta otrzymuje to od swojego partnera. Czasem dziękowałam Bogu, że wychodząc za mąż bez miłości i za faceta, którego szczerze nienawidziłam, to właśnie jego dostałam.
Jurek potarł dłonią dół moich pleców, wyciągając brzeg koszuli i wsuwając pod nią palce. Jego dotyk wywołał na mojej skórze dreszcz, ale to nie podniecenie, a raczej obawa, że znów będę musiała to przerwać. Na szczęście sam skończył i po krótkim spojrzeniu prosto w moje oczy ostatni raz cmoknął moje usta.
–Zaraz muszę jechać – szepnął, nie wypuszczając mnie z objęć. – Podwieźć cię?
Kiwnęłam szybko głową i wysunęłam się z jego uścisku, na co nie bardzo miał ochotę i znów oparł swoje wargi o moje. Tym razem nasz pocałunek był bardzo krótki i cieszyło mnie to.
Jerzy przyniósł z sypialni moją torebkę, a ja w tym czasie przelałam kawę do termicznego kubka i przełożyłam kilka małych kanapek do plastikowego pudełka.
–Zjem po drodze – wytłumaczyłam, widząc jego zaskoczone spojrzenie.
W biegu założyłam długie do kolan buty na słupku i zarzuciłam na plecy kurtkę. Kiedy byłam już przy samochodzie, Jurek odwrócił się do mnie i kręcąc głową, zapiął mi kurtkę aż pod szyję.
–Uduszę się – mruknęłam niezadowolona.
–Ale przynajmniej umrzesz zdrowa. – Pocałował mój policzek i otworzył drzwi auta.
W drodze na uczelnię niewiele ze sobą rozmawialiśmy, ja myślami byłam już w Bieszczadach. Zanim wysiadłam z auta, pochyliłam się do męża i oparłam usta o jego policzek. Szeroko się uśmiechnął i w jego oczach widziałam jak wielkim uczuciem mnie darzył i jak ważny był dla niego każdy, nawet najmniejszy mój gest.
Z kubkiem w ręce biegłam po schodach do budynku i uważając, żeby się nie poślizgnąć, weszłam do gabinetu, który dzieliłam ze swoją koleżanką z pracy, a jednocześnie najlepszą przyjaciółką.
–A co ty tak szybko dzisiaj? – dziewczyna zapytała, nie odwracając wzroku od ekranu laptopa.
–Jurek mnie przywiózł, będę miała chwilę na spokojną kawę i dokończenie kilku prac, bo nie sprawdziłam wszystkich wczoraj.
–Mąż nie dał ci dokończyć? – zaśmiała się ze mnie, ale wiedziała jakie są między nami stosunki.
–Ależ śmieszne, no ha ha ha! – Pokręciłam głową i zabrałam się za pracę.
Czytałam szybko kolejną stronę i śmiałam się z tych moich studentów. Niezłe kwiatki można było czasem znaleźć, ale przynajmniej było wesoło podczas sprawdzania.
–Słuchaj – odezwałam się do Krysi i oparłam wygodnie w fotelu. – Sposób radzenia sobie dziecka w stresowej sytuacji jest w dużej mierze zależny od sytuacji, kto by się spodziewał – wtrąciłam się – jednak kluczowym elementem jest dotarcie do punktu zapalnego stanu nerwowego, jak również wyeliminowanie działań podsycających rzeczony stan, poprzez skuteczne odwrócenie uwagi nieletniego, pozwalające na zmianę otoczenia i swobodne zatarcie śladów poprzedniego zdarzenia, jak również dające możliwość fizycznego bodźca, które dziecko uzna za bardziej interesujące… – przeczytałam na jednym wydechu. – Kto to pisał do cholery? – spytałam sama siebie i odwróciłam kartkę na druga stronę.
–Kto?
–Kozicki.
–To się dziwisz? Ten chłopak sam nie wie po co tu przyszedł.
–Jeszcze komiks narysował dla rozrywki. – Podniosłam kartkę i zaciskając powieki ze śmiechu, pokazałam koleżance.
–Sprośny?
–Nie. – Pokręciłam z uznaniem głową. – No może trochę.
No i co ja miałam z tym chłopakiem zrobić? Czasem traciłam do nich siły, ale jak przypomniałam sobie, co moi koledzy na roku wyprawiali, to jakoś inaczej to wyglądało, może gdybym była starsza, to bardziej by mnie to raziło.
– Słuchaj – odezwałam się dość głośno – mamy pojutrze wyjazd, więc się szykuj. – Zakołysałam się na boki i udawałam, że tańczę.
–Gdzie?
–Bieszczady – odpowiedziałam śpiewająco. – Mamy tydzień w hotelu, w pobliżu kilka knajpek, szlak turystyczny, sklepy!
–Trochę ci zazdroszczę, wiesz? Ten twój niby stary i trochę… jakby go nazwać? Stateczny, ale dba o ciebie jak nikt.
–No dba – westchnęłam ciężko. – Szkoda mi go, bo powinien ożenić się z kimś, kto doceniłby go bardziej niż ja, kto cieszyłby się na jego widok, a ja co? Jest, to jest, żadnych emocji, żadnego podekscytowania przed wspólnym wieczorem. Stagnacja i nuda.
–Kochanka sobie znajdź – odparła szybko.
–Weź się palnij, co?
–Serio. – Poważnie zaplotła ręce na biuście i wychyliła się zza komputera. – Naukowo dowiedziono, że podczas zdrady, budzące się w człowieku wyrzuty sumienia działają dobrze na stosunki małżeńskie. Poczucie winy kompensuje wzrostem uczuć do zdradzanego małżonka. A ty jesteś śliczna i młoda, ja wiem, wiem – machnęła ręką, jakby muchę wyganiała – nie mówię tu o długotrwałym romansie, podwójnym życiu, ale skoku w bok. Nie wiem, szybki seks w kiblu na imprezie, numerek w zatrzaśniętej windzie w centrum handlowym z zupełnie przypadkowym facetem. Albo coś mocniejszego, z pracownikiem twojego Jurka, on zatrudnia młodych chłopaków, nie wierzę, że żadnemu się nie spodobasz. Tobie jest potrzebny bodziec, ale bodziec taki, którego nie zapomnisz i wtedy za każdym razem kiedy przypomnisz sobie sytuację z owym klientem, będzie cię bardziej ciągnęło do męża, bo będziesz chciała jakoś go za to przeprosić.
–Ciebie w dekiel piznęło, i to ostro – mruknęłam wpatrzona w jej zielone oczy. – Co ty pieprzysz? Jaki skok w bok? Ja nie po to ślubowałam mu wierność…
–Ooo tak! – zawołała i spojrzała w sufit, jakby się modliła. – Zstąpił anioł z nieba alleluja, gloria i w ogóle, i właśnie! Wiesz co? Niby młoda, nowoczesna dziewczyna, ale czasem stara baba jesteś. Ja szanuję twoje podejście i twoją wstrzemięźliwość, ale zwróć uwagę na swoje własne słowa. Nie powiedziałaś, że nie chcesz go zdradzać, że on ci wystarcza i w tej nudzie jest ci dobrze. Ty tego nie chcesz zrobić, bo ślubowałaś. Widzisz różnicę? Nie chcę, nie mogę – kiwała palcami na boki – nie chcę, nie mogę… Ty chcesz, ale nie, bo ślubowałaś.
–Nie chcę go skrzywdzić.
–Co dla niego jest większą krzywdą, to że nie chcesz się nawet przytulić, czy to, jak po numerku z obcym facetem, zaczniesz się do niego przytulać?
–Tego nie wiem i ty też.
–Spróbuj, potraktuj to jak terapię, jeśli nie chcesz iść od razu do łóżka, to spróbuj może przelizać się z jakimś gościem. Zobaczysz co poczujesz.
–Ty jesteś jednak nienormalna – westchnęłam i spojrzałam na zegarek. – Zaraz zaczynam.
Kręcąc głową, zebrałam z biurka kartki i schowałam do teczki, po czym zmieniłam buty na zwykłe szpilki i poszłam do sali, w której miałam ćwiczenia.
Zajęcia zaczęłam od rozdania prac i nie umiałam odpuścić sobie kilku komentarzy.
–Panie Kozicki – odezwałam się głośno, a chłopak podniósł na mnie wzrok, jakby się nie spodziewał. – Niech mi pan powie, panie kolego… – opierając dłonie o biurko podskoczyłam i usiadłam na blacie. – Jak pan dotarł na drugi rok?
–Fuksem? – odpowiedział, podnosząc się z krzesła i obracając w palcach długopis.
–Fuksem powiada pan, no to by się zgadzało, moja poprzedniczka chyba była bardzo dowcipna.
–Była stara i wredna – odezwał się cicho, chyba myśląc, że nie usłyszę, a reszta grupy zaśmiała się po kątach – ale lubiła chłopaków o pięknych oczach. – Tym razem wbił we mnie wzrok.
–No patrzy pan, i pana przepchnęła? Niesamowite, najwyraźniej na starość wzrok się jej pogorszył, bo powinien pan kiblować do teraz. A ten komiks – puknęłam palcem w podniesioną kartkę – mógł mi pan już podarować, wystarczająco duży ubaw miałam czytając pana, pożal się Boże, odpowiedzi.
–Aż tak źle?
–Trzydzieści dwa procent.
–Czyli zaliczone! – Wyszczerzył się głupio i ukradkiem przybił piątkę z kolegą.
–Czyli do poprawy panie Kozicki, do poprawy! Nie pozwolę, żeby moi studenci wychodzili z takimi ocenami! Ludzie kochani! Weźcie się do roboty w końcu! Jak nie dajecie rady teraz, to co zrobicie na ostatnim roku? Siadaj. – Spojrzałam na Kozickiego i pokręciłam głową.
Reszta zajęć minęła mi w spokoju. Co prawda grupa była już trochę rozkojarzona i kilka razy musiałam ich uciszać, ale jakoś szło. Opowiadałam im o zaburzeniach obsesyjno-kompulsyjnych, których pierwsze objawy można dostrzec już w dzieciństwie, a które często są ignorowane, ale wciąż w tle słyszałam buczenie męskich szeptów.
–Panie Kozicki, czy pan coś dzisiaj brał? – Wypaliłam nagle, przerywając wykład i zaplotłam ręce na piersiach.
–Nie, dlaczego? – Wstał z krzesła.
–Może niech pan powie na głos co tam sobie szepczecie, to wszyscy się pośmiejemy.
–Przepraszam panią profesor…
–Magister.
–Jeszcze magister.
–Siadaj człowieku – westchnęłam bezsilnie – i niech cię już nie słyszę, co? Ja wiem, że energia was rozpiera przed wolnym, ale zlitujcie się nade mną. – Pytająco patrzyłam na chłopaka, ale nie reagował, dopiero kiedy kiwnęłam głową, to usiadł.
Na szczęście do końca zajęć już nikt się niepotrzebnie nie odzywał. Zajęcia miałam aż do szesnastej, co prawda z kilkoma przerwami, ale zbyt krótkimi, żeby wyjść choćby na obiad. Z przewieszoną przez rękę kurtką szłam w stronę wyjścia z budynku i spojrzałam na zaparkowany pod schodami samochód Jerzego. Tak, nie nasz samochód, tylko jego. Wszystko było podzielone na jego i moje. Boże, jak mnie to męczyło, ale z drugiej strony nie umiałam o niczym mówić, że jest nasze.
Jurek, widząc mnie z daleka, od razu wysiadł i otworzył mi drzwi, co było nawet miłe i starałam się uśmiechać.
–Jak minął dzień kochanie? – objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie.
–Intensywnie. – Zmrużyłam oczy i czułam jak zbliża do mnie swoje wargi.
Sama nie wiem czemu, ale złapałam tył jego głowy i mocniej do siebie przycisnęłam, wsuwając język do jego ust. Cholera niczego nie czułam, no niczego! Myślałam, że będzie jak w książkach, te motylki w brzuchu, to drżenie całego ciała, te chóry anielskie i piszczenie w uszach, a ja czułam tylko smak jego śliny i zastanawiałam się, co jadł. Po zbyt długiej, jak dla mnie, chwili odsunęliśmy się od siebie, ale mój mąż wciąż patrzył na mnie płonącym wzrokiem.
–Kocham cię, wiesz? – szepnął cicho i lekko mrucząco.
–Wiem – odpowiedziałam i czułam, że czeka na więcej, ale nie umiałam i nie chciałam mówić tego wbrew sobie.
Do domu dojechaliśmy bez zatrzymywania się gdziekolwiek i po zjedzeniu podgrzanego obiadu z wczoraj, usiedliśmy w salonie przy kominku każdy ze swoją pracą. Jurek sprawdzał plany jakiejś sieci monitoringu czy innego czegoś, a ja przeglądałam przysłane mi przez organizatorów szkoleń dokumenty.
Spojrzałam znad papierów na skupionego na pracy mężczyznę i uśmiechałam się sama do siebie. Był w zasadzie w takim wieku, że mógłby być moim ojcem. Miał ciemne włosy lekko siwiejące na skroniach i duże ciemne oczy. Był przystojny, może nie grecki bóg, ale naprawdę całkiem niezły. I co z tego, skoro on nie był mój.
–Podobam ci się, że tak patrzysz?
–Nie – odezwałam się i patrzyłam jak zaskoczony podnosi na mnie wzrok. – Czemu się ze mną ożeniłeś? Przecież nie z miłości.
–Kochanie, z miłości. – Zamknął laptopa i podszedł bliżej, klękając przy moim fotelu. – Wiem, że to dziwnie zabrzmi, ale zakochałem się w tobie od pierwszego spojrzenia. I, wybacz szczerość, wiedziałem, że wasza sytuacja finansowa była taka, że nie mogłaś mi odmówić.
–Mogłam – odpowiedziałam pewna siebie.
–To czemu nie odmówiłaś? Nie z miłości przecież.
Zawstydzona opuściłam głowę, ale lekko ją uniósł i spojrzał mi w oczy.
–Nie jestem dzieckiem, wiem, że mnie nie kochasz i cieszę się z każdego twojego dotyku i z każdego słowa. Posłuchaj – widziałam, jak marszczy czoło, jakby intensywnie myślał – może to był błąd, może nie powinienem czekać, aż do mnie przywykniesz i być może pokochasz, ale póki jest cień nadziei, że tak się stanie, to będę czekał. Powiedz tylko, że chcesz spróbować.
–Jurek… – westchnęłam ciężko.
–Chcesz?
–Przytul mnie. – Mój podbródek zadrżał, a jego ręce wsunęły się pod moje pośladki.
Zamknęłam oczy, opierając twarz na jego ramieniu i pozwoliłam przenieść się do sypialni.
CZYTASZ
Niemiłość [Zakonczona]
RomanceŻycie Luizy płynie spokojnie u boku męża "z rozsądku" bez uczuć i bez szans na zmiany. Czy jedno spotkanie może ten spokój zburzyć i postawić główną bohaterkę przed życiowym rozstajem dróg? Którą ścieżkę wybierze młoda pani psycholog?