dwudziesty pierwszy
Czekałam pod gabinetem, aż mój ginekolog zaprosi mnie na wizytę i podrygiwałam nerwowo nogą. Reszta dziewczyn, która ze mna czekała, była spokojniejsza. Może tylko ja miałam mieszane uczucia co do swojego macierzyństwa. W końcu drzwi się otworzyły i mój lekarz gestem dłoni zaprosił mnie do środka. Nie wiem czy widać było po mnie stres, ale najpierw spytał, czy podać mi wody. Pokręciłam przecząco głową i wzięłam głęboki oddech.
–Jestem w ciąży – odezwałam się. – Ale wolałabym nie być. Nie że chcę usunąć – poprawiłam się szybko. – Po prostu to dziecko nie bardzo mi pasuje i chciałabym, żeby mi pan powiedział, że to jakieś zaburzenia dobra? – Uśmiechnęłam się słodko.
–Dobra. – Kiwnął głową. – Jak by nie patrzeć, to ciąża jest swojego rodzaju zaburzeniem hormonalnym. Bądź co bądź to nie jest dla organizmu normalny stan. Nikt mi nie powie, że to normalne, żeby w jednym ciele działały dwa serca, cztery płuca i tak dalej. Poza tym jak to możliwe że w jednym organizmie krąży krew o dwóch odmiennych grupach? – Zafascynowany własnymi słowami oparł się łokciami o biurko. – Może właśnie dlatego zostałem położnikiem, żeby oglądać ten cud. – Mrugnął do mnie okiem. – To teraz odpowie mi pani na kilka kluczowych pytań, a później obejrzymy to pani zaburzenie ok? – Pokiwałam tylko głową i po odłożeniu torebki uważnie słuchałam każdego pytania.
Po szybkim badaniu, przeszliśmy do usg, to tego najbardziej się bałam. Bycie matką nijak do mnie nie pasowało i, jak strasznie by to nie zabrzmiało, to chciałam, żeby serce nie biło.
–Niech się pani nie denerwuje. – Lekarz zaczął uruchamiać sprzęt i wyjął mało sympatyczną z wyglądu sondę. – Teraz to już nie pora na nerwy. Wiele kobiet krzyczy, że nie chce mieć dzieci, wiele chce aborcji, a później patrzą na tę plamkę na ekranie i mówią o niej dziecko.
Nie odpowiedziałam, wypuściłam powietrze, kiedy głowica znalazła się w moim wnętrzu i pełna nadziei spojrzałam na ekran przed sobą. Nie wiedziałam czego szukać, ale pulsujący na środku punkcik był dla mnie jednoznacznym sygnałem, że jestem matką.
Lekarz wypisał mi skierowanie na szereg badań oraz zalecił wykupienie witamin, po czym zapisał mnie na następną wizytę za miesiąc. Byłam poniekąd świadoma swojego stanu, ale dopiero gdy zobaczyłam to dziecko na ekranie, dotarła do mnie powaga tej sytuacji i to, jakie zmiany niesie za sobą.
Siedząc za kierownicą samochodu, wyjęłam z torebki wydrukowane zdjęcia i mimowolnie się uśmiechnęłam. Miałam w sobie nowe życie, cud, którego nie wszyscy mogą doświadczyć. Bałam się reakcji męża i reakcji Damiana, bo to, że prędzej czy później się o tym dowie było nieuniknione. Nie chciałam, żeby choć przez chwile przyszło mu do głowy, że dziecko może być jego.
Po wizycie w aptece wróciłam do domu i żeby stale nie myśleć o tym samym, wyjęłam laptopa i otworzyłam arkusze przygotowane do sesji. Do wieczora wszystko dokładnie czytałam, a kiedy szyby w salonie rozjaśniły światła reflektorów, wzięłam głęboki uspokajający oddech.
–Nie za dużo pracujesz? – odezwałam się, kiedy tylko Jurek zawołał, że jest.
–Dziś nie było tak źle. – Oparł dłonie na moich barkach, po czym zaglądając w ekran, pocałował mnie w czubek głowy.
–Głodny?
–Nie bardzo, ale jak jeszcze nie jadłaś, to chętnie ci potowarzyszę.
