Jedenasty

157 20 0
                                    

Rozdział 11

Wracałam do domu późnym wieczorem. Wszędzie migały światła reflektorów aut i latarnie, a ja gapiłam się przez szybę jak nieprzytomna. Wciąż miałam w głowie tylko jego. Jego zapach przeniknął przez moją skórę i zagnieździł się gdzieś głęboko.
Taksówka zatrzymała się przed moim domem, a ja nie wysiadłam. Dopiero kiedy kierowca zapalił światło w aucie, oprzytomniałam.
–Tak, przepraszam – odezwałam się cicho i podałam mu pieniądze.
W oknach było ciemno, otworzyłam drzwi kluczem i weszłam do mrocznego korytarza. Zapaliłam światło i zmrużyłam lekko oczy. W odbiciu lustra zobaczyłam swoją twarz, wcale nie wyglądałam jakbym wróciła z randki i fenomenalnego seksu. Wyglądałam jak w żałobie, gdzieś w środku to tak się czułam. Było mi źle i wstyd. Zastanawiałam się co dalej, jak będzie wyglądać moje życie i małżeństwo. Przecież to nie film z happy endem, to się posypie jak wieża z klocków, ktoś nas gdzieś zobaczy, doniesie i co? A z drugiej strony nie umiałam odejść ani od jednego, ani od drugiego. Każdy z nich budził we mnie inne emocje, z których w żaden sposób nie chciałam rezygnować. Kryśka mówiła, że po zdradzie bardziej będzie mnie ciągnąć do męża, gówno prawda, miałam coraz więcej oporów, dostrzegałam między nimi coraz więcej różnic i niestety coraz bardziej podobał mi się Damian. Żałowałam tego co robiłam, ale nie chciałam tego kończyć, on sprawiał, że wstawałam z uśmiechem z łóżka.
Wolnym krokiem przeszłam przez korytarz i zatrzymałam się dopiero przy lodówce, wyjęłam z niej butelkę wina i usiadłam przy wyspie. Wszędzie panowała przytłaczająca cisza, którą przerwał dźwięk wlewającego się do kieliszka alkoholu. Od razu wypiłam całą lampkę i nalałam kolejną. Wiedziałam, że muszę podjąć decyzję, że to nie może się ciągnąć. To przestała być fizyczność i pożądanie, nie wiedziałam co czuję, ale to było coś, czego nie znałam. Wyjęłam telefon i oglądając się za siebie w stronę okna wybrałam numer Damiana. Nie odebrał od razu, dopiero po chwili usłyszałam jego lekko chrypiący głos.
–Przywołałem cię myślami, Śliczności? – Przymknęłam lekko oczy i wzięłam głęboki oddech.
–Nie spotkamy się więcej – powiedziałam szybko i upiłam łyk wina.
–Stało się coś?
–Właśnie nic. Nie chcę, żeby się coś stało. Nie bierz tego do siebie, muszę zdecydować i tak będzie najlepiej. – Wiedziałam, że chce się odezwać, ale nie miałam zamiaru go słuchać. – Nie wiem co czujesz, co myślisz i czego oczekiwałeś, ale to nie przejdzie, takie związki niezwiązki źle się kończą. To nie ma szans na przyszłość, a ja nie chcę bawić się w bycie nastolatką.
–Ty żartujesz – odezwał się cicho, a ja w tle usłyszałam jakiś dziewczęcy głos. Zrobiło mi się przykro, chociaż nie mogłam wymagać od niego wierności, bo niby z jakiej racji.
–Przepraszam – westchnęłam ze łzami w oczach. – Nie powinnam była na to wszystko pozwolić. Wybacz.
Od razu się rozłączyłam i schowałam twarz w dłoniach, po co? Po co mi to było? Do tej pory jakoś żyłam i dobrze mi było! Odstawiłam wino i poszłam do sypialni, po prysznicu położyłam się do łóżka i usłyszałam jak Jurek wchodzi do domu. Okryłam się kołdrą i zamknęłam oczy, udając, że śpię. Nie budził mnie. Na początku cicho krzątał się po sypialni, a później położył przy mnie. Nawet mnie nie dotykał, jakbym była obca. Cholera, to przecież ja go traktowałam jak obcego, ja udawałam, że śpię, żeby mnie nie dotykał.
Powoli odwróciłam się w jego stronę i uchyliłam powieki, leżał na brzuchu z twarzą skierowaną na ścianę. Jego nagie plecy może nie były jakoś specjalnie umięśnione i wytrenowane, ale nie mogłam powiedzieć, że był nieatrakcyjny. Przysunęłam się bliżej i objęłam go ramieniem, a nogę położyłam na jego udzie. Na początku się nie odezwał, a po chwili odwrócił do mnie twarz.
–Kochanie zmęczony jestem.
Zamarłam i sama nie wiedziałam, co odpowiedzieć.
–Jasne – szepnęłam i cofnęłam się na swoją stronę łóżka.
–Nie w tym sensie, przytul się.
–Dobranoc – westchnęłam, ale zanim zamknęłam oczy, poczułam jak mnie do siebie przytula.
–Kocham cię – szepnął z ustami przy moim karku, ale nie czekał na odpowiedź, nigdy jej nie otrzymał i pewnie jeszcze długo nie otrzyma.
Wstałam wcześniej od Jurka, coś nie dawało mi spać i nie chcąc kręcić się z boku na bok, postanowiłam przygotować nam śniadanie. Nie wiem czy chciałam tym zrekompensować się za niewierność, czy po prostu chciałam z nim posiedzieć jak dawniej. Ugotowałam kilka jajek na twardo, pokroiłam ogórka i opłukałam sałatę. Wyjrzałam do korytarza, słysząc kroki i lekko się uśmiechnęłam.
–Zapraszam na kawę – zawołałam i usiadłam przy wyspie.
–O dziękuję. – Jurek podszedł bliżej, ale upił tylko łyk z filiżanki. – Nie będę jadł, spieszę się.
–A. – Z mojej twarzy zniknął uśmiech. – Praca?
–Tak, przed chwilą chłopaki dzwonili, że nie chcą ich wpuścić na teren zakładu, bo ponoć upoważnień nie mają.
–Jasne. – Wstałam z krzesła i zabrałam z blatu talerze.
–Nie gniewaj się.
–Nie no co ty. – Zaśmiałam się. – Praca to praca, może kolację zjemy?
–Nie wiem o której wrócę, może sama zjedz.
Smutno kiwnęłam głową i znów usiadłam. Nie spodziewałam się takiej oziębłości, ale miałam to trochę na własne życzenie, sama go od siebie odpychałam.
–Ty masz dzisiaj te zajęcia dodatkowe?
–Tak, dzisiaj – odpowiedziałam bez emocji i podniosłam białą porcelanową filiżankę.
–Powodzenia – odezwał się już w progu kuchni i wyszedł, a ja zostałam jak ta dupa.
Nawet na śniadanie nie miałam apetytu. Schowałam wszystko do lodówki i poszłam się ubrać. Dzień był dość słoneczny, więc wybrałam dopasowaną spódnicę za kolano i z lekkim rozcięciem na lewej nodze, do tego czarną koszulę z bufiastymi rękawkami. Na stopy wsunęłam botki na wysokim słupku i po zabraniu torebki wyszłam przed dom. Na podjeździe czekała już na mnie taksówka. W drodze na uczelnię odczytałam kilka wiadomości od Damiana, ale nie odpisałam na żadną z nich. Na szczęście dziś nie miałam zajęć z jego grupą, więc szanse na spotkanie były niewielkie. Nie rozglądając się po korytarzu szłam w stronę swojego gabinetu i automatycznie odpowiadałam na powitania studentów. Dopiero przed drzwiami podniosłam głowę i spojrzałam na stojącego przy oknie Damiana. Wcale nie miałam ochoty na rozmowy. Poznałam, że przyszedł specjalnie, ale nie reagowałam, bez słowa go minęłam i zamknęłam za sobą drzwi, opierając się o nie plecami. Boże jak ja za nim tęskniłam, za tym jak śmiał się, patrząc mi w oczy, jak pachniał i jak mnie dotykał. Tyle lat po ślubie, a ja dopiero przy nim poczułam przyjemność z bliskości, podniecenie, którego wcześniej nie doświadczyłam. Tylko czy to było warte ryzyka? Tego nie wiedziałam i chyba bałam się sprawdzać. Głęboko odetchnęłam i usiadłam przy biurku, miałam jeszcze niecałą godzinę do pierwszych ćwiczeń. Głosy za drzwiami zaczęły cichnąć, a to znaczyło, że młodzież rozeszła się już do sal. Pierwszy raz od dawna tak bardzo nie chciało mi się pracować. Miałam oddać dzisiaj kartkowki, ale nawet nie skończyłam ich sprawdzać. Do dupy wszystko! Podjechałam fotelem bliżej biurka i położyłam się na nim, tak mi było najlepiej. Udałam, że nie słyszę pukania do drzwi i nawet się nie podniosłam. Niestety po kilku próbach drzwi się uchyliły.
–Mogę?
Wciąż leżąc na biurku, przewróciłam oczami.
–Nie. Do widzenia!
Damian mimo wszystko wszedł do środka i przekręcił klucz w zamku.
–Nie odpisałaś mi – szepnął, kucając przy moich nogach.
–Nie miałam co pisać, to nie odpisałam – burknęłam.
–Nie mówiłaś poważnie prawda?
–Bardzo poważnie. Idź już.
–No przecież jest nam dobrze.
–Mi jest dobrze, ty niszczysz sobie młodość i szansę na normalne życie – mówiłam z twarzą przyciśnięta do przedramienia.
–Wcale tak nie myślisz.
–A skąd ty to możesz wiedzieć? – Podniosłam głowę i wbiłam w niego wzrok.
–Czuję. Przecież nawet teraz, kiedy jesteś na mnie zła, to masz ochotę. – Wysunął lekko język i zerknął na drzwi. – Powiedz, że chciałabyś…
–Nie chcę – odezwałam się i wstałam z fotela. – Damian ja wiem, że to podłość, zwłaszcza po tym, jak… – wstrzymałam oddech na wspomnienie wczorajszego wieczoru. – Nie chcę, żeby to zaszło zbyt daleko. Teraz to fajna zabawa, ale uwierz mi, to pójdzie za chwilę w kierunku, z którego żadne z nas nie będzie już mogło zawrócić!
–To źle? – Podszedł bliżej i lekko wyciągnął dłoń, od której się odsunęłam. – Myślałem, że dziewczyny właśnie tego chcą.
–Dziewczyny chcą – wyszeptałam. – Z tym że ty zadałeś się ze starszą od siebie o siedem lat kobietą i do tego mężatką, nie oczekuj ode mnie rozumku małolaty.
–Czyli to nie dlatego, że mnie nie chcesz, tylko, że ci nie wypada.
–Nie łap mnie za słówka, co? – Odwróciłam się w stronę okna. – Idź już.
Drgnęłam, kiedy poczułam jak przytula się do moich pleców i ramionami oplata ciało.
–To za co mogę panią łapać, jeśli nie za słówka? – szepnął przyjemnie, a ja mimo że go nie widziałam, to czułam jak zagląda mi w dekolt.
Poruszyłam ciałem, kiedy jego dłoń przycisnęła się do mojego podbrzusza i zanim zareagowałam, przyciągnął mnie do siebie tak, że moje pośladki otarły się o niego.
