Rozdział piętnasty

226 20 2
                                    

Zamrugałem kilkukrotnie wpatrując sie w łajbę z ciemnych, niemalże czarnych desek o budowie niemal dwukrotnie większej, niżeli mój poprzedni statek oraz dwóch trzyżaglowych masztach, które pięły się wysoko, prezentując czarno-czerwone pasy płótna. Konstrukcja była solidna, mogłem przyznać to już z tego miejsca, choć niektóre z niezwiniętych materiałów były postrzępione pod wpływem minionych lat u swych krawędzi. Drewno było nienaruszone, wciąż bujając się swobodnie w falach łagodnego oceanu. Dziób był ostry, pozbawiony zbędnej figury, gniazda podwójne i połączone ze sobą... Wooyoung będzie uradowany.

-Wiele okrętów przybywa tu, by się mnie pozbyć - Mruknął nagle Seonghwa, wędrując dalej na drugą stronę, gdzie dostrzegłem niewielką szalupę w odcieniu perfekcyjnie dopasowanym do drewna statku - Żadko im się udaje, a większość idzie na dno. Ten jest jedynym, który pozostał cały - Wyjaśnił, nim ze słabym jękiem wepchnął na nowo łódkę do wody. Pospieszyłem więc, aby mu pomóc, robiąc to nieco bardziej profesjonalnie, aby wykorzystać budowę podłoża w nagrodę otrzymując delikatny uśmiech.

-Jest piękny - Przyznałem, pozwalając mu wejść pierwszemu, gdy później sam, zgrabnie wspiąłem się do wnętrza. Moje zdrowe palce świerzbiły na myśl, iż ponownie zaznam w swych dłoniach twardego dotyku fal.

Nie pozwoliłem mężczyźnie wiosłować, bezprecedensowo wyrwałem wiosła, wsadzając je niemalże od razu do gęstwiny wody. Brakujący palec był lekkim utrudnieniem, szczególnie, kiedy nagie, wyzbyte z obciętej skóry ciało stykało się z szorstkim drewnem, chwyciłem więc nieco wygodniej zalegający w mej dłoni kij, starając się zaspokoić nieodzowną potrzebę wypuszczenia drewna ze swego objęcia.

Seonghwa milczał, co było dość zaskakujące. Był zupełnie cichym, niemal sennie mrużąc oczy. Wydawał się dość zmęczony, więc odnotowałem, aby zmusić go do snu. Nie potrzebowałem kolejnego nieprzytomnego problemu na swej głowie.

Pomogłem mu się wspiąć pierwszemu na opuszczoną drabinę, modląc się, aby okręt miał zapasową łódkę i aby tej w pojedynkę, nie musiałbym wciągać ku górze na jej prawowite miejsce.

Kiedy moje bose stopy ostatecznie uderzyły o zabrudzone drewno pokładu, poczułem, jakby dawny duch pirackiej walki powrócił w moje ciało.

Lekkie, harmonijne poruszanie się wraz z ruchem swobodnych fal uderzających... tak paradoksalnie uspakajające w moim umyśle... To był mój teren, mój świat. Teraz nie czułem się już bezbronnym, choć wciąż brakowało mi szpadli, czy huku armat... załogi. Prosty dotyk drewna rozbudowanego okrętu dało mi zapewnienie, iż już wszystko jest możliwe.

-Hongjoong? - Niskie brzmienie głosu Seonghwy wybudziło mnie ze szczęśliwego otępienia. Tak. Musiałem się skupić. Byłem przeklętym piratem, niebiedną dziewczynką, która bała się o swe życie i przyszłość... nie ubliżając dziewczynką. Nie jedna na mej łajbie okazała więcej odwagi, niżeli te tchórzliwe psy. Odetchnąłem lekko, rozglądając się po brudnym pokładzie.

-Jeśli masz ze mną żeglować, pozwól iż przedstawię ci kilka podstaw - Zmarszczyłem brwi, dostrzegając ulgę w jego jasnych, kocich oczach tak jakby... tak, jakby wciąż nie dowierzał w rzeczywistość mej obietnicy - Dziub z porzodu - Wskazałem w odpowiednim kierunku na zaostrzony przód - Boki to burta, dwa maszty, gniazdo i top, czyli zwieńczenie, rufa to tył. Większością zajmę się ja, staraj się tylko nie pałętać pod moimi nogami.

-C-czy jest coś, w czym mógłbym pomóc? - Spytał grzecznie, rozglądając się po dość długim pokładzie.

-Jeśli chcesz, możesz uprzątnąć to lekko. Kiedy dotrzemy do pierwszego z portów, zatrudnię do tego ekipę. Mam jeszcze kilka sztabek pozostawionych w większych ośrodkach na czarną godzinę... - Chciałem kontynuować, gdy zaczął przeszukiwać coś po swej torbie, było to na kilka chwil, nim wyciągnął z niej złoty posążek, podając go w moją stronę.

-Czy to się nada? - Wpatrywałem się w niego w osłupieniu, kiedy uniósł zaledwie jeden kącik swych miękkich, malinowych ust w chytrym, podstępnym uśmiechu.

-Nie chcę wiedzieć skąd to masz - Wyznałem, nim ruszyłem przed siebie w stronę rufy, by dosięgnąć steru, nim zatrzymałem się w półkroku, spoglądając na mężczyznę, który pilnie podążał moim krokiem. Mężczyzna był przepiękny w ostrym świetle księżyca za swymi plecami, jednakże nawet niezwykła aura, którą prezentował swym szczupłym, choć wysokim ciałem, nie mogła zatuszować zmęczenia, które malowało jego twarz - Wpier musisz się przespać.

-Nie. Jestem...

-Posłuchaj mnie - Powiedziałem ostro, nim odwróciłem się do niego w pełni, stając z nim twarzą w twarz i choć byłem znacznie niższy, wciąż udało mi się wzbudzić w jego oczach promień uległości - Może zapewniłeś mi ten okręt, ale to ja tu jestem pieprzonym piratem i kapitanem okrętu...

-Straciłeś załogę - Mruknął całkiem poprawnie zauważając deficyt dusz na okręcie, lecz wciąż nie podobał mi się ton.

-Pragniesz walczyć ze mną o stanowisko? - Zagroziłem, zadowolony, kiedy szybko pokręcił głową - Tak myślałem. Więc chowaj swą książęcą dumę i wykonuj rozkazy, jak przykładny szczur. Nie chcę więcej problemów, niż jest mi już dane - Warknąłem stanowczo tęskniąc za załogą, która wykonywała moje rozkazy bez wahania, czy zbędnych pytań. Mężczyźni, którzy powierzali swe życia moim decyzją... po raz pierwszy ich zawiodłem...

-Oczywiście - Mruknął smok, wydając się wyraźnie niezadowolonym.

-Porzuć ten swój wyrafinowany język. Od dziś pływasz z piratami. Kiedy akceptujesz rozkaz, mówisz "ay", albo "Aye, sir", zrozumiano? - Spytałem, nie oczekując przeczącej odpowiedzi i takiej też nie otrzymałem. Zaprowadziłem go więc pod pokład, gdzie wejście kryło się od chodami na prowadzącymi na podwyższenie rufy.

-Ay - Niemal zaśmiałem się, jak coś tak prostego wyszło z ust tak wykwintnych w sposób niemal nienaturalny.

-W porządku. Znajdźmy więc miejsce, abyś mógł zmrużyć powieki do poranku. Wtedy też wyruszymy.

The curse of the prince // SeongJoongOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz