Siedemnasty

149 21 1
                                    

Byliśmy sobą nienasyceni, ale nie bawiliśmy się. To nie było zwykłe zaspokajanie fizycznych potrzeb. To był prawdziwy akt i manifestacja naszych uczuć. Nie słyszałam niczego poza naszymi oddechami, żadnych jęków i pustych słów, czyste emocje wyrażane w najpiękniejszy możliwy sposób. Patrząc sobie w oczy i bez pośpiechu ocieraliśmy się o siebie, a ciepło naszych ciał wydobywało ze skóry kuszący zapach, który stał się już moim narkotykiem. Z każdym ruchem pragnęłam go bardziej, jego spojrzeń i dotyku, jego całego. Wiódł dłonią w dół moich żeber, przez biodro, aż dotarł do uda. Zacisnął na nim palce i powoli odchylił moją nogę. Poczułam go w sobie jeszcze głębiej. Jęknęłam cicho, kiedy przyspieszył ruchy i mimo zmęczenia, nie chciałam jeszcze kończyć. Nawet z nim nie było mi nigdy tak wyjątkowo. Całowałam jego szyję i klatkę piersiową, i chyba pierwszy raz tak bardzo pokazywałam, że sprawia mi to przyjemność. Do tej pory byłam bardziej powściągliwa. Tego wieczoru pokazywałam mu całą siebie i nie wstydziłam się tego. Chłonęłam go każdym zmysłem. Każdy fragment mnie wołał o niego i wiedziałam, że to czuł. Bez proszenia zaspokajał moje potrzeby i nie krył się z tym, że było mu dobrze. Nie chciałam niczego zmieniać. Już zawsze chciałam właśnie tak spędzać z nim czas. Być w nim i żeby on był we mnie, dosłownie i mniej dosłownie.
–Jesteś spełnieniem moich snów – szepnął z ustami przy mojej szyi.
–Raczej ty moich. – Jęknęłam, czując przyjemny skurcz zwiastujący nadchodzący szczyt. – Chociaż nigdy tak naprawdę o tym nie marzyłam.
–Ja odkąd cię zobaczyłem. – Na chwilę się zatrzymał i patrząc mi prosto w oczy, znów się we mnie wsunął. – Dwa lata marzyłem, żeby mieć cię właśnie taką.
–Jaką? – Uśmiechnęłam się zalotnie, udając, że nie rozumiem.
–Nagą…– Pchnął nieco mocniej, aż zmrużyłam oczy. – Bezbronną. – Znów się we mnie poruszył, a ja już ledwo się trzymałam. – I tylko moją.
Opadł na moje usta i dociskając moje ręce do podłogi, jeszcze mocniej na mnie naparł. Gorące fale rozpływały się po moim ciele, a każda z nich zbliżała mnie do szczęśliwego końca. Nasze odgłosy stały się bardziej intensywne i głośniejsze, a napinające się mięśnie każdej części ciała sprawiały przyjemny ból. Przestałam mysleć, moj umysł stał się bezkresną pustką, a ciało w spazmie rozkoszy zesztywniało, przyjmując głośny jęk spełnienia i ostatnie pchnięcie.
Nasze oddechy były ciężkie i urywane, a splecione w ciasnym uścisku ciała mokre od potu. Damian nie przestawał składać pocałunków na mojej szyi i twarzy, a ja umęczona bezsilnie odkręcałam głowę.
–Nie bądź taka – mruknął lekko ochrypnięty.
–Nie mam siły. – Poruszyłam ciałem i czekałam, aż mnie wypuści.
Gdy tylko się obok mnie położył, naciągnęłam na siebie szary koc i podpierając się ręką, usiadłam.
–Pójdę się umyć – szepnęłam zawstydzona, ale nie dał mi wstać. Przyciągnął mnie do siebie w taki sposób, że tym razem ja na nim leżałam.
–Mogę spytać o coś osobistego?
–Jeśli musisz. – Cholernie bałam się tego pytania.
–Dlaczego zawsze, za każdym razem kiedy tylko skończymy, zamiast odpocząć, to uciekasz do łazienki? Wstydzisz się mnie?
–To nie wstyd. – Wydostałam się spod jego ramienie i lekko odsuwając, okryłam się jeszcze bardziej. – Zawsze tak robiłam.
–Ale czemu? – Podparł się na łokciach.
–Bo ja wiem, mój… – Podniosłam na niego przepraszające spojrzenie. – Zawsze pierwsze co słyszałam na końcu, to pytanie czy idę się pierwsza wykąpać. Tak zamiast buziaka. – Wzruszyłam ramieniem, udając, że mnie to bawi.
–Nie idź – westchnął i wyciągnął do mnie rękę. Nie protestowałam. Położyłam się przy nim i głęboko zaciągnęłam jego zapach. Był wyrazisty i wyjątkowy. Damian powoli odwinął mnie z koca i okrył nas razem, po czym podciągnął moją nogę tak, żebym oparła ją o jego udo. Było mi przy nim dobrze. Robił wszystko to, o czym nawet nie myślałam, że potrzebuję.
Nie musieliśmy rozmawiać. On bawił się kosmykiem moich włosów, a ja przesuwałam palce po jego klatce i brzuchu, to wystarczyło, żeby czuć się spokojnie.
Zamknęłam oczy, słysząc dzwonek swojego telefonu i niechętnie podniosłam głowę.
–Nie odbieraj. – Damian przyciągnął mnie do siebie. – Jesteś teraz w kinie.
–Zobaczę tylko kto to. – Oparłam usta na jego mostku i zasłaniając ciało, sięgnęłam ręką do torebki.
Zaskoczył mnie nieznany numer i do tego stacjonarny. Chwilę się zawahałam, ale odebrałam. Kobieta po drugiej stronie najpierw upewniła się, że rozmawia z właściwą osobą, a później poinformowała mnie o przewiezieniu na oddział ratunkowy Jurka. Zamarłam, nie wiedząc, co mam odpowiedzieć i tylko podziękowałam.
–Muszę jechać! Natychmiast! – Nie zwracając uwagi na Damiana, zbierałam swoje rzeczy.
Kiedy wybiegłam z łazienki, Damian podał mi torebkę, ale o nic nie pytał. Nawet się z nim nie pożegnałam. Przed klatką stała już taksówka. Bez zastanowienia do niej wsiadłam i od razu napisałam do Damiana “Dzięki za taryfę”. Odpisał, że dla mnie wszystko i żebym się odezwała. On jeszcze nie wiedział, że ten telefon zmienił wszystko.
Nie zwracając uwagi na spoglądających na mnie ludzi, biegłam szpitalnym korytarzem na izbę przyjęć i dopadłam do pierwszego wolnego okienka.
–Przywieziono tu mojego męża, Jerzy Bielski.
Kobieta nawet na mnie nie spojrzała, poklikała coś na klawiaturze i dopiero wtedy podniosła wzrok.
–Zgadza się, nie został jeszcze przewieziony na oddział.
–I co dalej? – dopytałam, bo najwyraźniej pani nie uznała za słuszne powiedzieć mi niczego więcej.
–Jest jeszcze na SORze.
–A gdzie to? – Rozejrzałam się.
–Nie wie pani, gdzie jest oddział ratunkowy?
–Nie! – Podniosłam głos. – A mam tę wiedzę wpisaną w kod genetyczny?
–Korytarzem prosto. – Wskazała dłonią oświetlone przejście. – Do końca i w lewo.
–Dziękuję. – Uśmiechnęłam się sztucznie i pobiegłam w tamtą stronę.
W poczekalni było kilka osób, ale nikogo z personelu. Nie chciałam dzwonić do drzwi, żeby nie przeszkadzać im w pracy i czekałam, aż ktoś wyjdzie. Zdenerwowana zerkałam na zegarek, a kiedy drzwi się rozsunęły, wstałam do wychodzącej pielęgniarki. Powiedziała mi tylko, że bada go neurolog i czekają na kardiologa, ale, że stan Jurka jest już stabilny. Dopiero po kolejnej godzinie wyszedł do mnie lekarz z informacją o przebytym łagodnym udarze męża i zawale. Niczego nie rozumiałam i przede wszystkim byłam przejęta natłokiem myśli. Po rozmowie z lekarzem mogłam zobaczyć się z Jurkiem. Nie wyglądał źle, był słaby i widać było, że chory. Lewa część jego twarzy była sparaliżowana, ale się do mnie uśmiechał. Usiadłam przy jego łóżku i pokręciłam głową.