–Nie mam cię dość – mruknął mi prosto do ucha. – Przy tobie nie umiem nad sobą panować, wiesz?
–To twój problem – burknęłam, zbierając w sobie wszystkie siły i odwagę.
–Śliczności, o co chodzi? – Wypuścił mnie z objęć i na siłę odwrócił twarzą do siebie. – Powiedz wprost.
–Nie chcę się z tobą spotykać. – Patrzyłam mu w oczy i czułam jak serce mi pęka. – Po prostu nie chcę. To co było, to było, szybko o tym zapomnimy, ale to już przeszłość. Ja wrócę do swojego życia i męża, ty zajmij się sobą i dziewczynami, które się wkoło ciebie kręcą, tak będzie…
–Ty jesteś zazdrosna! – zawołał, a ja prychnęłam mu śmiechem w twarz.
–No wysokie mniemanie masz o sobie. – Objęłam się rękami. – Wiesz co nas dzieli? To, że ty bawisz się w dorosłe życie, a ja serio traktuję siebie poważnie.
–Jasne. –Zadrwił. – Bo romans ze studentem to dla takiej ważnej pani magister jest uwłaczający.
–Nie chodzi o romans, a o odpowiedzialność za to, co się robi! Nie rozumiesz tego?
–No chyba nie bardzo!
–No właśnie! – ściszyłam głos, żeby nikt niepotrzebny nie usłyszał. – Nie zrozumiesz! Robię to dla ciebie, bo masz przed sobą przyszłość.
–A ty nie masz?
–Ja już wybrałam – mój głos nagle zadrżał. – Dziesięć lat temu, kiedy wychodziłam za Jerzego.
–I wtedy nie patrzyłaś na swoją przyszłość? Że niszczysz swoje życie?
–On miał mi zapewnić byt, bo rodzice nie daliby mi studiować! Miałam do wyboru utknąć na resztę życia w zabitej dechami dziurze bez najmniejszej szansy na rozwój lub uciec za wszelką cenę.
–Sprzedałaś się jak pierwsza lepsza…
Nie czekając aż dokończy, uderzyłam go w twarz i poczułam jak łzy napływają mi do oczu. Nie patrzył na mnie, wciąż miał odwróconą głowę, a jego szczęki szybko się zaciskały. Nie podnosząc na mnie spojrzenia, zabrał swój plecak i prawie wybiegł z gabinetu, na do widzenia trzaskając drzwiami.
Cały dzień miałam do niczego, studenci mnie wkurzali, koledzy z pracy drażnili pytaniami o Bóg wie co, Jerzy się nie odzywał, Kryśka zajęta nawet telefonów nie odbierała.
Po ostatnich zajęciach postanowiłam pójść coś zjeść. Z gabinetu zabrałam torebkę i kurtkę, a wychodząc, wpadłam na stojącego za drzwiami Kozickiego. Patrzył na mnie przepraszająco, a mi było go trochę szkoda, to w końcu nie była tylko jego wina.
–Pani magister – odezwał się cicho – mógłbym zająć chwilę?
Zanim odpowiedziałam, dostrzegłam kątem oka idącego w moją stronę kolegę.
–Słucham? – Udawałam obojętność.
–Chciałbym spytać czy mogę poprawić ostatnie kolokwium. – Domyśliłam się o jakie kolokwium mu chodziło i uniosłam kącik ust w cwanym uśmiechu.
–Nie. To nie było nic trudnego.
–Miałem gorszy dzień. – Uniósł lekko głowę.
–Każdy ma gorsze dni, panie Kozicki, nie ja za to odpowiadam.
–Może chociaż ustnie? – Uniósł jedną brew i zassał dolną wargę, co w jego wykonaniu mocno mnie pobudzało.
–Nie sądzę, że dowiem się od pana czegoś więcej niż do tej pory.
–Żadnej szansy? – Nieśmiało zerknął na stojącego obok mnie faceta.
