Pohalloweenowy dyżur u Snape'a_2

50 3 0
                                    

Kiedy dotarli do miejsca przeznaczenia, Flich popchnął ciężkie, metalowe drzwi prawą ręką. Otworzyły się zaskakująco lekko, pomimo że z wyglądu kojarzyły się z wejściem do celi więziennej albo jakiejś chłodni.

- Do środka – rozkazał.

Harry znów wykonał posłusznie polecenie, nawet nie rozejrzawszy się jakoś specjalnie po dyżurce. Nie miał na to ochoty ani siły. Marzył tylko, by ten dzień wreszcie się skończył.

W oczy rzuciło mu się jedynie, że pokój naprawdę przypominał nieco salę przesłuchań z filmów policyjnych, które tak uwielbiał Dudley. Mały, ciemny, z pojedynczym, brudnym oknem nie dającym zbyt wiele światła. Przy jednej ze ścian stała obszerna szafka biblioteczna, a pośrodku pomieszczenia znajdowało się wielkie, dyrektorskie biurko. Na jego blacie spoczywał okrągły, głośno tykający zegar, a przed meblem dwa, proste krzesła. Nie wyglądały w ogóle na wygodne.

Woźny wszedł za nim. Pokuśtykał do jednego z krzeseł, chwycił za jego oparcie, przysunął je pod sam blat biurka i rzekł.

- Siadaj tutaj.

Harry kolejny raz wykonał polecenie bez żadnych oporów, co musiało zatroskać Filcha nawet bardziej niż jego apatia czy nerwowe przyciskanie do siebie szaty zwiniętej w kłębek. Stał on bowiem wciąż w tym samym miejscu nawet po upłynięciu dobrych dwóch minut i postukiwał głośno powykrzywianymi palcami w oparcie stołka.

Chyba nad czymś się zastanawiał.

W końcu, przeszedł się parę kroków w prawo i przystanął przy ścianie naprzeciwko. Popatrzył to raz w prawo, to raz w lewo, sunąc wzrokiem po górnej części kamiennej ściany w poszukiwaniu sobie tylko wiadomego czegoś. A potem, jakby nagle przypomniał sobie, że nie jest tu sam i obrócił się w stronę Harry'ego, taksując go spojrzeniem.

Sprawdzał czy nie podgląda?

Im dłużej to trwało, tym bardziej założenie chłopca się potwierdzało. Filchowi ewidentnie nie podobało się, że był obserwowany w trakcie tej konkretnej czynności. Dla świętego spokoju więc, Harry obrócił głowę w inną stronę, nie mogąc znaleźć w sobie ani krztyny energii, by się kłócić. Kiedy jednak po jakiejś minucie powrócił wzrokiem w tamte rejony...

...woźnego już tam nie było. Po prostu się rozpłynął w powietrzu jak stał.

Harry zamrugał kilkukrotnie na ten widok.

Sprawa wyjaśniła się jednak bardzo szybko. A dokładnie w momencie, gdy stary Filch wyłonił się na oczach zdezorientowanego chłopca prosto ze ściany, niosąc w ręku pstrokatą szklankę z jakimś pomarańczowym płynem chlupoczącym wewnątrz. Harry nie spodziewał się, że czarodzieje mogli ot tak o przechodzić sobie przez ściany. Magia ciągle go zaskakiwała.

Woźny położył tuż przed nim szklankę z, jak się okazało, sokiem dyniowym. Następnie znowu popukał palcami w oparcie krzesła, tym razem w nieco innym rytmie. Jak na zawołanie, spod biurka wyskoczył wtedy spory, bury kot o niesamowicie żółtych ślepiach. Jednym, zgrabnym susem zwierzak znalazł się na blacie mebla. Przeszedł się dostojnym krokiem wzdłuż długości biurka, cały czas trzymając wyprostowany do góry ogon i zatrzymał się dopiero przed krzesłem Harry'ego. Spojrzenie żółtych ślepi spoczęło na woźnym, jakby w oczekiwaniu na dalsze instrukcje.

- Pani Noriss cię przypilnuje, żebyś mi się stąd przypadkiem nie ulotnił, kiedy przejdę się po twojego opiekuna domu – zaznaczył Filch. - Może i nie wyglądasz za dobrze, ale ja akurat w myślach nie czytam, żeby móc ci zaufać w stu procentach – tu pochylił się nad Harrym i zapytał.

- Imię?

- H-H-Harry, proszę pana.

- Ah – zacmokał woźny, opuszczając pomieszczenie.

Harry Potter i Nowy PoczątekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz