Obudziłam się przed południem. W domu panowała cisza przerywana klekotem bociana, który został na zimę w gnieździe. Poszłam się umyć i owinięta szlafrokiem weszłam do kuchni. Nie zastałam w domu nikogo, a na podwórku nie było samochodu Jurka. Wiedziałam gdzie pojechali i nawet do nich nie dzwoniłam. Zrobiłam sobie śniadanie i wyszłam z nim przed dom. Niewiele się tu zmieniło. Zniknęły jedynie maszyny rolnicze, które były stałą częścią naszego podwórka. Boże, ja nawet nie wiedziałam, z czego żyli rodzice. Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby Jurek ich utrzymywał, oni nie mieli skrupułów prosić o coś takiego, a on nie miałby serca im odmówić. O to nie chciałam pytać, i tak za wiele już wiedziałam.
Kiedy przed domem zatrzymał się samochód, odstawiłam kubek na stolik i poprawiłam się w fotelu. Matka nie wyglądała dobrze, była zapłakana i aż szara na twarzy. Przeniosłam wzrok na męża i od razu poznałam co się stało. Pokiwałam głową i nawet słowa z siebie nie wydusiłam. Mama weszła od razu do domu, a Jurek stanął naprzeciwko mnie.
–No powiedz – szepnęłam. – Nic mi nie będzie.
–Zmarł dwie godziny temu – odezwał się po chwili i energicznie potarł dłońmi twarz. – Lekarze mówią, że to dla niego lepiej. I tak by z tego nie wyszedł, a leżenie nie wiadomo ile i życie dzięki rurkom chyba nikomu by nie odpowiadało. Wracając zajechaliśmy do księdza, pogrzeb w sobotę. Zostajemy, czy chcesz wrócić do domu i przyjechać drugi raz?
–Musiałabym pojechać na zakupy. Nawet nie mam się w co ubrać na pogrzeb, ale co z twoja pracą?
–Poczeka. Pytanie czy chcesz tu być? Jeśli nie, to za dziesięć minut wracamy.
–Nie zostawię jej samej.
–Jasne. Pójdę zadzwonić do chłopaków, że mnie nie będzie.
–Dziękuję ci. – Złapałam jego dłoń i od razu przede mną kucnął.
–Nie dziękuj mi za takie rzeczy. – Pogładził mój brzuch. – Jak tam, kręci się?
–Raczej puszcza bąki, bo czuję takie śmieszne łaskotanie jak pękające bąbelki.
Jurek z miłością oparł usta na moim brzuchu i kilkukrotnie go pocałował. W życiu bym się nie spodziewała, że tak zmieni nastawienie do ojcostwa.
Dzień pogrzebu ojca nie był słoneczny. Chmury pokrywały niebo, ale nie zapowiadało się na deszcz. Ubrana w czarną sukienkę z długim rękawem i koronkową stójką wyszłam z naszej tymczasowej sypialni. Mama od razu spojrzała na mój zaokrąglony brzuch i lekko się uśmiechnęła.
–Pasuje ci. – Jej głos drżał jakby się wzruszyła. – W ogóle ciąża ci służy.
–Dziękuję mamo, ale nie musisz mi na siłę mówić komplementów. Od tego mam Jurka. – Zaśmiałam się i obejrzałam na siedzącego przy stole męża. Pokręcił tylko głową i po dopiciu kawy podszedł do mnie.
Gdy dojechaliśmy do kościoła, trumna z ciałem tatu była już w środku. Mama weszła od razu, mnie Jurek zatrzymała zaraz przed drzwiami.
–Jesteś pewna? – Najpierw spojrzał mi w oczy, później na brzuch.
–Jestem. – Dotknęłam jego policzka i od razu pocałował moją dłoń. – Nie przeżywam tego tak, jak powinnam. Może to źle może nie, nie wiem. Nic mi nie będzie, juniorowi też nie. Obiecuję, że jeśli chociaż przez chwilę gorzej się poczuję, to powiem i wrocimy do domu.
Po ściśnięciu mojej dłoni wprowadził mnie do kościoła i od razu podeszliśmy do katafalku. Było mi ogromnie przykro, ale nie ze straty tak bliskiej osoby, jaką jest ojciec, ale właśnie dlatego, że na jego widok nie czułam niczego. Żałowałam, że nie nadrobimy straconego czasu, że nigdy nie powiem mu, że nie mam już pretensji. Tego było mi szkoda. Nie tęskniłam za nim, bo mało go znałam.
Na cmentarzu zrobiło się już bardziej chłodno. Jurek okrył mnie swoją marynarką, ale ksiądz nie rozwodził się za bardzo i po dwudziestu minutach byliśmy już wolni. Przybyłych zaprosiliśmy na obiad, a po nim pojechaliśmy z matką do domu. Nie chciałam zostawać dłużej, chociaż Jurek namawiał mnie chociaż na kilka dni z matką. Że niby moja obecność by jej pomogła w tym czasie zaraz po pogrzebie. Nie wiem w czym miałabym jej pomóc, bo ona mnie tam nie chciała, tylko głupio było jej się do tego przyznać przed Jerzym. Dopiero kiedy obiecałam, że będę się odzywać i że jeszcze do niej przyjadę, odpuścił.
Zapakowaliśmy swoje rzeczy i ruszyliśmy w drogę do domu. Nie sądziłam, że kiedykolwiek będę się tak cieszyć z powrotu do własnego domu.
Moja ciąża rozwijała się książkowo. Czasem miałam obawy właśnie przez to, że było za dobrze. Każdy dzień przybliżający mnie do porodu był pełen przygotowań i spekulacji, kto tam we mnie siedzi. Jak dotąd nie udało nam się obejrzeć potomka, choć usilnie się staraliśmy. Przed samym świętem zmarłych miałam umówioną wizytę i nie mogło na niej zabraknąć Jerzego. Siedząc w poczekalni cały czas trzymał dłoń na moim brzuchu i chociaż mnie to męczyło, to nie broniłam mu tego. Po szybkim badaniu przełożyłam się na kozetkę i wstrzymując oddech, nie odrywałam wzroku od ekranu. Lekarz najpierw włączył głośnik, dając nam posłuchać przepięknego tętna naszego malucha i kolejny raz nas zapewnił, że serce dzieciątko ma jak dzwon. Jurek za każdym razem dopytywał czy lekarz jest tego pewien i rozczulał mnie tą nadmierną troską. Kiedy usta lekarza wygięły się w uśmiechu, już wiedziałam, że zna odpowiedź na nurtujące nas od maja pytanie.
–No i? – zapytałam niecierpliwie.
–A co by państwo chcieli? – Spojrzał na mnie, a po chwili odwrócił się do Jurka.
–Syna – odpowiedzieliśmy równocześnie, a facet zwiesił głowę.
–Cóż za jednomyślność. – Uśmiechnął się i zaznaczył na ekranie czerwone kółko. – Jednomyślni nawet z synem. Gratuluję, duży, zdrowy chłopak. Nie widzę tu niczego niepokojącego, ale pani zalecałbym jednak więcej odpoczynku.
–Więcej? – wybuchłam. – Przecież ja nic nie robię, leżę całymi dniami i czytam.
–W takim razie proszę pozostać w tej pozycji i nie lekceważyć niczego, co wyda się pani niepokojące. I proszę odwołać wszelkie wizyty na cmentarzach.
–Co się dzieje, panie doktorze? – Jurek z nerwów podszedł bliżej i złapał mnie za rękę.
–Jeszcze nic i wolałbym, żeby tak było. Ma pani otwierającą się szyjkę. To, jak narazie, nic groźnego, ale proszę sobie odpuścić wszystko, co może panią obciążać. Do rozwiązania zostało dwa i pół miesiąca, wytrzyma pani?
–Nie. – Zażartowałam, ale Jurek spojrzał na mnie tak, że odpuściłam dalsze komentarze.
Po powrocie do domu usadził mnie na kanapie i od razu przyniósł miskę z sałatką makaronową. Wcale nie miałam apetytu, ale nie dał mi tego powiedzieć. Tłumaczył, że od dwóch godzin niczego nie jadłam i na pewno zaraz spadnie mi cukier. Nie wiedziałam, skąd zrobił się taki biegły w ciążowych dolegliwościach i nie chciałam tego wiedzieć. Niestety jego latanie nade mną było tego dnia wyjątkowo irytujące i nie wytrzymalam tego dłużej, jak do piętnastej.
–Czy ty możesz powiedzieć o co chodzi? – Uniosłam się, kiedy kolejny raz w ciągu kwadransa spytał czy czegoś mi potrzeba.