–Przykro mi, miał pan czas na przygotowanie się. – Po tych słowach odwróciłam się do kolegi. – Co tam?
Facet przez chwilę patrzył na mnie, po czym przeniósł wzrok na Damiana i czekał aż tamten odejdzie.
–Ostra jesteś, nie wiedziałem. – Zaśmiał się.
–Inaczej na głowę by mi weszli.
–Daj chłopakowi zaliczyć. – Przestałam mrugać oczami po jego słowach, ponieważ w tej sytuacji zabrzmiało to trochę dwuznacznie. – Mocno poniżej progu?
–Sporo. – Cmoknęłam, bo chciałam urwać temat, jednak Fabian nie odpuszczał.
–Myślisz, że to lenistwo czy serio coś się stało?
–Daj mu już spokój. – Pokręciłam głową. – Co masz do mnie? Bo chciałam iść coś zjeść.
–A to może razem, bo to dłuższa sprawa.
–Jasne.
Poczekałam chwilę, aż facet przyniesie swoją kurtkę i razem wyszliśmy z budynku. Po drugiej stronie ulicy była akurat niewielka knajpka, więc usiedliśmy przy wolnym stoliku i od razu zamówiłam sobie gołąbki w sosie pomidorowym. Zanim dostałam jedzenie, Fabian zaczął mi opowiadać o dofinansowaniach do szkoleń dla wykładowców z niższym stopniem, ale ja miałam w głowie coś innego, a w zasadzie kogoś. Wiedziałam, że go zabolało, mnie też, ale to jedyny sposób jaki znalazłam. Nie powinniśmy dochodzić w ogóle to takiego momentu.
–Co myślisz? – Od talerza oderwał mnie głos Fabiana.
–No niegłupie – odezwałam się i wzięłam kęs gorącego gołąbka. – Pokaż. – Wyciągnęłam dłoń po papiery, żeby zerknąć o czym rozmawiamy, bo nie słuchałam.
Szybko przeleciałam wzrokiem po tabelach i pokręciłam z uznaniem głową.
–Wiesz co – znów wzięłam kęs jedzenia – ja teraz nie piszę się na nic, bo dopiero co robiłam, ale jeśli jest długi termin na składanie wniosków to fajnie.
–Jest termin, z tym że nie trzeba od razu zgłaszać konkretnych kursów. Poza tym dofinansowanie idzie na uczelnię, pomysł dobry tylko trzeba się szybko decydować, bo biorą pod uwagę daty wpłynięcia wniosków.
–Dobra, to ja chętnie – odpowiedziałam dość obojętnie i w końcu zaczęłam normalnie jeść.
Po powrocie na uczelnię, od razu poszłam na zpp-ty i uśmiechnęłam się na widok kilkunastu osób czekających przed salą. Od razu otworzyłam drzwi i weszłam pierwsza, a za mną wtłoczył się tłumek.
–Żeby nie tracić czasu, zaczniemy może… – zawiesiłam głos i spojrzałam na siedzącego w ostatnim rzędzie chłopaka. – A pan co tu robi?
–Przyszedłem na zajęcia? – odezwał się cicho.
–To zajęcia dla studentów od trzeciego roku, pani Kozicki.
–Jestem ambitny, chyba nie blokuje nikomu miejsca? – Przechylił lekko głowę.
–Nie – westchnęłam i kręcąc głową, podeszłam z powrotem do biurka. – Co mówiłam? Aha! Na początek może powiecie mi państwo z czym macie problemy, jakie zagadnienia chcielibyście powtórzyć. – Opierając się na rękach, usiadłam na biurku. – No raz, raz!
Po sięgnięciu zza pleców notesu spisałam wszystko co grupa miała do powiedzenia i zaczęłam od pierwszego tematu, z którego nie musiałam się przygotowywać.
