- Patrz! Patrz tam! To Harry. Harry Potter!
- Niby który?
- Bohater? W Slytherinie?
- Może tiara się pomyliła?
- Ale super! Widziałem Harry'ego Pottera!
- Tobie też się to nie podoba, co? Ten chłopak i... ten dom?
Do stołu Slytherinu odprowadziły Harry'ego te i jeszcze wiele innych szeptów, które przelatywały tuż koło jego uszu przez całą drogę. Ciągle czuł na sobie czyjeś ukradkowe spojrzenia. Uszy lekko go piekły za każdym razem, gdy kolejna osoba wypowiadała jego imię, a żołądek się wywracał przy nawet najdrobniejszym wybuchu radości na sali.
W końcu udało mu się wyminąć stół Ravenclawu i podejść do pierwszego, lepszego miejsca przy końcu długiego, ciemnego, masywnego mebla pokrytego jadowicie zielonym obrusem. Teoretycznie droga ze środka sali do stołu Ślizgonów trwała może jakąś minutę, ale w umyśle Harry'ego każdy stawiany krok trwał godzinami.
Po wstępnych oględzinach, chłopiec zauważył niechętnie, że wszystko tutaj kojarzyło się z nazwą domu. Od zdobień na serwetkach, poprzez zielone kamienie szlachetne w trzymadłach sztućców, aż po rzeźbienia w kształcie węży wieńczące nogi krzeseł. Nawet poduszki na siedziskach powitały go wystawionym jęzorem wielkiego, srebrnego gada, którego wąskie ślepia koncentrowały się jakby w okolicach jego szyi.
Z braku lepszego pomysłu, Harry przystanął tuż przy stole, obmyślając swoje dalsze posunięcia.
Powinien usiąść?
Wyjść?
Może zemdleć?
Podejrzewał, że pierwsza opcja była rozsądniejsza od pozostałych. Wewnętrznie jednak wiedział, że dojrzenie do podjęcia tej decyzji zajmie mu jeszcze dobrą chwilę. Jego umysł bowiem traktował akt zajęcia miejsca przy stole Slytherinu równoznacznie z wyrażeniem zgody na przebywanie w nim. A tak nie było.
Z drugiej strony, jeśli będzie tak stał przez resztę ceremonii, to ktoś go zauważy i co wtedy? Może jednak usiąść? A może...
- P-Przepraszam...
Harry zdębiał.
Rozejrzał się najpierw nerwowo dookoła siebie, a potem popatrzył w dół.
Tuż obok niego, schowany za krzesłem, przykucnął młody czarodziej. Hagrid przedstawił mu go już wcześniej jako Profesora Quirrella. Tak więc, Profesor Quirrell ubrany był dokładnie tak samo, jak w czasie wizyty w Dziurawym Kotle: w brązową szatę i fioletowy turban na głowie, który przytrzymywał teraz lewą ręką. Prawą dłonią obejmował oparcie ozdobnego krzesła, jakby bał się, że ktoś mu je zaraz zabierze. Na jego chudej twarzy odmalowywało się napięcie.
Harry przyglądał mu się szczerze zaskoczony.
Nie miał pojęcia, skąd czarodziej się tu wziął, ani jak przemknął niezauważenie tuż za ponad setką uczniów Slytherinu, a już szczególnie za nim samym. Ba, przecież on nie tylko za nim przeszedł. On się przy nim zatrzymał, przykucnął i schował! Chyba że... może nauczyciel tu był od samego początku? Ale jak...?
Profesor Quirrell nie dał mu dalej ciągnąć tych przemyśleń.
- P-P-panie Potter... - wyszeptał teatralnie. - C-czy m-m-mógłby się pan z tym nieco po-po-pospieszyć? - postukał lewą ręką w krzesło stojące najbliżej Harry'ego. - N-n-nie chcę być nie-niemiły, a-a-ale s-strasznie r-r-rzuca się pan w oczy. A to t-t-rochę mi teraz nie-nie-nie na rękę, szczerze mówiąc...
![](https://img.wattpad.com/cover/315505473-288-k719362.jpg)
CZYTASZ
Harry Potter i Nowy Początek
FanfictionPoczątek jest chyba wszystkim znany. Chłopiec o imieniu Harry przybywa do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. W czasie ceremonii przydziału tiara nałożona na jego głowę ma podjąć decyzję o jego przyszłości. Tylko nie Slytherin, tylko nie Slyther...