–Ok, to zrobię coś na szybko. – Wysunęłam się spod jego rąk. Tak naprawdę wcale nie miałam apetytu, ale uznałam, że przy posiłku łatwiej nam będzie porozmawiać.
Kiedy kolacja była gotowa usiedliśmy po przeciwnych stronach wyspy. Na początku nawet na niego nie patrzyłam, nalałam sobie do kubka herbaty, a na talerz nałożyłam kilka plasterków wędliny.
–Ty serio mówiłeś o tym powiększeniu rodziny? – zagaiłam.
–Skoro to dla ciebie takie ważne, to czemu nie?
–Nie chcesz dzieci, to też jest ważne.
–Kochanie, nigdy ich nie planowałem i nie wyobrażałem sobie posiadania ich, po prostu.
–A gdyby były, to co?
–Nic, nadal bym sobie tego nie wyobrażał i nadal bym ich nie chciał, ale pewnie jakoś bym przywykł przez dziewięć miesięcy ciąży.
–Już nie dziewięć – szepnęłam i odłożyłam widelec.
–Co nie dziewięć?
–Zostało trochę ponad siedem. – Podniosłam na niego przepraszające spojrzenie, ale nie potrafiłam wyczytać z jego oczu niczego, jakby w ogóle mnie nie pojmował. – Nic nie powiesz?
–Jesteś w ciąży? – Wstał z krzesła i natychmiast usiadł ponownie.
–Przepraszam cię. – Odsunęłam talerz i wstałam. – Byłam dziś u lekarza, ostatnio słabo się czułam i… Rozumiem, że nie chcesz. – Głos drżał mi z nerwów, ale nie chciałam przy nim płakać. – Jakoś to załatwię. – Pierwszy raz przyszła mi do głowy aborcja. – Nie mogę cię przecież zmusić. Dobranoc.
Uciekłam do sypialni i opierając plecy o drzwi zacisnęłam dłoń na ustach. Próbowałam się uspokoić, bo nie chciałam szkodzić ani dziecku, ani sobie, ale to nie było proste. Trzęsłam się na samą myśl o tym, co mnie czekało. Pukanie do drzwi nieco mnie otrzeźwiło i ocierając nadgarstkiem policzki odsunęłam się i nacisnęłam klamkę.
–Kochanie… – Jurek westchnął i mocno mnie do siebie przytulił. Zaczęłam płakać i nie umiałam tego opanować, łzy same leciały mi z oczu, a ciało trzęsło się jak w gorączce. – Uspokój się, proszę. – Całował mnie w czoło i skroń. – Nie byłem przygotowany na takie wiadomości. Chodź, chodź połóż się i powiedz mi po kolei. – Chciał mnie unieść, ale nie pozwoliłam mu na to i sama podeszłam do łóżka. Od razu położył się przy mnie i obejmując mnie ramieniem, oparł moją głowę na swojej klatce piersiowej.
Kiedy już się uspokoiłam, podniosłam głowę i usiadłam naprzeciwko męża. Przez chwilę tylko na siebie patrzyliśmy, a ja nie wiedziałam nawet jak zacząć. Czego bym nie powiedziała, to zdawałam sobie sprawę, że wmuszam mu to dziecko.
–Niedługo po twoim pierwszym ataku, jak zaproponowałeś przeprowadzkę, źle się czułam. Byłam słaba i w ogóle – zaczęłam spokojnie. – Nie przyszło mi na początku do głowy, że to może być to. Zwalałam wszystko na przemęczenie i tyle, ale to za długo trwało. Nie mówiłam ci, że umówiłam się do lekarza. Dziś potwierdził, będziemy mieli dziecko w połowie stycznia. – Wyrzuciłam z siebie i czekałam na reakcję. Nie było żadnej, patrzył na mnie jakby nadal mnie słuchał.
–Nie dociera to jeszcze do mnie – odparł ale z uśmiechem. – Nigdy nie przypuszczałem, że coś takiego usłyszę, nawet nie wiem co ci odpowiedzieć.
–Ja chcę wiedzieć tylko jedno. – Zmarszczyłam lekko brwi. – Nie musisz udawać, że je kochasz, jeśli tego nie czujesz, ale nie odtrącaj go, nie chcę, żeby czuło się niepotrzebne i niechciane.
–Żartujesz? – Położył delikatnie dłoń na moim policzku. – Będę je bardzo kochał i będę o nie dbał. O was będę dbał. – Oparł usta na moim czole. – Nie umiem nazwać tego, co czuję, ale uwierz mi, nie pozwolę nikomu was skrzywdzić i nigdy wam niczego nie zabraknie.
–Nie jesteś zły?
–Zły? – Z uśmiechem złączył nasze usta. – Kochanie, jestem zaskoczony, bo, o ile po naszej ostatniej rozmowie rozważałem taką możliwość, to nie uświadamiałem sobie, jak to jest dowiedzieć się, że będzie się ojcem. – Opuścił wzrok i spojrzał na mój brzuch. – Mogę dotknąć?
Z czułym uśmiechem kiwnęłam głową i podciągnęłam bluzkę. Jego ciepła dłoń delikatnie dotknęłam mojej skóry, a ja poczułam ogarniający mnie spokój i błogość. Chciałam, żeby to było dziecko Jerzego. Chcąc już odpocząć, oparłam się o niego i razem położyliśmy się na poduszce. Jego ręce oplotły mnie dość ciasno i w jego objęciach spokojnie zasnęłam.
Ciąża pokrzyżowała moje plany na zmianę pracy. W obecnej uczelni nie mogłam i przede wszystkim nie chciałam zostawać z wiadomych względów i z zaświadczeniem od lekarza poszłam do dziekanatu. Zbliżała się sesja, więc mogłam spokojnie zostać w pracy do końca roku akademickiego, ale powrotu po wakacjach nie planowałam. Dziekan nie zachwycił się tą wiadomością, ale nie był w stanie przekonać mnie do pozostania.
W przerwie między wykładami usiadłam przy biurku z drugim śniadaniem, a pokój w sekundę wypełnił się zapachem krokietów z kapustą i grzybami. Zajadałam się z takim apetytem, że sama sobie się dziwiłam. Kryśka, która weszła w trakcie mojego posiłku, zmarszczyłam czoło i, z miną przypominającą obrzydzenie, zajrzał mi do talerza.
–Przerzuciłaś się z sałatki greckiej na krokiety?
–Zawsze lubiłam krokiety – odburknęłam z pełnymi ustami.
–W pracy, chyba pierwszy raz widzę.
–Nie mogłam się oprzeć, tak pachniały. – Machnęłam ręką. – Zresztą nie mam powodów się opierać, zwłaszcza teraz. – Specjalnie nie mówiłam od razu wszystkiego.
–A wcześniej miałaś?
–Niby nie.
–To co się zmieniło?
–Spodziewam się dziecka – odpowiedziałam bez namysły i włożyłam do ust słuszny kawałek naleśnika.
Kryśka przez kilka sekund gapiła się na mnie szeroko otwartymi oczami, ale nie wydała z siebie żadnego dźwięku. Dopiero kiedy sama szeroko otworzyłam oczy, potrząsnęłam głową.
–Jak to w ciąży? Nie mówiłaś.
–No wybacz, ale to dość intymne sprawy.
–Jurek wie?
–Myślałam, że najpierw zapytasz jak się czuję. – Pokiwałam głową na boki i zabrałam się za jedzenie. – Tak wie. Wie i nawet się cieszy. Trochę czasami przesadza z opieką nade mną.
–Gratuluję – powiedziała cicho i ani trochę szczerze.
–Dziękuję w imieniu swoim i męża. – Dopchnęłam ostatni kawałek i po wytarciu rąk złapałam torebkę i poszłam na zajęcia.
Miałam wybitnie dobry humor i w zasadzie nic mnie nie denerwowało, nawet młodzież, która zamiast słuchać tego, co mówiłam, mruczała coś między sobą.
Kiedy weszłam do domu, zaskoczył mnie widok jaki zastałam. W jadalni czekał na mnie zastawiony stół, a Jurek stał przede mną z wielkim bukietem kolorowych kwiatów. Nie bardzo wiedziałam jaka to okazja, ale było mi miło. Kiedy się zbliżyłam podał mi ciężki bukiet.
–Coś się stało? – spytałam niepewnie.
–Absolutnie nic złego. Mam w domu kobietę w ciąży i chciałem o nią jakoś zadbać.
–O, i tak będzie już codziennie aż do stycznia?
–Jeśli tylko masz takie życzenie, to tak. – Objął mnie ramieniem i złożył czuły pocałunek na moim policzku.
–Nie strasz mnie. A tak serio, to co to za okazja?
–Niespodzianka, ale najpierw obiad, później jedziemy w pewne miejsce. – Odsunął mi krzesło prz stole i odebrał bukiet.
–Za wcześnie na kupno wyprawki.
–To później. Dziś wyjeżdżamy na weekend.
–Jurek, powiedz o co chodzi, nie lubię takich tajemnic. – Bezsilnie oparłam się o stół.
–Nie tym razem. Nie denerwuj się, bo ci nie wolno i jedz póki ciepłe.
–Nie będę się denerwować, jak mnie nie będziesz denerwować – burknęłam i patrzyłam w talerz, do którego Jurek nalewał mój ulubiony barszcz ukraiński.
–Ufasz mi?
–Ufam, bardzo ci ufam, ale… – Spojrzałam mu w oczy i pokręciłam głową. – No dobra, niech będzie. Co mam ze sobą zabrać?
–Nic nadzwyczajnego, w niedziele wracamy i nie planuję żadnych oficjalnych wyjść, będzie raczej swojsko.
–Swojsko – westchnęłam i przypomniałam sobie zaproszenie Kozickiej. Gwałtownie podniosłam wzrok i z trudem przełknęłam ślinę. – Ale nie jedziemy w Bieszczady do tych klientów, co…
–Nie – przerwał mi. – Jedz.
Nie byłam zachwycona, ale nie zostało mi nic innego, jak wierzyć, że mnie nie wywiezie na drugi koniec polski i nie zostawi przy drodze. Po obiedzie, który swoją drogą był przepyszny, zaczęłam się pakować. Wrzuciłam do walizki dwie pary spodni, kilka koszulek i jeden kardigan. Jak na dwa dni wystarczyło. Do tego bielizna i kosmetyki. Jurek zniósł walizkę do auta i podał mi dłoń, pomagając wsiąść.
W trakcie jazdy niewiele się do siebie odzywaliśmy. Nie próbowałam zgadnąć dokąd jedziemy, ale w końcu dotarła do mnie ta informacja. Minęliśmy już wszystkie możliwe drogi i została nam tylko jedna, ta prowadząca do mojej rodzinnej miejscowości.
–Chyba najpierw powinieneś spytać mnie o zdanie – odezwałam się.
–Nie zgodziłabyś się, a chyba powinni wiedzieć, że będa dziadkami.
–Mogłam do nich zadzwonić.
–Kochanie, to nie są rzeczy, o których powinno się mówić przez telefon.
–Jasne, oni mnie nie widzieli od trzech lat i co? Myślisz, że ucieszą się na wieść o wnuku? Nie chcą ani mnie, ani jego! Oboje jesteśmy dla nich obojętni! Ty się liczysz, bo masz pieniądze. – Poczułam drżenie podbródka i spływające po policzkach łzy. – Ja nigdy się dla nich nie liczyłam, pozbyli się mnie przy pierwszej okazji i nie ukrywali tego. Nie chcę do nich jechać.
Jurek ostrożnie zjechał na pobocze i włączył światła awaryjne, po czym odwrócił się do mnie.
–Po pierwsze, bardzo mi przykro, bo to moja wina. Jeśli kategorycznie nie chcesz jechać, to zawrócimy. Nie sądziłem, że dla ciebie będzie to aż tak bardzo przykre spotkanie.
Wyjęłam ze schowka chusteczki i otarłam nos. Nie wiedziałam czego chcę, a czego powinnam chcieć.
–Jedźmy już.
–Do domu? – Upewnił się i włączył kierunkowskaz.
–Do rodziców. Masz rację, nie powinnam ich traktować tak, jak oni mnie.
–Mądrze. – Złapał moją dłoń i pocałował. – W razie czego zawsze możemy wrócić.
Nie odezwałam się, patrzyłam w szybę i czekałam na spotkanie z rodzicami, których już dawno nie wspominałam. Kiedy wysiedliśmy przed domem, doskoczył do nas niewielki pies. Szczekał na nas, ale nie był agresywny. Z domu wyszedł mój ojciec, lecz nie wyglądał jakby się cieszył na mój widok. Podszedł najpierw do Jurka, a dopiero później do mnie.
–Dobry wieczór tato – odezwałam się pierwsza.
–Dobry wieczór.
–Możemy?
–Tak, czekaliśmy na was. – Dłonią wskazał mi dom.
Mamę zastałam w kuchni. Ona trochę bardziej ucieszyła się na mój widok. Mocno mni objęła i przez kilka sekund nie wypuszczała mnie z uścisku. Gdybym jej nie znała, pomyślałabym, że tęskniła. Zaproponowała nam kolację i w mgnieniu oka wszystko ustawiła na dużym kuchennym stole. Nie wiedziałam o czym mam z nimi rozmawiać. Nie znaliśmy siebie. Mam pierwsza zaczęła wypytywać o nasze życie, ale rozmawiała z Jerzym, ja jak zwykle byłam jego dodatkiem. Dopiero kiedy zapytała go o moją pracę, nie wytrzymałam.
–Jestem tu. Mnie możesz zapytać, pewnie więcej wiem o mojej pracy niż Jurek. – Uśmiechnęłam się sztucznie i przeniosłam wzrok z męża na mamę.
–Ja tylko tak spytałam. – Wzruszyła ramionami. – Co u ciebie w pracy, kochanie.
–Sesja zaraz, dużo roboty, ale od wakacji przerywam pracę zawodową.
–Ha! – wykrzyknęła z nieukrywaną satysfakcją. – Jednak!
–Co jednak?
–Jednak nie radzisz sobie, a mówiłam, że to nie dla ciebie. – Na jej słowa przygryzłam wnętrze policzka i szeroko się uśmiechnęłam. Jurek już się gotował, ale ja nie miałam zamiaru się z nią kłócić. – Zawsze zgrywałaś wielką uczoną, a teraz wychodzi, że jednak prosto ze wsi na salony nie pasujesz.
–Sama mnie na te salony wypchnęłaś – burknęłam niegrzecznie i sięgnęłam ręką po kiszonego ogórka. – Nawet nie będę pytać za ile mnie wypchnęłaś, bo nie wierzę, że nie dostałaś za mnie niczego w zamian. Nie jestem aż tak głupia. – Tym razem podniosłam wzrok na męża. Otworzył szeroko oczy i lekko się zawstydził. – No wiedziałam. Wiecie co? – Opanowałam wybuch płaczu. – Kocham was. Bardzo was kocham, bo jesteście moimi rodzicami, ale nie mam do was za grosz szacunku ani sympatii. Wiem, że nie każdy rodzic kocha swoje dziecko, choć tego nie rozumiem, ale sprzedawanie go, jest poza moim jakimkolwiek wyobrażeniem. – Wstałam od stołu i uniosłam dłonie, kiedy wstał do mnie Jerzy. – Zostaw mnie teraz. A tobie mamo powiem, że to nie tak, że się nie nadaję do pracy, jestem w ciąży i dlatego nie wracam na uczelnię, bo zaraz po rozpoczęciu roku i tak musiałabym iść na macierzyński. A teraz wybaczcie, przejdę się.
Wybiegłam na zewnątrz i głęboko wciągnęłam rześkie powietrze. Słyszałam za sobą kroki Jurka, ale się nie odwróciłam. W końcu i tak mnie dogonił. Chciał złapać mnie za rękę, ale nie miałam na to ochoty.
–Kochanie, to nie tak.
–Nie odzywaj się do mnie – mruknęłam i przyspieszyłam kroku.
–Nie zapłaciłem za ciebie to nonsens.
–Tak? – krzyknęłam na całe gardło. – To powiedz prawdę. Jak to się do cholery stało, że mnie za ciebie wydali? Przyszedłeś znikąd, nikt cię tu nie znał i co, zaufali obcemu i oddali mu ukochaną córeczkę? Niech się w końcu dowiem!
–Tu chcesz rozmawiać? – Rozejrzał się po wsi. – Chodźmy do domu, porozmawiamy na spokojnie. Wieś chyba nie musi znać takich szczegółów z naszego życia, co?
Nie dając mu się dotknąć, zawróciłam i po kilku minutach weszliśmy do domu. Mama bez słowa, choć przewracając oczami, zaprowadziła nas do mojego dawnego pokoju. Wszystko było tu inaczej. Nie było moich mebli, moich kwiatów na parapecie. Pokój wyglądał chłodno i obco. Położyłam się na łóżku i musiałam przyznać, że było bardzo wygodne. Pościel pachniała jak dawniej, to zapach mojego dzieciństwa, zawsze po zmianie pościeli nie chciałam wychodzić z łóżka. Przycisnęłam poduszkę do twarzy i głęboko oddychałam, przypominając sobie najpiękniejsze dni z dzieciństwa.
–Jesteś najpiękniejsza, kiedy tak się uśmiechasz. – Słysząc głos męża, przypomniałam sobie, że nie byłam tam sama.
–Nie słodź. – Usiadłam wygodnie. – No to słucham.
–Pamiętasz remont w waszym liceum?
–Nie.
–Ten zaraz przed maturą, mieliście rozkopane pół szkoły – mówił z takim zapałem, jakby to wczoraj było.
–No być może, ale dalej nie rozumiem.
–Moja firma robiła ten remont, to tam cię pierwszy raz zobaczyłem.
–I co?
–Luśka obudź się! – Zaśmiał się i położył na łóżku, opierając głowę na moich udach. – Miałaś osiemnaście lat, nie mogłaś mi się nie spodobać. Byłaś wyjątkowa i wyróżniałaś się na tle koleżanek. Ja byłem za stary, żeby tak po prostu do ciebie podejść. Bardziej pasowałem do twoich nauczycielek. Któregoś dnia zobaczyłem jak twoi koledzy przerzucali sobie twój plecak, a ty stałaś ze łzami w oczach i czekałaś aż ci go oddadzą.
–Stanąłeś wtedy w mojej obronie, pamiętam to. – Uśmiechnęłam się. – Ale w ogóle cię nie skojarzyłam.
–I dobrze, nie chciałem, żebyś od razu mnie zapamiętała.
–No dobra, ale do rzeczy.
Przez chwilę na mnie patrzył i już wiedziałam, że nie będę zadowolona z odpowiedzi. Odwrócił wzrok i wziął głęboki wdech.
–Śledziłem cię, żeby wiedzieć gdzie mieszkasz, zaproponowałem twojemu ojcu pracę, żeby jakoś ułatwić sobie kontakt, później podpytywałem jak wam się mieszka i żyje… Zacząłem u was bywać, żebyś oswoiła się z moim widokiem, przecież nie mogłem prosić cię o rękę tak od razu. – Spojrzał na mnie i przewrócił oczami. – Spłaciłem długi twoich rodziców.
–Myślałam, że przeliczaliście mnie na kilogramy. – Zaśmiałam się po chwili.
–Nie bądź zła. Ja naprawdę nie wyobrażałem sobie życia bez ciebie.
–Nie jestem zła, jest mi przykro, że to przede mna tyle czasu ukrywałeś.
–Co by to zmieniło? – Podniósł się i po odsłonięciu mojego brzucha delikatnie go pocałował.
–Znałabym prawdę – szepnęłam smutno, a w głowie wciąż dudniła mi myśl, że ja też nie mówię mu prawdy. –Powinnam wiedzieć coś jeszcze?
–Tak. – Nie zastanawiał się nad odpowiedzią i trochę się tego przestraszyłam. – Bardzo się cieszę, że będziemy mieli dziecko. Nie sądziłem, że mogę naprawdę tego chcieć. Myślisz, że to będzie chłopak? – Leżąc na moich nogach, kreślił palcem kółka po moim brzuchu.
–Jeśli wierzyć przesądom i temu, co jem, to z pewnością chłopak, ale nie chcę o tym teraz myśleć. Niech trochę urośnie.
–Będzie duży zdrowy chłop. – Objął mnie i tym razem przytulił do mnie całą twarz.
CZYTASZ
Niemiłość [Zakonczona]
RomansŻycie Luizy płynie spokojnie u boku męża "z rozsądku" bez uczuć i bez szans na zmiany. Czy jedno spotkanie może ten spokój zburzyć i postawić główną bohaterkę przed życiowym rozstajem dróg? Którą ścieżkę wybierze młoda pani psycholog?