–Bo kochanie, ja mam spotkanie dzisiaj,
–I co to ma do rzeczy?
–Musiałabyś zostać na trzy cztery godziny sama. – Patrzył na mnie przepraszająco, jakby mi wyznawał, że jedzie na wojnę.
–I co? codziennie jestem sama.
–Lekarz mówił, żebyś się nie forsowała.
–Jurek, weź mnie nie denerwuj, dobra? – Usiadłam gwałtownie. – Nie pracuję, nie kopię w ogródku i nie noszę ciężarów! Leżę jak jakaś foka na kanapie i tyję! Moim jedynym obowiązkiem jest ugotować obiad i wstawić dwa razy w tygodniu pranie, bo nawet odkurzacz kupiłeś samosprzątający.
–Boję się o ciebie i o… – Zawiesił głos i zmarszczył lekko czoło.
–Piotrusia – dokończyłam za niego. – Jeśli nie masz nic przeciwko, to chciałabym, żeby miał imię po twoim tacie.
Jurek z czułym uśmiechem osunął się z fotela i klęknął przy moich nogach. Przez chwilę próbował dopukać się do mojego lokatora, ale chyba spał, bo ani razu nie odpowiedział na zaczepki.
–Będzie nad nim czuwał.
–Mam taką nadzieję. – Spojrzałam w górę i poczułam, jak Jurek całuje moje dłonie. – Jedź już, a ja się prześpię, ok? I nie dzwoń do mnie za godzinę, co?
–Za dwie? – Upewnił się.
–Za trzy. – Przytaknęłam dla świętego spokoju i powiodłam za nim wzrokiem, jak zaczął chodzić po domu i zbierać swoje rzeczy.
Gdy tylko zostałam sama, poczułam silne kopnięcie. Spojrzałam na niewielkie wybrzuszenie na napiętej skórze i dotknęłam je palcem. Junior od razu zmienił pozycję i zrobił to dość gwałtownie i boleśnie. Już wiedziałam, że nie pośpię, skoro on nie spał. Przed drzemką nalałam sobie do wanny trochę wody, w nadziei że ukołyszę Piotrusia chociaż na godzinkę. Ostatnio miałam ogromną potrzebę snu i potrafiłam nie wstawać z łóżka całymi dniami. Zreszta nawet jak wstawałam, to nie bardzo nadawałam się do funkcjonowania. Po kąpieli założyłam luźną koszulkę oraz dresowe spodenki i przytuliłam się do poduszki. Zapobiegawczo napisałam wiadomość do Jerzego, że idę spać i ma się nie dobijać, bo ja go zabiję.
Co dziwne, mimo znużenia nie zasnęłam od razu. Pierwszy raz od dawna myślałam o Damianie, o tym jak żyje i co robi. Tęskniłam za nim i na samą myśl o nim czułam przyjemne drżenie w podbrzuszu. Tłumaczyłam sobie, że to nie miłość, a jakiś rodzaj zauroczenia i fascynacji młodym chłopakiem, który nieświadomie dawał mi to, czego wtedy potrzebowałam. Jurek od początku ciąży bardzo się zmienił, co nie zmieniało faktu, że dla mnie był tylko zaangażowanym facetem. Nie stał się nagle moim mężczyzną i było mi z tym bardzo źle. Czułam, że go wykorzystuję, że obarczam go troską o, być może, nie jego dziecko. Tego starałam się do siebie nie dopuszczać, nie myślałam, że to nie jego syn. Za każdym razem, kiedy robiłam badania, zastanawiałam się nad testami genetycznymi, ale bałam się znać wynik. Naiwnie wierzyłam, że poznanie prawdy nie będzie nikomu nigdy potrzebne i będę mogła spokojnie żyć. Chciałam stabilizacji i pewności jutra, pewności drugiego człowieka, a Jurek mi to dawał.
Brzęk szkła mnie obudził i po spojrzeniu na zegarek sama się zdziwiłam, że spałam tak długo. Nie bardzo rozumiałam co się stłukło, ale głosy z parteru szybko mnie ocknnęły. Głos Jurka poznałam i nie zdziwił mnie. Zdziwił mnie głos Kryśki, której nie widziałam od zakończenia roku akademickiego. Owinęłam się szlafrokiem i pocierając przed lustrem twarz przyjrzałam się sobie. Nie wyglądałam dobrze. Byłam opuchnięta i gruba.