–No słucham.
–Zła jesteś?
–Nie, skąd ten pomysł? – Uśmiechnęłam się. – Każdego dnia dzwonią do mnie ze szpitala, przywykłam. Czemu nie powiedziałeś, że masz coś z sercem? Lekarz powiedział, że to nie jest nagła przypadłość. To nie są żarty.
–Myślałem, że ty je uzdrowisz. – Chwycił moją dłoń i przyciągnął do swoich ust.
–To nie jest śmieszne.
–Jestem śmiertelnie poważny.
–Powiesz mi?
–Od urodzenia mam wadę serca, dlatego nie mogłem mieć pracy, która obciążałaby mnie fizycznie.
–Dziękuję, że dowiedziałam się o tym, zanim umarłam. – Zacisnęłam usta, nie chcąc się rozpłakać.
–Kochanie moje, myślę, że to jednak ja umrę pierwszy.
–Nie mów tak. – Ścisnęłam jego dłoń. – Lekarz mówi, że wrócisz szybko do zdrowia. Na razie masz wolne, a za dwa, trzy dni wrócisz do domu. Ja wszystko przygotuję.
–Co niby?
–Nie wiem. – Zmarszczyłam brwi. – Mam kogoś powiadomić? Kontrahentów, pracowników? Ktoś musi ogarnąć firmę.
–Będę ją prowadził z domu.
–Jurek, musisz odpocząć.
–Kilka telefonów dziennie, to nie wysiłek. – Uśmiechnął się z czułością, a mnie było tak strasznie wstyd za to, jak źle go traktowałam.
–Powinnam ci coś powiedzieć – szepnęłam i otarłam policzki z łez. – Strasznie się o ciebie bałam. Bałam się, że już cię nie zobaczę, że coś ci się stanie.
–Czyli trochę ci na mnie zależy. – Zaśmiał się, ale widząc, że nie poprawiło mi to nastroju, pociągnął mnie za rękę. Bez zawahania położyłam się przy nim i oparłam policzek na jego piersi. Powinnam była powiedzieć mu prawdę, całą, nie tylko fragment, ale obawiałam się jego reakcji. Wiedziałam jedno, nie mogłam ryzykować jego zdrowiem, a to oznaczało definitywny koniec związku z Damianem.
Po powrocie do domu, od razu położyłam się do łóżka. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Obudziłam się z bólem głowy i z trudem podniosłam się z łóżka. Na telefonie miałam kilkanaście wiadomości i nieodebranych połączeń od Damiana. Nie chciałam z nim rozmawiać, nie wiedziałam, jak mu o wszystkim powiedzieć. Zrobiłam sobie lekkie śniadanie i kawę, a później zabrałam się za szykowanie do pracy. Dziś nie miałam zajęć z drugim rokiem, ale wiedziałam, że Kozicki znajdzie pretekst, żeby mnie spotkać. W głowie układałam sobie, co mam mu powiedzieć. Jadąc do pracy, odebrałam telefon od Jurka i szczerze się z tego cieszyłam. Powiedział mi tylko czego potrzebuje i obiecałam wszystko mu dowieźć po zajęciach. Musiałam też odebrać samochód z  miasta. Czekało mnie trochę latania i nie zawracałam sobie głowy pierdołami. W gabinecie rzuciłam rzeczy na biurko i udając, że nie zauważyłam Kryśki, wzięłam tylko kilka teczek i poszłam do dziekanatu. Musiałam załatwić sobie kilka dni wolnego na opiekę. Niby Jurek mówił, że nie ma takiej potrzeby, ale wolałam przynajmniej w najbliższym czasie być w domu. Od razu po wizycie w dziekanacie poszłam na zajęcia. Nie mogło obyć się bez spotkania z Damianem, którego naprawdę wolałabym nie oglądać. Minęłam go bez słowa i otworzyłam studentom drzwi sali.
–Mogę zająć pani chwilę? – odezwał się za moimi plecami i pokazowo zerknęłam na zegarek.
–Nie mam chwili.
–To ważne.
–Obawiam się, że nie. – Rozejrzałam się, czy ktoś na nas nie patrzy. – Nie będziemy się spotykać. To koniec.
–Co? – szepnął.
–Nie mogę. Nie zmienię zdania i proszę, nie pytaj o szczegóły. – Nie zwracając na niego uwagi, weszłam do sali.
Zajęcia nie leciały tak szybko jakbym chciała, wszystko wlokło się bez żadnej litości, a wzrok Kryśki nie pomagał mi w poukładaniu myśli.
–Stało się coś? – spytała nagle.
–Nie.
–Widzę.
–Nie wiem co widzisz i nie obchodzi mnie to – burknęłam. – Od poniedziałku mam wolne.
–Czyli coś się stało.
–Jurek miał udar i atak serca, jest w szpitalu, muszę się nim zająć po powrocie do domu.
–Co ty mówisz? – Kryśka aż pobladła. – Co się stało?
–Nic, o czym powinnam ci mówić. – Zabrałam materiały na zajęcia i wyszłam z pokoju.
Miałam jej serdecznie dość, w ogóle wszystkiego i wszystkich miałam dość, siebie też. Po pracy pojechałam po samochód, a nim do domu po rzeczy Jurka. Zapakowałam mu coś na przebranie, kosmetyki i przekąski. Oczywiście również laptopa, bo musiał na już rozesłać projekty. Kiedy wszystko miałam zapakowane, wsiadłam do auta i spokojnie ruszyłam w stronę szpitala.
W piątkowe popołudnie mogłam zabrać go już do domu. Co prawda ani udar, ani zawał nie był bardzo rozległy, ale lekarz kazał Jurkowi zwrócić szczególną uwagę na swoje zdrowie. Obiecałam go pilnować, ale wiedziałam, że sam bardzo się przestraszył. Musiałam na jakiś czas przejąć część jego obowiązków. Nie męczyło mnie to, a jednak brak snu w nocy zaczął dawać w końcu o sobie znać. Każdy ruch Jurka i każdy głośniejszy oddech mnie wybudzał, przez co już po tygodniu wyglądałam jak śmierć na pirackiej chorągwi.
Podniosłam głowę z poduszki i spojrzałam na Jurka. Miał podkrążone oczy, a to nie był dobry objaw, poprzedniego dnia wszystko było w porządku. Nie chcąc go obudzić cicho weszłam do łazienki i tylko opłukałam twarz chłodną wodą. Też nie wyglądałam zdrowo. Poszłam do kuchni zrobić sobie kawy i przez okno dostrzegłam podjeżdżający pod bramę samochód. Poznałam Kryśkę. Nie wiedziałam po co przyjechała, ale pilotem otworzyłam bramę i czekałam aż przyjdzie.
–Kawy? – spytałam, gdy była już w progu.
–Jeśli to nie kłopot.
–A jeśli kłopot? – Spojrzałam na nią wrogo i kiwnęłam głową, żeby weszła. – Co cię sprowadza o tej porze?
–Tak pomyślałam, może w czymś ci pomóc?
–Dziękuję, radzę sobie.
–Nie śpisz po nocach, jesteś aż przezroczysta.
–Sesja idzie, nie tylko studenci szykują się do egzaminów. W dzień praca, wożenie Jurka na rehabilitację, w nocy… w nocy nie mogę spać ze strachu.
–Nie sądziłam, że to powiem – uśmiechnęła się z czułością – ale ty go kochasz.
–Odczep się.
–To nie był sarkazm, zajmujesz się nim z takim zaangażowaniem…
–To mój mąż, czy go kocham, czy nie, czy go lubię, czy nie i czy chcę z nim być, czy nie, to jest moim mężem i moim obowiązkiem jest zająć się nim, dokładnie tak samo, jak on zajmuje się mną.
–Czemu się tak bronisz?
–Krycha, nie gniewaj się, ale idź już. Ja naprawdę ostatnio źle się czuję i nie potrzebuję takich rad.
–Może idź się połóż, ja przygotuję Jurkowi śniadanie..
–Sama mu zrobię, ma dietę, ale jeśli mogłabyś zostać na dwie godzinki, bo muszę pojechać do miasta po leki i zakupy zrobić.
–Jasne.
–On niczego nie potrzebuje, leki ma przy łóżku i sam je weźmie, ewentualnie dolać mu wodę do bidonu, bo ma bez potrzeby nie wstawać, a strasznie go nosi.
–Jasne, nie ma sprawy.
–Dziękuję. – Uśmiechnęłam się i zabrałam za szykowanie śniadania.
Po zaopatrzeniu lodówki i wizycie w aptece, zadzwoniłam do Damiana. Chyba należały mu się jakieś wyjaśnienia. Umówiliśmy się nad rzeką. Siedziałam na ławce, mając za plecami park i patrzyłam na kaczki na wodzie. Ogarnął mnie spokój, jakby podjęcie tej trudnej decyzji było w końcu czymś dobrym.
–Nie wierzyłem, że się odezwiesz. – Usłyszałam głos tuż przy uchu i lekko drgnęłam.
–Mam krótką sprawę. Chciałam ci wyjaśnić, bo ostatnio nie było możliwości.
–Mam się bać? Nie mówiłaś poważnie, prawda?
–Nie mam wyjścia, zdrowie Jerzego jest teraz najważniejsze. Nie mogę go zostawić. Poza tym…
–Co?
–Pomyśl, zabawiałam się z tobą, kiedy od być może ryzykował życiem. To w ogóle nie powinno się wydarzyć. Może to była kara za zdrady, a może ostrzeżenie od losu, nie wiem, ale wiem, że dłużej tak nie mogę, dlatego… – Zawiesiłam głos i wyciągnęłam do niego dłoń, w której trzymałam srebrny woreczek z koralami. – Tu kończy się to, co niepotrzebnie zaczęliśmy. Przepraszam, to moja wina.
–Wie wierzę, że tego chcesz. Boisz się, to normalne, ale daj sobie czas, daj nam czas.
–Nie. Podjęłam decyzję, mówiłeś, że uszanujesz każdą.
–Luiza, ja cię kocham, rozumiesz? – Zbliżył się do mnie i próbował objąć. – Nie obchodzi mnie nic poza tobą, rzucę studia, jeśli boisz się plotek, pójdę do pracy. Może nie zarobię kokosów, ale damy radę.
–Zwariowałeś – szepnęłam, kiedy przede mną klęknął. – Wstań!
–Nie odchodź, proszę, daj mi szansę.
–Nie mogę. Nie mogę cię przy sobie trzymać, wiedząc, że nie dam ci wspólnej przyszłości. – Cofnęłam się o krok. – Nie dzwoń do mnie i nie pisz, i tak nie odbiorę. Zapomnij.
Nie oglądając się za siebie, pobiegłam w stronę zaparkowanego samochodu i oparłam czoło o kierownicę. Dopiero wtedy zwróciłam uwagę, że nadal trzymałam woreczek, który miałam mu oddać. Kiedy się uspokoiłam, wróciłam do domu. Krysię zastałam z Jurkiem w salonie. Nie byłam zadowolona z widoku, ale nie robiłam uwag. Schowałam zakupy i obejrzałam się na wchodzącą do kuchni Krysię.
–Prosiłam o coś, to tak wiele? – warknęłam.
–Mówiłam, żeby nie wstawał – szepnęła. – Ale powiedział, że nie będzie tak w betach leżał, jak jest gość, to co, miałam wyjść?
–Wziął leki?
–Jasne. Pójdę już.
–Nie, zaczekaj. – Złapałam jej rękę. – Przepraszam, ale ostatnie wydarzenia trochę mnie rozregulowały. Zostań, wypijemy kawę, pogadamy. Sorki za to wszystko, co do tej pory powiedziałam, miałaś rację, to nie miało żadnego sensu.
–Zakończyłaś to? – Upewniła się, że Jurek nie słyszy i usiadła przy wyspie.
–Już dawno – musiałam skłamać – ale boli tak samo mocno. Teraz nie to jest ważne. – Złapałam filiżanki z kawą i zaniosłam do salonu. Postawiłam je na stoliku, a sama usiadłam obok męża i pierwsza nadstawiłam mu się do pocałowania. – Byłam w szpitalu, rehabilitację będziesz miał codziennie jeszcze przez dwa tygodnie. Lekarz mówi, że nie ma potrzeby dłużej, od przyszłego tygodnia masz już wracać do normalnego życia. Krótkie spacery, spokojna praca i tak dalej.
Jurek spojrzał na mnie z góry i z czułym uśmiechem objął mnie ramieniem i oparł usta na mojej skroni. To było dziwne, ale pierwszy raz czułam się przy nim dobrze. Może to był nasz nowy początek.

Niemiłość [Zakonczona]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz