Ciepłe promienie słońca nie zapadły jeszcze za horyzontem, kiedy dostrzegłem pierwszy drobny punkt zbliżający się ku nam wraz ze żwawszym podmuchem chłodnego wiatru morskiego... Tak, jakby coś pchało nas w kierunku upragnionego portu po dwóch długich i strudzonych dniach wyzbytych od wody, jedzenia, rumu, czy też porządnego snu. Ostatecznie moja udręka miała zaznać błogiego końca i choć zwykle zwiedzałem te zakątki lądu jedynie w chwilach największej męskiej słabości w postaci kurtyzan, teraz mój umysł nie przemknął nawet po upragnionym, żeńskim ciele. Jedyne czego pragnąłem to nacieszyć się do syta i zaznać spokoju przyjemnej nocy.
Zmęczenie minęło jednak chwilowo, a moje nadwyrężone mięśnie przestały palić takim żywym ogniem, jak dotychczas na wieść, iż już niedługo zaznają zwieńczenia swej katorgi. Pławiłem się tak w tej ekscytacji, iż niemal zapomniałem, że nie jestem sam na tym przeklętym pokładzie.
Szturchnąłem czubkiem swej stopy mężczyznę, który ponownie przysnął oparty o pobliską poręcz, regenerując swe smocze ciało.
-Hym? - Mruknął zniechęcony, przecierając swe senne powieki, nim spojrzał na mnie kocimi, dzikimi oczami.
-Docieramy do celu - Wyznałem szczęśliwy, wyznając emocje zupełnie przeciwne do niego - Nie martw się, uczynię wszystko, byś nie przemienił się w smoka przy nich - Obiecałem, dziwnie mając ochotę, aby dotrzymać tej honorowej obietnicy.
-A co z moimi oczami? Wyróżniają się - Wyznał wyraźnie w obawie, którą tym razem rozumiałem.
-Są to obrzeża, powiedz więc, iż bratasz się magią, a powinno zostać to zaakceptowane. W tych czasach wielu jest takich, a wieśniacy tacy jak ci nie wiedzą, jak powinien wyglądać prawdziwy mag - Odpowiedziałem z pewną dozą przekonania, mając nadzieję, iż nie spalą go na stosie... cóż, smok powinien być odporny na ogień, prawda?
Perfekcyjne zacumowanie oraz wypuszczenie kotwicy było dość trudnym zdaniem, lecz wykonalnym po dłuższej walce z linami i odetchnąłem z ulgą, wiedząc, iż moje problemy w końcu dobiegły końca. Kiedy wykupię odpowiednią załogę na kilka nocy, znacznie szybciej pokonam wszelakie morskie drogi, zważywszy, iż okręt był szybki... szybszy nawet od tego, którym kapitanem byłe poprzednim swym razem, choć nie mogłem zaprezentować jego pełnych okazałości, zważywszy, iż operowanie w pojedynkę tak wielkim okrętem było nadwyraz trudnym zdaniem już przy podstawowych prędkościach.
Zrzuciłem kładkę, aby ta uderzyła o poniższy pomost z dość głośnym hukiem, przyciągającym uwagę zbyt wielu gapiów, jak na mój gust. Choć mój nowy okręt prezentował dobrobyt, moje ciało stanowiło odmienny dysonans.
-Chodź - Mruknąłem do mężczyzny u mojego boku, który posłusznie skinął głową, stawiając pierwszy krok po mnie na nierównej kładce. Widziałem, jak niewygodnym był. Nieustannie spoglądał w dół, jakby pragnął zniknąć z oczu wszystkich tych przypadkowych gapiów. Zdecydowanie zdziczał po tak długim czasie samotności.
-Czy on nie ma butów?
-Co za obdartus posiada taki okręt?
-Jaki niski...
-Kim on jest? Straż zapewne zaraz zainterweniuje...
Gdy moja bosa stopa postanęła na pomoście, słyszałem już wszelkie szepty otoczenia wypuszczane pomrukiem przez niegodziwe dranie i podstarzałe baby. Nie dałem się jednak sprowokować, utrzymując niewzruszenie zimną krew, powoli wędrując wzdłuż drewna, które z wolna przemieniało się w kamieniste podłoże drapiące moje nagie stopy. Wraz z pierwszymi schodami wyrównującymi się do prawdziwej ziemi, dostrzegłem młodego pachołka królewskiego, który odnotowywał nazwiska świeżo przybyłych do portowych granic właścicieli statków i choć nie znałem jego twarzy - zapewne był jednym z nowo zatrudnionych po surowej zimie, gdy jego poprzednik zmarł z wycieńczenia - wiedziałem, iż byłem zbawiony.
CZYTASZ
The curse of the prince // SeongJoong
FanfictionPozbawić króla piratów załogi? Statusu? Pozbawić księcia królestwa? Człowieczeństwa? Niekiedy naturalni wrogowie jednoczą się, aby zaznać smaku zemsty, rozkwita pomiędzy nimi coś więcej, niżeli tylko sojusz. [Praca może zawierać: przemoc, przekleńst...