Po zejściu na parter uśmiechnęłam się szeroko, ale nie było w tym szczerości, a raczej dobre wychowanie.
–Obudziliśmy cię? – Jurek odłożył na blat stłuczony talerz i podszedł do schodów, na których się zatrzymałam.
–Nic się nie stało.
–Spotkałem Krysię na mieście i zaprosiłem ją na kolację, dawno się nie widzieliśmy. Kolację już kupiłem. – Uniósł dłonie i pocałował mój policzek. – Nie masz nic przeciwko?
Miałam! Bardzo miałam coś przeciwko wizytom Krysi i przeciwko niezapowiedzianym jakimkolwiek wizytom o godzinie dwudziestej pierwszej.
–Nie no skąd, cieszę się, że wszystko ogarnąłeś. Może pójdę się ubiorę.
–Zostań. – Chwycił mnie za dłoń.
Kątem oka zerknęłam na siedzącą przy wyspie Kryśkę i po głębokim oddechu podeszłam bliżej niej. Bez zastanowienia pocałowała mnie w policzek, jakby nas nigdy nic nie poróżniło. Miałam dziwne wrażenie, że coś jest na rzeczy i że ona wcale nie znalazła się tu przez przypadkowe spotkanie, jednak ani jedno, ani drugie niczego mi nie powiedziało.
Do pierwszej siedzieliśmy przy kominku i rozmawialiśmy o głupotach, lecz ja wciąż doszukiwałam się drugiego dna tej wizyty. Kiedy byłam już zmęczona, wymieniłam się porozumiewawczym spojrzeniem z mężem i ucieszyłam się, że zrozumiał.
–Ja już pójdę. – Kryśka się odezwała. – Miło mi było z wami posiedzieć.
–Dzięki za odwiedziny – odparłam, podnosząc się z kanapy.
Jurek chciał ją odwieźć, ale nie była zainteresowana i zaraz zamówiła sobie taksówkę. Cholera dlaczego coś mi w niej nie pasowało? Jak tylko wyszła, a światła taksówki znikły daleko w mroku, spojrzałam na chowającego naczynia męża.
–Skąd pomysł, żeby ją tu przytargać o tej porze? – Zaczęłam bez wstępów.
–Tak jakoś się zgadzało. – Oparł dłonie o blat i zwiesił głowę. – Szedłem ze spotkania do samochodu, jak ją spotkałem, pogadaliśmy chwilę, pytała jak się czujesz, jak znosisz ciążę i tak palnąłem, żeby wpadła, no i się zgodziła. Myślałem, że powie, że kiedy indziej, że jest za późno, to co miałem zrobić.
–Może mnie uprzedzić – zadrwiłam.
–Kochanie, przepraszam, ale serio nie sądziłem, że tak wyjdzie. – Przez chwilę unikałam jego wzroku, aż w końcu głośno westchnął. – No powiedz, co jest grane? Dlaczego tak na nią reagujesz?
–Pokłóciłyśmy się, jeszcze zanim zaszłam w ciążę, od tamtej pory jestesmy na chłodniejszej stopie.
–O co poszło?
–Już nawet nie bardzo pamiętam.
–To może nie warto tego tak rozpamiętywać?
–Nie wiem. Zmęczona jestem. – Potarłam palcami czoło. – Przepraszam, wiem, że trudno ze mną wytrzymać.
–Chodź, położymy się spać. – Pocałował mnie w czoło i obejmując ramieniem, poprowadził do sypialni. Cieszyłam się, że jednak zostałam w piżamie, bo mogłam swobodnie od razu się położyć. Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam.
Za namową Jurka zbliżyłam się znów do Kryśki. Z pewnym dystansem, ale znów zaczęłyśmy się spotykać. Ani razu nie wspominała o moim romansie, ale wiedziałam, że jest bardzo ciekawa mojego życia. Przede wszystkim była ciekawa czyje to dziecko, ale ja nie dawałam jej podstaw to tego, by wątpiła w ojcostwo Jurka.
Do świąt ledwo się doturlałam. Było mi ciężko, a częste skurcze przepowiadające coraz bardziej mnie niepokoiły. Mogłam już spokojnie urodzić, bo narządy Piotrusia były odpowiednio wykształcone i lekarz nie widział żadnych przeciwwskazań do rozwiązania trochę wcześniej niż to było zaplanowane. Momentami bardzo chciałam mieć to już za sobą. Spuchnięte stopy, niewygodny brzuch, który nie mieścił mi się w żadną kurtkę i spanie na siedząco przez zgagę nie było spełnieniem moich snów.
Po Nowym Roku zaczęły się ostre przygotowania do przyjęcia w domu nowego członka rodziny. Mieliśmy już wszystko kupione i zostało tylko ustawienie tego w sypialni i salonie. Miałam wrażenie, że brzuch mi zaraz spadnie na nogi, dlatego nie zwlekaliśmy ze składaniem mebli i pakowaniem szpitalnej torby.
Obudził mnie dziwny niepokój. Podniosłam głowę z poduszki i odruchowo dotknęłam brzucha. Junior spał spokojnie, podobnie jak Jurek, który udawał przez sen silnik od traktora. Szturchnęłam go w ramię i od razu otworzył oczy.
–Już? – W sekundę oprzytomniał.
–Jak nie przestaniesz chrapać, to uduszę cię poduszką, zobaczysz!
–Dobrze – sapnął i przekręcił się na drugi bok.
Ja nie zasnęłam od razu. Nie chcąc słuchać nasilającego się warkotu, zeszłam na parter i położyłam się na kanapie. Źle się czułam i nie chciałam zasypiać. Przeczuwałam, że coś się wydarzy i kiedy pojawił się pierwszy, aczkolwiek mało bolesny skurcz, spojrzałam na zegarek. Następny wystąpił po trzynastu minutach. Miałam czas, ale starałam się poukładać w głowie wszystko, co po kolei powinnam zrobić. Po kolejnych dziesięciu minutach poszłam na górę. Nie budząc jeszcze Jurka, weszłam do łazienki i wzięłam szybki, chłodny prysznic. Wychodząc, napięłam mięśnie i powstrzymałam jęk bólu. Zaczęło się i nie było odwrotu.
Po obudzeniu Jurka ubrałam się w wygodne rzeczy i wolnym krokiem zeszłam do salonu. Moja torba stała już przy drzwiach, a Jerzy jak poparzony latał i nie wiedział co ma ze sobą zrobić. Stałam oparta o wyspę i czekałam, aż się trochę uspokoi, ale nie widząc poprawy, jęknęłam przeraźliwie na cały głos. Zadziałało, zatrzymał się tuż przede mną i złapał mnie za ramiona.
–Boże! Rodzisz?
–Nie! – krzyknęłam. – Twoja panika nie pomaga, masz wieźć rodzącą, uspokój się, bo wezwę taksówkę! Oddychaj.
–Tak. – Pokiwał energicznie głową i łapiąc mnie w pasie odprowadził do samochodu. Przez drogę mierzyłam czas między kolejnymi skurczami. Pod szpitalem były już regularne co siedem minut. Najpierw zabrano mnie na badanie ktg i usg. Badania potwierdziły prawidłowe ułożenie Piotrusia, jak również rozpoczętą akcję porodową. Co dziwne byłam bardzo spokojna.
Rozwarcie było jeszcze zbyt małe, żeby spokojnie rodzić i po przeniesieniu mnie na trakt, dostałam do dyspozycji piłki, masażery i wszystko inne, co mogłoby mi pomóc się rozluźnić. Rano byłam już obolała, ale mimo bólu i zmęczenia uśmiechnęłam się do wchodzącego do sali lekarza i czekałam co powie. Długo się nie odzywał, sprawdzał wszystkie parametry na monitorach, aż w końcu stanął między moimi nogami. Zacisnęłam zęby, czując przeszywający mój brzuch i plecy ostry ból i napinając mięśnie, uniosłam głowę.
–Jest gorzej – wyjęczałam ze strachem.
–Nie jest gorzej. – Lekarz w końcu się odezwał. – Zaczynamy pani Luizo. Przed panią ostatnia prosta.
CZYTASZ
Niemiłość [Zakonczona]
RomanceŻycie Luizy płynie spokojnie u boku męża "z rozsądku" bez uczuć i bez szans na zmiany. Czy jedno spotkanie może ten spokój zburzyć i postawić główną bohaterkę przed życiowym rozstajem dróg? Którą ścieżkę wybierze młoda pani psycholog?