–Zaburzenia lękowe, to jak pewnie wiecie, grupa zaburzeń psychicznych gdzie charakterystycznym jest występowanie znacznego poczucia strachu lub lęku. Jaka jest różnica między lękiem a strachem? – Spojrzałam na grupę i kilka uniesionych rąk. – Proszę. – Kiwnęłam głową do jednej z najbliżej siedzących dziewczyn.
–Lęk tyczy się zmartwień o przyszłość, strach o bieżące wydarzenie.
–Tak jest. – Kontynuowałam, ale wciąż czułam na sobie wzrok Damiana, który nie pomagał. – Objawy zaburzeń mogą być bardzo różne, fizyczne takie jak drżenie rąk, palpitacje serca czy duszności, ale mogą też być psychiczne jak depresja czy zaburzenia osobowości. Czynniki ryzyka? – Znów zawiesiłam głos i rozejrzałam się po sali, ale tym razem sami zaczęli mówić.
Z uwagą słuchałam tego co opowiadali i przy okazji wywiązała się ciekawa dyskusja na temat leczenia, a także kwalifikacji takich zaburzeń. Sama nie wiem, kiedy czas nam się skończył i musiałam przerwać zajęcia.
–Dokończymy za tydzień. – Zaśmiałam się. – I przypomnijcie sobie co to paranoja, jej przyczyny, leczenie i tak dalej.
Zmęczona spakowałam do torebki notes i telefon, po czym chwyciłam leżące na blacie klucze. Oczywiście zaraz za drzwiami spotkałam nieproszonego studenta, który patrzył na mnie jakbym mu pół rodziny zabiła.
–Nie przychodź więcej – burknęłam.
–To nie są zajęcia zamknięte. – Oparł się o ścianę i patrzył jak zamykam drzwi na klucz.
–Nie są, ale nie życzę sobie, żebyś przychodził.
–Przeszkadzam? Przecież nawet słowem się nie odezwałem.
–Nie w tym rzecz, jesteś jedyny z drugiego roku i nie gniewaj się nie umiesz ukryć, że…
–Że co pani magister? – Nieznacznie dotknął moich palców.
–Nie zmienię zdania. – Zrobiłam najgroźniejszą minę jaką umiałam i dziarskim krokiem ruszyłam w stronę wyjścia.
Prawie wybiegłam z budynku i odetchnęłam na widok stojącego zaraz przy schodach samochodu. Jerzy stał oparty o maskę z niewielkim bukietem. Powoli zeszłam ze schodów i uniosłam kącik ust, kiedy do mnie podszedł.
–Przepraszam – odezwał się cicho i podał mi kwiaty.
–Za co?
–Ostatnio mało mam czasu dla ciebie. – Przyciągnął mnie za biodra do siebie. – Mogę cię porwać na kolację?
Zanim odpowiedziałam, usłyszałam trzaśnięcie drzwi za plecami i szybkie kroki. Nawet nie zamierzałam się odwracać i wpatrzona w szare oczy męża czekałam, aż mnie pocałuje, czy nie mógłby mnie pociągać tak jak Damian?
–Dobranoc pani magister. – Chłopak zawołał, przechodząc tuż koło mnie.
–Dobranoc – odezwałam się chłodno i bezwiednie powiodłam za nim wzrokiem. Jego kołyszące się ruchy rozbudzały mnie na nowo i dopiero kiedy się na mnie obejrzał, odwróciłam wzrok.
–Student? – Jerzy spytał z uśmiechem.
–A nie wygląda? – Próbowałam jakoś ostudzić emocje. – To dokąd mnie zabierasz?
–Niespodzianka. – Dotknął moich ust i lekko je rozchylił. Chciałam coś poczuć, naprawdę bardzo chciałam, to by wiele ułatwiło, ale nic z tego. Wciąż było tak samo nudno i jałowo.
Wymusiłam na sobie uśmiech, ale w moich myślach był nie ten facet co powinien.

Niemiłość [Zakonczona]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz