Nie trwało to jednak długo, gdyż już po chwili dostrzegłem, jak głazy poruszają się nagle i napiąłem swe ciało w oczekiwaniu do ataku innego ze smoków o czarnych łuskach. Lecz nigdy już więcej niedane mi było dostrzec jego parszywego pyska.
Zamiast tego dostrzegłem Seonghwę o twarzy wyczerpanej i poranionej od wielu zadrapań z oczami srebrnymi, lecz przygasłymi przeraźliwym zmęczeniem. Jego ramiona nie były jednak puste, a pełne młodego pirata o śnieżnych włosach, którego skroń zwisała nieprzytomnie, poruszając się z każdym wyraźnie chwiejnym i trudnym krokiem. Uścisk miał silny na nogach i plecach, jakby obawiał się, iż ostatecznie wypuści chłopca ze swych ramion. Wiodąc dalej spojrzeniem dostrzegałem Mingiego, który kulał boleśnie u jego boku, podbierając się na ramieniu przeobrażonego już smoka.
Uśmiechnąłem, wspinając się nieco wyżej, nim skinąłem ku Jongho, aby odebrał Yeosanga z wyraźnie wyczerpanych ramion dawnego księcia.
-Ostatecznie ponownie mnie ocaliłeś - Wyznałem, dostrzegając ulgę, kiedy białowłosy zniknął z ramion wycieńczonego mężczyzny, a Mingi usiadł sobie spokojnie na jednym z wystających kamieni, masując obolałą nogę powolnymi ruchami.
-Przynajmniej wiesz, że możesz na mnie polegać - Uśmiech rozpromienił na jego przystojnej twarzy, a ja nie potrafiłem się powstrzymać, ponownie szarpiąc go ku sobie, by uwięzić jego usta w ostrym pocałunku wdzięczności. Dostosował się niemal od razu, ignorując równie dobrze jak ja wszystkie chichoty i wiwaty, które otoczyły nas tak tęgo ze strony zbawionej załogi - Kapitanie? - Jego pytanie rozbrzmiewające sekundę po tym, jak oderwałem się od jego ust z brakiem oddechu w płucach, zaskoczyło mnie wystarczająco, abym wzdrygnął się i wyrwał z niebiańskiego uścisku oszołomienia. Dopiero teraz zrozumiałem, iż jego ramiona otaczają mnie mocno w talii, a ma skroń przyciśnięta jest do jego nagiej piersi pokrytej czarnymi wzorami oraz purpurowymi siniakami.
-Hym? - Wymamrotałem, spoglądając lekko ku górze, aby zmierzyć się z jego kocim spojrzeniem.
-Chcę cię teraz.... w tej chwili... - Uśmiech podstępu rozpromienił na moich ustach, słysząc jego kuszące słowa o tonie pełnym rozkoszy i pragnienia.
-Zanieśmy dzieci na pokład, a później dostaniesz mnie tak, jak tego pragniesz - Wyszeptałem słodko, składając miękki pocałunek na jego długiej, napiętej szyi, nim oderwałem się od jego ramion, darząc morderczym spojrzeniem każdego załoganta, który wpatrywał się w nas z inspiracją i pragnieniem. Oczywiście nie wydawali się wzruszeni faktem, iż przyłapałem ich na lampieniu się, a jedynie głupkowaty uśmiech rozpromienił na ustach Mingiego i Sana, gdy Jongho odwrócił się z krwistym rumieńcem malującym do nieprzytomności jego pulchne policzka - Dobra parszywe szczury niemyte, zabierać swe tyłki na pokład i stawać na nogi, nim wzejdzie słońce. Nie ma już czasu na spoczynek.
Naturalnie nie zareagowali do chwili, gdy nie wyciągnąłem pistoletu, mierząc w ich ciała z groźbą zabójstwa.
-Miłość, jak się patrzy - Westchnął Seonghwa, nim jego ramiona przyciągnęły mnie gwałtownie do piersi.
⁛
-I jak? - Spytałem, powoli przechodząc przez drzwi nowego ambulatorium, które powstało na drugim piętrze okrętu, przyciągając ku sobie kilka zdezorientowanych spojrzeń.
Ignorując to jednak zbliżyłem się do boku nagiego od pasa w górę Seonghwy, delikatnie układając swe palce na jego delikatnym barku, masując delikatnie wrażliwą skórę, owiniętą bandażami w przeraźliwie wielu miejscach szczupłej talii mężczyzny.
Yeosang przebudził się niemal od razu w chwili, kiedy Jongho wniósł go na pokład okrętu i nie potrzebował wiele, aby powrócić do swych dawnych sił witalnych... lecz jego oczy pozostały w tyle. Widziałem, jak głęboko zakorzenione jest jego złamanie i choć nie chciał tego przyznać nawet przed samym sobą, mężczyzna, który przybrał twarz mojego ojca, odcisnął piętno swymi bestialskimi czynami w jego obolałej duszy. Nie było to jednak nic, z czym nie mogliśmy sobie poradzić. Był silny i to go ratowało, a ja wiedziałem, iż chociaż jego kuracja wymaga czasu, powróci do siebie po kilku nocnych koszmarach i traumach. Teraz bowiem był bezpieczny.
Złamana kostka Mingiego została naprawiona już po chwili, aby pierwszy oficer mojego nowego okręty jeszcze mógł sam wspiąć się po szczeblach drabiny. Brunet tłumaczył się, iż urazu doznał jeszcze przed naszym przybyciem, lecz bał się tego przyznać... i zaczął przepraszać mnie, iż zgubił moje futro gdzieś pomiędzy głazami zawalonego już w pełni zamku, którego konstrukcja unosiła się w miejscu, gdzie pozostało martwe ciało czarnego Wiwerna. Nie pozwoliłem mu długo cierpieć w obawie, zapewniając, iż bardziej liczy się oczywiście jego zdrowie, niż jakieś drogie, kosztowne futro... Cóż, później zostanie wysłany, aby upolować mi kolejną panterę w lasach dogłębnej puszczy, lecz na razie o tym nie wie.
Yunho dostał zalecenie odpoczynku, gdyż jego ciało zostało niezwykle poobijane. Jongho szybko wyjaśnił, iż oboje próbowali uciec, lecz nieskutecznie, a wyższy mężczyzna prowokował jednego ze smoków, aby oszczędzić najmłodszego od brutalnej kary.
Wooyounga trapiła gorączka, dość poważna na jego stan, lecz Yeosang zaopiekował się nim i rokował zaledwie kilka godzin, nim ten rzeczywiście otworzy oczy oraz dzień, nim będzie w stanie powrócić do swojego normalnego stanu.
Teraz jednak zajmował się Seonghwą, nie tylko lecząc jego rany bez użycia mocy, zważywszy, iż ta mogła kolidować z klątwą nałożoną na książęce serce, lecz również badając wspomnianą smoczą stronę, aby wyzbyć się czaru z ludzkiego ciała.
-Dwie wiadomości - Zaczął Yeosang - Nie możesz utracić imienia przez przemianę, a zdziczenie i... przykro mi, lecz chyba nie da się zdjąć tej magii - Moje serce zamarło, kiedy spojrzałem z przerażeniem na Seonghwę - Jest zbyt skomplikowana... a usunięcie jej wymaga poświęcenia.
-Czego? - Spytałem niemal od razu, marszcząc brwi.
-Osoby, dla której została ona nałożona...
-Seonghwa? - Wszyscy spojrzeliśmy w kierunku Wooyounga, który uniósł się na przedramieniu świeżo przebudzony, gdy jego oczy wciąż szkliły potworną gorączką, intensywnie wpatrzone we wspomnianego mężczyznę... Skąd on...
-Znamy się? - Książę uprzedził me słowa, marszcząc swe brwi w zdziwieniu i dezorientacji, a te dwa wyrazy wydawały się wbić ostrze w serce mojego młodszego pirata, który zamrugał dwukrotnie spomiędzy gwałtownie nagromadzonych łez. Najmłodszy w cienkim pomieszczeniu powoli opuściły wyraźnie jeszcze niestabilne nogi z łóżeczka, powoli siadając na swoim miejscu z lekkim pociągnięciem nosem.
-Jestem... jestem twoim bratem, Seonghwa.
CZYTASZ
The curse of the prince // SeongJoong
FanfictionPozbawić króla piratów załogi? Statusu? Pozbawić księcia królestwa? Człowieczeństwa? Niekiedy naturalni wrogowie jednoczą się, aby zaznać smaku zemsty, rozkwita pomiędzy nimi coś więcej, niżeli tylko sojusz. [Praca może zawierać: przemoc, przekleńst...