Pohalloweenowy dyżur u Snape'a

35 3 1
                                    

Chłopiec sam nie wiedział już jak długo biegł korytarzem.

Kiedy dopadł schodów, niemal zeskakiwał ze stopnia na stopień, w ogóle nie bacząc na to, dokąd gnał. Nie dbał już praktycznie o nic, chciał po prostu jak najszybciej zniknąć z pola widzenia kogokolwiek. W myślach powtarzał tylko „Byle do dormitorium, byle do dormiorium" w zapętleniu. Tak bardzo zapamiętał się w tej myśli, że nawet nie zauważył, gdy wpadł na jakiegoś czarodzieja idącego środkiem korytarza.

- Co do licha ciężkiego się tu wyprawia? - skrzeczący i nieprzyjemny głos mężczyzny ocucił nieco Harry'ego, aczkolwiek nijak nie wpłynął na poprawę jego samopoczucia. Zderzył się bowiem z Argusem Filchem, który przyglądał mu się teraz uważnie, szczerząc szczerbaty uśmiech.

Harry wiedział o nim tyle, że jest woźnym. I to takim, który nie cieszył się specjalną popularnością w szkole ani wśród uczniów, ani nauczycieli. Kiedyś ktoś po zajęciach z Historii Magii wspomniał jego imię, to przechodzący Puchoni ze starszego rocznika aż się obejrzeli ze strachem w oczach.

Gdy zaś zobaczył z bliska jak mężczyzna wyglądał jego skołatane nerwy po prostu go sparaliżowały.

- O, a co my tu mamy? - Filch odezwał się znowu tym samym tonem, przystając nad Harry'm. Jego uśmiech tylko dodawał mu wredności. - Wagarowicz? - zapytał, patrząc prosto w jego oczy.

- J-ja nie... - Harry wybełkotał. - J-j-jeszcze nie ma zajęć, p-proszę pana. Dzisiaj jest...

- Samhain, zgadza się – przytaknął mu. - A to oznacza, że wszyscy powinniście być na uczcie. Na której ciebie nie ma – rzekłszy to, woźny siłą podniósł go z ziemi i ustawił do pionu. - No już, gadaj! Z którego jesteś domu? Myślisz, że jak ściągniesz szatę i krawat, to się nie dowiem? Zaczekaj tylko, aż pójdę po twojego opiekuna! Za moich czasów to byś na tyłku przez tydzień nie siadł za taki wybryk! Ale nie! Teraz wy i to wasze „bezstresowe wychowanie". Cackanie się z wami jak ze smoczym jajkiem, a tfu! Normalnie rzygać się chce. No? Z którego domu jesteś?

- S-Slytherin... - Harry wypowiedział nazwę bardzo powoli. Patrzył tylko pustym wzrokiem w stronę mężczyzny, zbyt skołowany i przerażony, by się stawiać.

- Slytherin? - zapytał Filch niedowierzająco. - Gryfona czy Puchona bym jeszcze zrozumiał. Z tych to nigdy nic dobrego nie wyrasta. Nawet Krukona, bo to są egoistyczne dupki. Ale żeby Ślizgon? - mężczyzna znowu pochylił się w jego stronę. - Dobra, poszło szybko. No, to zrobimy sobie wycieczkę do...

Filch nagle uciął. Jego mina też się zmieniła. Przed chwilą wyglądał tak, jakby samo poniżanie ucznia sprawiało mu masę frajdy, a co dopiero wizja ukarania go. Teraz, zrobił się poważny, wodząc badawczym spojrzeniem po całej twarzy Harry'ego. Dotknął też jego szaty, którą ten wciąż z całych sił przyciskał do siebie, trzęsąc się.

Woźny wziął na palec nieco białego proszku i rozsmarował go pomiędzy palcami, a potem powąchał.

Widać, musiał zauważyć, że coś się nie zgadzało.

- Dasz radę iść sam? - zapytał ostro.

Harry pokiwał kilkukrotnie głową.

- Za mną – rozkazał i ruszył przed siebie, kuśtykając. Chłopiec wykonał polecenie bez zwłoki.

Harry Potter i Nowy PoczątekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz