***

45 3 3
                                    

Harry poruszył się niespokojnie.

Mimo że wciąż jeszcze był na wpół przytomny, miał niepokojące wrażenie, że ktoś go obserwuje. A im dłużnej leżał z zamkniętymi oczami, tym bardziej się ono potęgowało. Na dodatek, od ostrego zapachu kurzu pomieszanego z odorem zwietrzałego papieru wydobywającego się z podręczników, zakręciło mu się w nosie. Ociężale podniósł więc głowę do góry, a potem kichnął głośno.

- Na zdrowie!

Harry bacznie rozejrzał się dookoła, nie zauważył jednak nikogo w zasięgu wzroku. Przypomniał sobie za to, gdzie się znajdował. W bibliotece. Ale czemu? Popatrzył na swoją rękę w której trzymał pióro, na rozłożone wszędzie materiały, otwarty kałamarz i nagle wszystko stało się jasne.

- Zaspałem na dyżur! - podskoczył na krześle.

W zapamiętaniu chwycił za swoją torbę i zaczął wrzucać do niej wszystko, co leżało przed nim na stole. Dwie rolki zwoju, kolejna z referatem wciąż nie podpisana, może profesor Snape pozwoli mu to zrobić na miejscu? Teraz podręczniki, pióra, tusz, kałamarz, tak. Samopiszące pióro od Malfoy'a, jedna mapa, którą wypożyczył, szklanka z sokiem...

Chwila, to nie!

Harry szybko cofnął rękę, ale nie zdążył. Szklanka się przewróciła, a sok dyniowy zalał sobą cały blat.

- No nie, serio? - Widząc bałagan który narobił, chłopak odruchowo spróbował wytrzeć rozlewający się po blacie płyn najbliższą rzeczą nadającą się do tego celu, czyli rękawem swojej szaty. Niestety, materiał nie poddawał się łatwo. Zamiast wciągać płyn, rozsmarowywał go po wcześniej suchych częściach blatu. Teraz wszystko było lepkie, śliskie i śmierdziało dynią.

- Cholera jasna! - zaklął, ale zaraz się zreflektował. - Przepraszam, pani Pince! – rzucił w stronę biurka z rejestracją książek, trąc wytrwale po blacie czarnym materiałem. - Już to ścieram! Nic się nie zalało! Nie musi pani tu... podchodzić? - dokończył niepewnie i spojrzał tam, gdzie wcześniej siedziała czarownica.

Miejsce było puste.

Nie, zaraz. Właściwie to cała biblioteka wyglądała na opustoszałą. Zrobiło się też w niej nienaturalnie cicho. A przecież jakąś godzinę czy dwie temu była pełna studentów szóstego i siódmego roku oraz elfów domowych porządkujących półki.

Zaniepokojony tą sytuacją Harry, odłożył torbę na krzesło, podwinął mokry rękaw i przeszedł się w stronę wielkich regałów.

Biblioteka szkolna w niczym nie przypominała tej z jego starej szkoły. Prędzej wyglądała jak wnętrze British Musem, tylko wypełnione w całości książkami, zwojami, dawnymi księgami magicznymi i tak dalej. W niektórych korytarzach regały biegły dookoła ścian, przez co miało się wrażenie, że cały budynek to niekończący się labirynt. W innych meble potrafiły nagle zmienić swoje położenie, a nawet urosnąć lub zmaleć w myśl własnej zachcianki.

Clifford opowiadał mu, że w niektórych częściach znajdują się też ukryte, stare, miedziane zwierciadła. Ponoć, jeśli zbyt długo się w nie patrzyło, pożerały one nieuważnego ucznia i słuch po nim ginął na zawsze.

A tego Harry wolałby zdecydowanie uniknąć.

Po kilku następnych krokach, chłopak skręcił w dział „Uroki i zaklęcia lecznicze". Ta alejka różniła się trochę od pozostałych, bo jako jedyna niespodziewanie otwierała się na małą „dolinkę" otoczoną lasem pojedynczych regałów z rożnymi tabliczkami, preparatami, zwojami oraz dziwnymi mapami. Harry właśnie miał zrezygnować i zawrócić, gdy przed oczami mignął mu jakby kawałek czarnej szaty. Zakradł się więc w tamtą stronę, ale nikogo nie znalazł. Zrobił dwa kroki w tył, gdy zza niego odezwał się ten sam głos, co wcześniej.

Harry Potter i Nowy PoczątekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz