- Wcale nie podsłuchiwałem! - to były pierwsze słowa Malfoy'a po przekroczeniu progu domu Hagrida.
Zgodnie z przewidywaniami olbrzyma czarodziej w trakcie ucieczki potknął się o kuszę, a następnie przewrócił, wpadając prosto w rozłożoną do wyschnięcia na sporym taborecie sieć. Kiedy Harry go odnalazł, ten próbował właśnie uwolnić swoją prawą nogę spomiędzy jutowych oczek. Lewa cały czas tkwiła w sporym suple zrobionym z niewielkich i strasznie czepliwych sznureczków, które, jak potem obaj odkryli ze zdumieniem, były wyposażone w maciupeńkie haczyki.
Gdy już się uporali z pułapką i Malfoy w końcu był wolny, na horyzoncie pojawił się nowy problem. Mianowicie, czarodziej musiał sobie w trakcie upadku przypadkowo rozciąć dość głęboko skórę na kostce grotem od strzały. W wyniku czego zaczął nieco kuleć przy chodzeniu, a jego biała skarpetka dorobiła się sporej dziury i czerwonej barwy. Przez całą drogę powrotną do chatki więc, Malfoy był zmuszony wspierać się na ramieniu swojego wybawcy, co chyba sprawiło mu spory dyskomfort. Nie patrzył w ogóle na Harry'ego, a na każdą inną formę pomocy niż robienie za podpórkę, reagował zdecydowanym „Poradzę sobie sam, Potter!".
Cholerna duma Malfoy'ów.
- Ależ nikt z nas w to nie wątpi, paniczu. Gdzieżby! – Hagrid pokiwał na nich ręką, oznajmiając by byli łaskawi zamknąć za sobą drzwi. Gdy to się stało, zlustrował młodego czarodzieja wzrokiem i pokręcił głową.
- Oj, masz ty szczęście, dzieciaku, że nie zostawiłem w kuszy grotu od mojego przyjaciela Humabefta – skomentował. - Używałem jej na porannym obchodzie i miałem później wyjąć, ale coś mi podpowiedziało, żeby zrobić to od razu. Jelitka to się jednak nigdy nie mylą – olbrzym poklepał się po brzuchu.
- A jakbyś zostawił, to co by się stało? - zapytał z ciekawości Harry, który właśnie pomagał Malfoy'owi zająć miejsce w swoim fotelu, choć czarodziej cały czas mu powtarzał, że nie ma takiej potrzeby. Jednocześnie krzywił się z bólu przy najmniejszym ruchu.
Hagrid w tym czasie powiesił czajnik z herbatą nad paleniskiem w kominku.
- Och, Severus by nas pewnie pozabijał.
Obaj chłopcy popatrzyli na siebie pytająco.
- Bo miałby góra pół godziny na zrobienie bardzo trudnego antidotum – olbrzym dokończył myśl po chwili, patrząc cały czas na palenisko. - Trucizna przeciwko Garmrom, którą nasycono tamten grot, jest wyjątkowo paskudna, mówię wam. Ja bym tym oberwać to nie chciał, oj nie.
- Chwila... - Malfoy chyba w końcu doszedł do siebie, bo zapytał, oburzony. - Chcesz powiedzieć, że trzymasz w tej lichej lepiance mordercze narzędzia?!
- A kto mówił cokolwiek o zabijaniu? - Hagrid posłał Malfoy'owi urażone spojrzenie. - No, chyba że miałeś na myśli swoją stopę, to wtedy tak. Trucizna przeciwko Garmrom atakuje tylko tą część ciała, w którą trafi. Po jakiejś pół godzinie by ci obumarła i tyle. Ejże, spokojnie, no! - dodał znowu, zauważając nagłą bladość na twarzach obu chłopców. - Ona nie niszczy tkanek, więc Poppy wyleczyłaby cię raz dwa. Już nie zachowujcie się tak, jakby nic wam nigdy w życiu nie odpadło!
- A tobie tak? - zapytał Harry. Po zastanowieniu się stwierdził jednak, że woli nie znać odpowiedzi na to pytanie. Przeniósł wzrok na poszkodowanego.
Malfoy wytrzeszczył oczy, jakby nie wierzył własnym uszom. W chwilę później zrobił nawet bardziej zaskoczoną minę, bo chyba w końcu wiadomość o tym, że ma stosunkowo głęboką ranę w nodze i jedynie szczęśliwym trafem uniknął amputowania części tejże, dotarła do odpowiedniego fragmentu jego mózgu. Czarodziej spojrzał w dół, prosto na sączącą się z jego buta ciemnoczerwoną krew. Następnie wrócił do Harry'ego, ale ten nie okazał widać należytego zainteresowania sprawą, bo młody czarodziej przeniósł niemal natychmiast spojrzenie na Hagrida, który w najlepsze zajmował się herbatką, kompletnie go ignorując.
CZYTASZ
Harry Potter i Nowy Początek
FanfictionPoczątek jest chyba wszystkim znany. Chłopiec o imieniu Harry przybywa do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. W czasie ceremonii przydziału tiara nałożona na jego głowę ma podjąć decyzję o jego przyszłości. Tylko nie Slytherin, tylko nie Slyther...