Rozdział dwudziesty czwarty

204 18 2
                                    

Dostrzegłem, jak uśmiech rozpromienia na ustach Sana, kiedy ten usłyszał czystą irytację w mym, rzeczywiście nie uzasadniono, wściekłym tonie głosu, spoglądając jedynie przelotnie na moje skulone ciało, nim opadł, aby usiąść w miejscu, gdzie wcześniej stał Seonghwa.

-A co podoba ci się... czekaj zakochałeś się? O mój boże! - Wrzasnął nagle z oczami błyszczącymi od nierozgarniętej ekscytacji, a ja poczułem nieodzowną potrzebę, aby uderzyć go prosto w twarz i zapomnieć, iż kiedykolwiek posiadałem takiego członka w swej dość małej i kameralnej załodze.

-Nie - Odpowiedziałem szybko i oschle, tonem chropowatym już od niezaspokojonego zmęczenia, lecz drugi nie wydawał się tym wzruszony.

-Nie kłam, kochasz go - Uśmiechał się podstępnie, wpatrując się we mnie swymi przenikliwymi oczami. Nie uległem jednak, patrząc twardo przed siebie, jakbym tam miał zaznać błogiej ucieczki od abstrakcyjności stwierdzeń mojego bliskiego przyjaciela... Kochałem go nad życie, lecz czasem był tak nieznośnym bachorem, iż miałem ochotę przywiązać go do słupa masztu na kilka dni bez jedzenia i wody, oczekując, iż zmężnieje... choć może podświadomie wiedziałem, iż ten dzień nigdy nie nadejdzie. Cieszyło mnie jednak, iż to nie z Wooyoungiem przeprowadzałem rozmowę o związkach. On potrafił być jeszcze mniej dojrzałym, o ile da się to sobie wyobrazić bez żywego przykładu.

-Nie prawda - Odpowiedziałem szczerze... chyba - Po prostu nie pozwolę ci zbliżyć się do kogoś, kto nie potrafi się sam obronić. Znam cię San nie od dziś i dobrze wiem, jak zajmujesz się osobami, które wpadną ci w oko. To pieprzony smok i przeklęty książę dosłownie i w przenośni, a twoje wygłupy mogłyby zranić, bądź zabić nas wszystkich.

-Nie prawda - Jęknął chłopiec, wyraźnie desperacko próbując odepchnąć prawdę, choć sam wiedział... na pewno przeczuwał.

-Tak jest, Sannie. Seonghwa jest zbyt delikatny na twoje dziecinne romanse i mógłbyś go zranić, zważywszy, iż on nie zrobi nic, aby cię powstrzymać. Jest bezbronny - Zauważyłem całkiem trafnie. Ktoś taki, jak Park, kto od dłuższego czasu nie miał szans zamienić prawdziwych słów z prawdziwą osobą oraz nie posiada kontroli emocjonalnej nad swym własnym wnętrzem, mógł jedynie doprowadzić ich pokręcony i upadający statek na dno.

-Skąd wiesz? Pytałeś? - San wydawał się wciąż żywo zainteresowany, pomimo wyraźnych ostrzeżeń, jakie rzucałem mu w każdym zdaniu. Chłopakowi zdecydowanie brakowało stępienia jego mocnego charakteru, choć wiedziałem, iż wystarczyło niewiele, aby ten rozkleił się w żywym płaczu.

-To książę - Zauważyłem, unosząc jedną z brwi, nim spojrzałem na mężczyznę tuż obok mnie.

-I co z tego? - Miałem ochotę, aby ponownie załamać się tej nocy, niemal wzruszony naiwną dziecinnością swojego kompana podróży.

-Książę nie umie walczyć - Zapierałem się twardo, nawet nie patrząc na mężczyznę u mego boku. Choć moje słowa były czystą improwizacją, aby zbawić i tak już zdenerwowanego Seonghwę od osądu bezwzględnego pirata o umyśle czysto nastawionym na bezmyślny romans.

-Wooyounga rzuciłeś wtedy na pożarcie tamtym draniom - Zauważył dość trafnie, dopominając chwilę, gdy rzeczywiście porzuciłem swojego załoganta. Były to jednak inne czasy i nie zrobiłbym tego, gdybym nie był pewien, iż ten dzieciak rozwali skroń każdemu, kto dokona gest niegodny jego zadowoleniu.

-Woo umie się bronić i nie jest księciem. Zresztą nie zmieniaj tematu - Warknąłem, szturchając go lekko w bok - Dobrze wiesz, że jesteś okropny w takich rzeczach.

-Nie jestem - Jęknął, spoglądając na mnie z niewinnym dziecięcym wyrazem.

-Jesteś. Jesteś natarczywy i nie dajesz żyć - Uśmiechnąłem się chytrze, dostrzegając, na jak zdruzgotanego wygląda mój towarzysz broni.

-Nie prawda - Zaprzeczał pospiesznie, lecz zamilkł kiedy w końcu spojrzałem na niego - No dobra... może masz rację - Westchnął nagle, a jego wyimaginowane uszy szczeniaka opadły. Kochałem, jak otwarty był w wyrażaniu swojego nastroju, pomimo swej demonicznej strony pełnej złości i nienawiści, którą mordował naszych wspólnych wrogów.

-Nie martw się, niektórzy to lubią - Zapewniłem, delikatnie masując jego silne ramię w geście, nie oczekując długo, jak mężczyzna rozluźnia się pospiesznie.

-Wciąż jesteś pewien, że się zakochałeś - Uparł się ponownie, a podstępny uśmiech rozpromieniał i na jego ustach, wykrzywiając ostrą szczękę i uwydatniając dwa głębokie doły po obu stronach jego symetrycznych, szczupłych policzków.

-Przestań. Wiesz, że tak nie jest - Odpowiedziałem zmęczony, ściągając dłoń z jego ramienia. Nie zasługiwał już na moje pocieszenie.

-O czym rozmawiacie? - Oboje unieśliśmy spojrzenie znad odległego horyzontu, podążając do młodego mężczyzny o szczupłej talii przyozdobionej w czyste, białe ubrania pokroju czysto szlacheckiego. Seonghwa był piękny, pomimo swych wszelkich wzorów pokrywających jego odsłonięte dłonie i część twardej piersi oraz oczu o kocim wyrazie, które błyszczały intensywnie w nocy otoczenia... Nie. Nie myśl o nim w ten sposób. Nie jest piękny, to po prostu pasażer na gapę, który za kilka dni opuści mój okręt. Nic więcej.

-O tobie - Odezwał się San, sprawiając, iż miałem ochotę go udusić gołymi rękoma. Spojrzałem więc na niego, pozwalając sobie aby wyobrazić sobie rzeczywistą scenę swojego mordu, lecz on nie zdawał się tego zauważyć.

-O mnie? - Seonghwa wydawał się zaciekawiony, podchodząc nieco bliżej, nim odgarnął wciąż przemoczone włosy na tył, odsłaniając swe wygolone krótko boki oraz perfekcyjne rysy silnej twarzy. Przełknąłem na ten widok.

-Tak. Mam wiele dowodów, iż Hongjoong cie kocha, ale nie chce tego wyznać, bo to twórz sercowy - Choi wydawał się zadowolonym ze swych słów.

-Tchórz sercowy, co? - Słyszałem kpinę w głosie popielatowłosego mężczyzny, gdy ten spojrzał w moim kierunku, lecz ja byłem skupiony na czymś zupełnie innym.

-San kurwa umrzesz - Warknąłem, rzucając się za wspomnianym mężczyznom, kiedy ten zaczął uciekać w dal po pokrytej szronem trawie.

Kochałem go, jednak nie podejrzewałem, iż dożyje kolejnego dnia.

The curse of the prince // SeongJoongOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz