Dwudziesty drugi

180 23 0
                                    

Po nieudanym weekendzie u rodziców nasze życie powoli wracało do normy. Chodziliśmy do pracy jak zawsze, jedliśmy razem kolacje jak zawsze i milczeliśmy jak zawsze. Jurek zwolnił obroty, twierdząc, że teraz, jako odpowiedzialny za żonę w ciąży i nowe życie, musi się oszczędzać. Skończył się maj, a pogoda jak na początek czerwca była wyjątkowo udana i prawdziwie wakacyjna. Mogłam od rana chodzić w krótkich spodenkach, ale na szczęście mojego brzucha spod ubrań nadal nie było widać i cieszyło mnie to.
Siedziałam w wygodnym leżaku pod parasolem i cieszyłam się ostatnimi chwilami ciszy i spokoju. Od następnego tygodnia miały zacząć się egzaminy. Z kilku powodów miał być to dla mnie trudny czas. Denerwowałam się nie mniej niż studenci. Nie miałam w planach nikogo oblewać, doskonale wiedziała co, kto umie i nie było wśród młodzieży kogoś, kto nie umiałby nic. Zresztą nie miałam zamiaru na jesieni robić sesji poprawkowej.
–Grzejesz brzusio? – Jurek stanął za mną i pocałował mnie w skroń. – Podobno nie wolno wystawiać brzucha na słońce.
–Jestem w cieniu. – Przewróciłam oczami. – Trochę muszę się ugrzać, zima trwa zdecydowanie za długo, korzystam.
–Pewnie, że tak. – Kucnął przy mnie i cmoknął kilkukrotnie mój brzuch. Rozczulał mnie tym i cieszyłam się, że wszystko się układa.
Nie zapomniałam jednak o przeszłości. Miałam w głowie niezliczone myśli czyje to dziecko i co powinnam zrobić, ale uważałam, że postąpiłam słusznie. Jurek już był świetnym ojcem, mógł być już tylko lepszym. Dbał o mnie, że lepiej się nie dało, dokarmiał mnie i latał po mieście za zachciankami, których nie miałam, a które czasami na mnie wymuszał. Cieszył się i było to widać.
Dzień zaczęłam od wymiotów, ostatnio każdy dzień właśnie tak zaczynałam. Jurek mnie wspierał i, choć to obrzydliwe, to był ze mną za każdym razem i pomagał się później ogarnąć.
–Kochanie, to normalne? – spytał z troską i poprawił mi włosy.
–Tak, to normalne, w końcu to minie.
–Co chcesz na śniadanie?
–Nic. Mam niesmak. – Zamlaskałam.
–Musisz coś zjeść, zrobię ci owsiankę z owocami, co? Zawsze lubiłaś. – Skrzywiłam usta. bo na samo wspomnienie smaku płatków owsianych czułam jak wszystko mi wraca. – To może jajko? – Moje szeroko otwarte oczy mówiły mu wystarczająco dużo. – To co?
–Zupkę chińską bym zjadła – odezwałam się słodkim głosikiem.
–To niezdrowe.
–Ale tak mi pachnie.. – Zrobiłam podkówkę z ust.
–Którą? – Widać było, że jest zły.
–Kurczak łagodny.
Odchylił mocno głowę i z głośnym warknięciem znów na mnie spojrzał. Wiedziałam, że nie odmówi. Pochylił się do mojej szyi i delikatnie musnął ja ustami. Nadal nie czułam do niego pociągu, ale z czasem przestało mi to przeszkadzać.
–Bardzo cię kocham – wyszeptał.
–Ja ciebie też – odpowiedziałam trochę odruchowo i zdębiałam. On też był zaskoczony. Spojrzał mi w oczy i z impetem wpił się w moje usta. Całował mnie mocno i czasami boleśnie, a ja wciąż czekałam na koniec.
–Pierwszy raz to powiedziałaś – mówił, trzymając moją twarz. – Od ślubu pierwszy raz to usłyszałem.
–Jurek, posłuchaj, bo…
–Nie mów – przerwał mi i znów pocałował. – Nic nie mów, daj mi się cieszyć, nawet nie wiesz jakie to dla mnie ważne. Kupię ci sto tych zupek, w stu smakach,
–Nie wynaleźli tyle. – Zaśmiałam się, bo naprawde zwariował.
–Ja je spod ziemi wykopię. – Cmoknął mnie w nos i wybiegł z łazienki.
Zanim wrócił, zdążyłam się umyć i ubrać. Zeszłam do kuchni i rozejrzałam się po pustym salonie. Już wyobrażałam sobie rozłożony na podłodze kocyk dla dziecka, krzesełko do karmienia i kolorowy bujeczek. Zapowiadała się wielka rewolucja w naszym spokojnym życiu i dlatego chciałam ten wolny czas wykorzystać w stu procentach. Z kubkiem owocowej herbaty rozsiadłam się w fotelu i z przymkniętymi oczami czekałam na moją zupkę chińską.
Do pracy tym razem odwiózł mnie Jurek. Nie bardzo chciałam nadużywać jego czasu, ale nie dał się przekonać, że dobrze się czuję. Odstawił mnie pod same drzwi, a na pożegnanie gorąco pocałował. Egzaminy nie męczyły mnie za bardzo, ale trudno było mi ukryć głód. Jadłam bez przerwy, każde ilości i wszystko, co wpadło mi w ręce. Starałam się to jakoś ukrywać, ale gdy przestawałam jeść, salę wypełniało głośne burczenie. Miałam dość sama siebie, bo moje życie ograniczało się ostatnio do wymiotów, jedzenia i sikania, fascynująca przygoda życia.
Sesja trwała, a mnie każdy dzień przybliżał do egzaminu drugiego roku. Kiedy w końcu nadszedł ten dzień, denerwowałam się bardziej niż zwykle i gorzej niż zwykle powitałam poranek. Jurek tym razem nie mógł ani być ze mną w domu, ani odwieźć do pracy i musiałam poradzić sobie sama.
W marnym nastroju dotarłam na uczelnię i kiedy wybiła godzina dziesiąta, zabrałam swoje rzeczy i poszłam do sali. Elegancko ubrana młodzież czekała na korytarzu z indeksami w dłoniach, a ja najchętniej wpisałabym wszystkim czwórki i kazał iść do domu. Niestety to by nie przeszło, musiałam każdego z nich chociaż dwie minuty posłuchać. Najpierw wchodzili chętni, później kolejno według ułożonej alfabetycznie listy. Nie miałam siły na długie dyskusje, dlatego zadawałam bardzo konkretne pytania i cieszyłam się, że znali na nie odpowiedzi. W połowie listy był pan Kozicki. Próbowałam być wobec niego obojętna. Czekałam, aż przede mną usiądzie i zadałam mu najłatwiejsze z możliwych pytań. Długo niczego nie powiedział. Patrzył na mnie tym swoim pazernym wzrokiem, od którego miękły mi kolana i powoli unosił kącik ust.
–Czekam na odpowiedź, jeśli pan jej nie udzieli, będę zmuszona nie zaliczyć panu egzaminu.
–Już nigdy się do mnie normalnie nie odezwiesz? Zawsze w twoich oczach będę śmieciem?
–Nigdy nie nazwałam pana w ten sposób.
–Tak mnie traktujesz.
–Ja? No proszę, a jak pan mnie potraktował? Jak ja się poczułam?
–Czemu nie chcesz mi uwierzyć, że ja…
–Prosze o indeks. – Wyciągnęłam dłoń, ale mi go nie dał. Sama zabrałam go z ławki i wpisałam ocenę. – Żegnam, proszę poprosić następną osobę.
–Zaliczyłaś mi? – Podniósł na mnie zaskoczone spojrzenie.
–Nie chcę pana oglądać we wrześniu. Nigdy nie chcę pana oglądać. Czy to do pana dotarło?
–Tak. – Sposępniał i wstał. – Pamiętaj, że ja nigdy o tobie nie zapomnę i zawsze będę na ciebie czekał.
–Niepotrzebnie. Może pan nie wie, ale mam przy sobie mężczyznę, który o mnie nie zapomniał i który nie jest ze mną dla wygrania zakładu z kolegami – powiedziałam to i przypomniałam sobie, że Jurek mnie kupił.
–A ty nie zapominaj o tym, że kiedy nie układało ci się z twoim mężczyzną, to ja cię pocieszałem. To ja cię tuliłem, kiedy płakałaś, czując się bezsilna i niechciana,  ja mówiłem ci jaka jesteś ważna. Jego wtedy przy sobie nie miałaś. Do widzenia pani magister, obyś znalazła przy mężu to, czego potrzebujesz i pragniesz, a czego ja najwyraźniej nie potrafiłem ci dać.
Zamknął za sobą drzwi, a ja dopiero wtedy wypuściłam powietrze z płuc. Nie spodziewałam się takich słów z jego strony. Spodziewałam się wyrzutów i śmieszków. Słuchania jaką to jestem idiotką i jak marnuję sobie życie, bo nigdzie nie będe mieć takiego seksu jak z nim. I w jednej, i w drugiej wersji miał rację. Nie chciałam o tym myśleć. Nigdy nie byłam dobra w podejmowaniu decyzji, a skoro już taką podjęłam, to chciałam jej się trzymać.
Kolejni studenci również nie mieli problemu z zaliczeniem i ucieszyłam się, wpisując ostatnią w tym roku akademickim ocenę. Zadowolona z siebie i swoich studentów poszłam do dziekanatu. Kiedy tylko otworzyłam drzwi rozległ się huk wystrzeliwanych korków szampana, a z sufitu posypało się konfetti. Czułam się jak na sylwestrze. Zapiszczałam wesoło i rozejrzałam się po twarzach stojących przy mnie osób.
–Pani magister… – Dziekan zaczął przemowę z kieliszkiem w dłoni. – Jest nam ogromnie przykro, że pani od nas odchodzi. Była pani naszym światełkiem i zawsze będziemy panią miło wspominać. Mamy nadzieję, że kiedy znudzą się pani smoczki, pieluszki i inne grzechotki, to jednak pani do nas wróci. – Stuknął kieliszkiem w mój. – Bezalkoholowy – szepnął i mrugnął okiem. – Luśka tu jest twoje miejsce. Nie zapominaj o nas i wróć, gdy tylko będziesz gotowa.
–Zaraz się pobeczę. – Wygięłam usta w podkówkę. – Dziękuję kochani za wszystko. – Łamał mi się głos. – Za każdy wykład i za każdego kopniaka. Jesteście najlepszym zespołem, jaki można sobie wyobrazić. Będę za wami tęsknić, a jak mnie junior zmęczy, to go wam podrzucę.
Po wzniesieniu toastu i wycałowaniu przez każdego dostałam ogromny bukiet i prezent w postaci wiecznego pióra i kubka z podgrzewaczem dla przyszłej mamy.
Zastanawiałam się czy ten wiecheć zmieści mi się do autka. Kiedy zeszłam na parking, zobaczyłam stojącego przy ścianie Damiana. Podszedł do mnie zabierając mi z ręki kwiaty, przez co mogłam wyjąć z torebki kluczyki.
–Jakaś okazja? – zapytał i przyglądał się bukietowi.
–Pożegnalny od kadry. Nie wracam po wakacjach.
–Co? – zawołał dość głośno.
–Nie wracam. To moja ostatnia sesja tutaj. Tak będzie lepiej.
–Dla kogo? – Zrobił pół kroku w moją stronę.
–Dla ciebie. – Odebrałam kwiaty i położyłam je ostrożnie na siedzeniu. – Nie możemy się widywać, bo to się źle skończy. Rozstanie to rozstanie, nie będziemy ciągnąć tego umierania.
–Nie ja chciałem rozstania.
–Związku też nie chciałeś. Nawet mnie nie chciałeś i nie mów, że to nieprawda. Ja sama wmówiłam sobie uczucia, których do mnie nie miałeś, ty je tylko potwierdziłeś dla własnych korzyści. Nie myślałeś wtedy o mnie. Gdyby było inaczej, powiedziałbyś mi o tym i przegrał ten zakład, ale zwycięstwo było ważniejsze. Wiesz… – zawiesiłam głos i spojrzałam w bezchmurne niebo. – Ja się nawet nie umiem pogniewać, choć to by wiele ułatwiło. Nie będzie happy endu. Nikt nie byłby happy, ani ty, ani ja.  Nie wracajmy do tego. Damian… – przerwałam na moment i rozejrzałam się na boki. – To był dla mnie piękny i wyjątkowy czas, dałeś mi coś, czego nigdy od nikogo nie dostałam. Dałeś mi uwagę, szczerą czy nie, to nieważne, wierzę, że to było prawdziwe, ale wszystko ma swój koniec. To, co piękne też. Rozejrzyj się, wokoło są dziesiątki ładnych, mądrych i przede wszystkim wolnych dziewczyn. Nie zostaniesz sam, na pewno umiesz pokochać naprawdę. Przy mnie nie byłbyś szczęśliwy. Prędzej czy później wszystko by się rozpadło.
–Ty jesteś szczera – odparł trochę zaskoczony. – Ty tego serio chcesz. Nic ci nie zależy
–Bardzo mi zależy. Na tobie mi zależy i dlatego nie pozwolę, żebyś zmarnował sobie życie. Skończ kierunek i udowodnij wszystkim, że świetny z ciebie psycholog. – Zanim się odezwał, wsiadłam do auta i odjechałam. Na tym skończyłam romans. Reszta mojego życia miała się już toczyć przy mężu i dziecku. 
Wakacje mijały mi na niczym. Męczyło mnie odpoczywanie. Przeczytałam wszystkie książki jakie miałam w domu, trzykrotnie zmieniałam ustawienie mebli w salonie i w sypialni, dostosowując przestrzeń do pojawienia się malucha i jego nieodłącznych sprzętów.
Jurek zastał mnie przy przeglądaniu dziecięcych mebelków. Nie chciałam niczego pokazowego, stawiałam raczej na praktyczne rozwiązania.
–Różowe? – zapytał zaskoczony. – Nie mówiłaś, że znasz płeć. – Usiadł obok mnie i od razu dotknął mojego brzucha.
–Nie, to tylko zdjęcie poglądowe. – Nie odwracałam wzroku od ekranu. – Te są ładne, jak myślisz? – Wskazałam palcem fioletowy zestaw.
– Proste takie.
– I dobrze, nie będę po zakamarkach ze ścierką latać.
–Może trzeba wynająć sprzątaczkę.
Podniosłam na niego wzrok, bo chyba się przesłyszałam.
–Chcesz powiedzieć, że nie radzę sobie ze sprzątaniem?
–Oj, ty od razu z grubej rury. Radzisz sobie, ale przyjdzie duży brzuch, później dziecko, a… – Zawiesił głos i odwrócił twarz.
–A co?
–Słuchaj… – Chwycił moje dłonie. – Rozmawiałem ostatnio z lekarzem i on wspomniał, że w moim wieku, to wiesz… No geny nie są już takie silne i tak dalej. A jak urodzi się chore albo upośledzone?
–To nadal będzie naszym dzieckiem.
–Kotuś ja nie o tym, będziemy bardzo zajęci, ktoś do pomocy się przyda.
–Bielski! – Podniosłam głos od razu uniósł dłonie. – Ostrzegam cię lojalnie, że nie chcę słuchać takich tekstów. Jak na razie dziecko jest zdrowe i nic nie wskazuje na to, żeby miało się coś zmienić.
–Pomoc się przyda.
–Jak będzie mi potrzebna pomoc, to ci to powiem.
–Nie gniewaj się. – Usiadł za moimi plecami i położył obie dłonie na moim brzuchu. Nagle poczułam coś dziwnego. Jakby przetaczającą się we mnie kulkę. Wyprostowałam się i zesztywaniałam. Jurek natyczmiast zabrał dłonie, ale szybko je złapałam i znów położyłam na sobie.
–Czułeś?
–Co?
–Poruszyło się.
–No co ty, za wcześnie jeszcze.
–Jurek! – Odwróciłam się do niego. – Mamy dwudziesty drugi tydzień.
–Już?
–Ot ojciec. – Pokręciłam głową. – Co miesiąc jesteś ze mną na badaniach i nie wiesz który?
–Nigdy jakoś nie liczyłem. Wiem, że masz termin na ósmego stycznia. – Z dumą uniósł głowę.
–Na osiemnastego. – Poprawiłam go.
–Tak? – Jego brwi lekko się zbiegły.
–Tak. Ty wiesz coś o tym dziecku?
–Wiem, że bardzo je kocham, kiedy by się nie urodziło. – Oplótł mnie rękami i wtulił w siebie.
Już za to mogłam mu wybaczyć wszystkie niedociągnięcia. Każdy dzień upewniał mnie, że postąpiłam słusznie i że mimo braku uczuć, damy radę przetrwać wszystko.
Obudził mnie telefon w środku nocy. Zaspana podniosłam głowę z poduszki i spojrzałam na rozglądającego się po sypialni męża. Dopiero po chwili oprzytomniałam i wzięłam do ręki swój telefon.
–Matka – szepnęłam i odebrałam.
–Córeczko! – zawołała zapłakana, a ja tylko zmarszczyłam brwi. – Tata jest w szpitalu.
–Co się stało? – Dziwiło mnie, że potrafiłam być taka obojętna.
–Poraził go prąd, nie wiadomo czy przeżyje.
–No ja też tego nie wiem. – Poprawiłam się na łóżku i poczułam na sobie upominający wzrok Jurka. – Nie wiem, mamy przyjechać? – Czekałam na jej odpowiedź, ale tylko chlipała mi do słuchawki. Zerknęłam na zegarek, było dopiero wpół do czwartej. O niczym tak nie marzyłam, jak o położeniu się spać. – Dobrze, mamo, zaraz się zbierzemy i przyjedziemy do ciebie, tak? Daj nam chwilę na obudzenie się i spakowanie. – Znów się nie odezwała.
Po odłożeniu telefonu odwróciłam się do Jurka. Patrzył na mnie z pretensją, no może faktycznie byłam zbyt chłodna, w końcu to moi rodzice, jacy by nie byli.
–Dobra, już – burknęłam.
–Litości to w tobie za grosz.
–Nie denerwuj mnie. – Wyszłam spod kołdry. – Teraz sobie o mnie przypomniała?
–To twoja matka! – Podniósł na mnie głos.
–To kobieta, która mnie urodziła. – Mój głos był cichy i obojętny. – Nie zrozumiesz tego, bo twoi rodzice byli wspaniałymi, ciepłymi ludźmi. Bardzo cię kochali i nawet mnie pokochali, chociaż znali mnie tak krótko. Nie pogniewasz się, jeśli damy naszemu dziecku imię po twoich rodzicach?
–Jak? – Podszedł bliżej mnie.
–Normalnie, Helena albo Piotr. – Wzruszyłam ramieniem. – Chyba Piotr, bo tak coś mi się zdaje… – Nie dał mi dokończyć. Łapiąc moją twarz, przycisnął się do moich ust, nie dając nawet swobodnie oddychać. Próbowałam go jakoś od siebie odepchnąć, ale im bardziej to robiłam, tym mocniej mnie do siebie przyciągał.
–Jesteś miłością mojego życia – wyszeptał, ledwo się ode mnie odsuwając.
–Nawet nie wiem, co mam ci odpowiedzieć.
–Nic nie mów. – Oparł nas o siebie czołami i przymknął oczy. – Jestem szczęściarzem, że mi się trafiłaś.
–Gdybyś myślał inaczej, dostałbyś po łbie. – Uśmiechnęłam się.
–Chętnie się nastawię do bicia.
–Nastaw kawę, przyda się przed spotkaniem z mamunią. – Głęboko westchnęłam i poszłam do łazienki.
Droga minęła nam w ciszy. Co prawda radio grało, ale my niewiele ze sobą rozmawialiśmy. Chciałam przypomnieć sobie tatę z tych lepszych czasów, kiedy byłam mała i wydawało mi się, że mnie kochali. Kiedy sięgałam pamięcią do beztroskich zabaw, doszło do mnie, że nigdy nikt się mną nie zajmował. Bawiłam się sama, uczyłam sama, sama chodziłam do szkoły.
–Uśmiechasz się? – zapytał Jurek.
–Raczej śmieję się z siebie. Jako dziecko upomniałam się o ich uwagę, o czas, a zawsze słyszałam, zaraz, nie teraz, pobaw się sama, przeszkadzasz. Powinnam być przez to bardziej stanowcza i samodzielna, a nie jestem. Boję się podejmowania decyzji, bo zawsze słyszałam, że podjęłam złą.
–Jak to mówią, jeśli co byś nie zrobiła, to jest źle, nie rób nic. I tak będzie źle, a przynajmniej się nie zmęczysz.
–No. I niech ktoś mi powie, że dzieciństwo nie ma wpływu na dorosłe życie.
–Ma ogromne – westchnął. – Moi rodzice zawsze mnie wspierali, nawet jak wiedziałem, że robię głupotę, to mówili, że to głupota, ale wspierali, a jak trzeba było z tej głupoty się jakoś wyplątać, to pomagali. Ani ja, ani Wojtek z Anką nigdy nie powiemy słowa na rodziców. Każde z nas miało w nich ogromne wsparcie. Może dlatego wszystko mi się w życiu jakoś układa. Z każdej sytuacji umiem jakoś wyjść, i to oni mnie tego nauczyli.
–Czemu tak późno się ożeniłeś? – zagadnęłam.
–Czekałem, aż będziesz pełnoletnia
–A tak serio?
–Tak serio, to byłem z taką jedną dość długo, ale mnie zostawiła. Nie odpowiadałem jej. – Widziałam, że wspomnienia go bolą. – Podobno wyszła za mąż, ale nie wiem jak jej teraz. Nie interesuje mnie to. Później po prostu nie chciałem być z nikim. Dopiero kiedy zobaczyłem jak chowasz się przed kimś na schodach w szkole, zauważyłem, że poza moją byłą istnieją jeszcze inne dziewczyny. Pomyślałem, że albo ty, albo już żadna.
–Wybrałeś tę gorszą opcję.
–Wybrałem najlepszą. – Uniósł moją dłoń do swoich ust.
–Wiedziałeś, że cię nie chciałam. – Sama nie byłam pewna, czy to dobry moment na takie szczere rozmowy. – I nie kłam, że nie byłeś pewny, że robię to dla twoich pieniędzy.
–Miałem ich wtedy dużo mniej niż teraz.
–A jednak wiedziałeś, że liczył się majątek, a mimo to…
–Majątek był sposobem – na chwilę odwrócił się w moją stronę. – Kiedyś musiałaś przecież do mnie przywyknąć. Zrobiłaś to. Stworzyliśmy rodzinę. Co prawda nieplanową, ale szczęśliwą. Dobrze ci tak, jak jest teraz?
–Dobrze – westchnęłam i uśmiechnęłam się do niego. – Jest mi dobrze.
Nasze spojrzenia znów się spotkały i musiałam przyznać przed sobą, że wierzyłam w to, co mówiłam.
Mama dała mi znać, że jest przy ojcu w szpitalu i od razu tam pojechaliśmy. Jurek nie był szczęśliwy, że w ciąży, po nocy latam po szpitalach ,ale nie miałam zamiaru długo zostawać. Dowiedziałam się tylko, że stan ojca jest krytyczny i że nawet jeśli przeżyje, to będzie do końca życia warzywem przykutym do łóżka i karmionym dożylnie. Posiedzieliśmy na korytarzu, kiedy matka żegnała się z tatą i razem wróciliśmy do domu. Jurek nalegał abym kładła się spać, jednak adrenalina robiła swoje i wcale nie chciało mi się spać. Z kubkiem herbaty usiadłam przy stole i podniosłam wzrok na siadającą obok mamę.
–Jesteś z nim szczęśliwa? – Na to pytanie parsknęłam śmiechem.
–Nie udawaj, że cię to obchodzi.
–Obchodzi.
–Nie chciałam za niego wyjść i wiedziałaś o tym. Wtedy moje zdanie i moje szczęście nie miało dla ciebie znaczenia. Teraz kiedy jestem jego żoną, noszę jego dziecko, pytasz mnie o takie rzeczy? Czego bym nie powiedziała, wyjdę na tą złą. Powiem, że jestem szczęśliwa, to usłyszę, że miałaś rację, a ja się pomyliłam. Powiem, że jestem nieszczęśliwa, usłyszę, że nie umiem docenić tego, co dostaję. Jest mi dobrze mamo. Nie boję się odezwać, mogę mieć swoje zdanie, mogę pracować, a mogę nie! Jestem przy nim wolna! – Podniosłam głos. – Co bym nie zrobiła, to Jurek jest przy mnie. Nawet wtedy kiedy na to nie zasługuję, to on jest obok mnie. – Odwróciłam się do stojącego w progu mężczyzny. Bez słowa do mnie podszedł i po pocałowaniu mnie w skroń podał mi dłoń.
–Połóż się już. Nie powinnaś się przemęczać. – Pociągnął mnie za rękę do pokoju i po szybkim przytuleniu spojrzał mi wymownie w oczy. Pokiwałam tylko głową i bez zdejmowania ubrań weszłam do łóżka.

Niemiłość [Zakonczona]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz