To był dopiero drugi tydzień, a Harry już musiał niechętnie przyznać, że jego deal z Malfoy'em nie był wcale aż taki głupi, jak mu się początkowo wydawało. Okazało się, że młody czarodziej całkiem nieźle orientował się w rozkładzie sal i topografii zamku. Dzięki temu niemal codziennie kierował on ich czteroosobową grupką i zwykle udało im się zdążyć czy to na zajęcia w ostatniej chwili, czy to na śniadanie tuż przed tym jak woźny Filch zamykał drzwi do Wielkiej Sali.
Jak na przykład dzisiaj.
- Nie wiem jak wy, ale mi się wydaje, że on w końcu kiedyś pęknie i któregoś dnia po prostu nas nie wpuści – zauważył na głos Crabe, kiedy zajmowali swoje stałe miejsca na samym końcu stołu Slytherinu. - Ja bym tak zrobił na jego miejscu.
- Niech tylko spróbuje! - rzucił Malfoy. - Mój ojciec w sekundę się o tym dowie! Według regulaminu mamy czas do około czwartego obrotu solarnego. Białego kota mu na drogę.
- A nie czarnego? - zapytał Goyle. - U mnie w domu jest czarny, jak życzysz pecha i biały jak szczęścia.
- U mnie też – zgodził się z nim Crabe. - Ale może koło Bristolu wierzą odwrotnie.
- Ile razy trzeba ci powtórzyć, że ten dowcip nie jest już śmieszny, Vic? Nie mieszkam nawet blisko tego miasta.
- Jak dla mnie wystarczająco. Chociaż... – tu Crabe zrobił pauzę. - Zawsze mogłeś urodzić się w Londynie. To dopiero pech.
Harry poczuł na sobie spojrzenia całej trójki. Ewidentnie oczekiwali jakiejś reakcji, szczególnie, że dziś od rana odzywał się do nich mniej niż zwykle. On jednak był teraz zbyt zajęty wyliczaniem godziny w nowym systemie, żeby się tym przejąć.
U czarodziei doba dzieliła się bowiem na trzy fazy: fazę lunarną, solarną i caelarną. Sama doba zaś trwała równe trzydzieści obrotów wielkiej klepsydry znajdującej się w budynku Ministerstwa Magii. Jej dokładności, co do ziarnka, pilnowały gobliny czasomierzacze i jeden dżin... A przynajmniej tak twierdził profesor Thorne prowadzący „Wprowadzenie do czarodziejskiego świata" dla dzieci z rodzin mugolskich. Nie trzeba tu chyba dodawać, że dla Harry'ego i reszty „mugolaków" przestawienie się z jednego systemu godzinowego na drugi w tak krótkim czasie było istną katorgą.
Ale dziś Harry miał ważny powód, aby pilnować godziny.
- Czwarty obrót solarny... czyli jest siódma? - zapytał sam siebie pod nosem. - Nie, czekaj, ósma. A może jednak siódma? Solarna się zaczyna od czwartej w nocy czy od piątej? Od porannego obchodu prefektów po dormitorium, czyli chyba piątej...
- Potter, teraz jest... - zaczął Malfoy.
- Nie mów mi – wtrącił, nie przerywając toku myślowego. - Dam radę.
- No dobra – czarodziej odpowiedział mu pełnym wątpliwości tonem. - Jak sobie życzysz.
- Tylko może postaraj się wyrobić do końca śniadania, co? – dodał od siebie Goyle.
- Ej, Harry. Będziesz jadł te frankfurterki? - dopytał Crabe.
Pokiwał na niego ręką, aby sobie je wziął.
- Go raibh maith agat – czarodziej powoli przesunął talerzyk Harry'ego w swoją stronę. Oczywiście przy użyciu zaklęcia.
- Dobra. Jest ósma – stwierdził i popatrzył na Malfoy'a wyczekująco. - Ósma, prawda?
Malfoy przez chwilę nie odpowiadał. Patrzył tylko na niego bykiem i dziabał bułeczkę brioche widelczykiem do ciasta. W końcu jednak odparł:
- Tak, Potter. Według mugolskiego czasu byłaby ósma rano. Po co ci ta wiedza, tak w ogóle?
CZYTASZ
Harry Potter i Nowy Początek
Hayran KurguPoczątek jest chyba wszystkim znany. Chłopiec o imieniu Harry przybywa do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. W czasie ceremonii przydziału tiara nałożona na jego głowę ma podjąć decyzję o jego przyszłości. Tylko nie Slytherin, tylko nie Slyther...