Duch Hogwartu_6

45 3 2
                                    

Gdyby Harry chciał krótko podsumować jak bardzo beznadziejną decyzję podjął godząc się na prośbę dyrektora, to pewnie zabrakłoby mu pergaminu w kufrze na opisanie wszystkich dziwnych zbiegów okoliczności, których doświadczył w ciągu tego jednego, wydawałoby się, krótkiego spaceru na drugie piętro.

Do wejścia na nie szło nawet gładko.

Chłopak wrócił się normalnie do zamku. Potem pokonał jedne schody, drugie schody i trafił dokładnie tam gdzie chciał bez większego problemu. I to za pierwszym razem! Jednak dobra passa Harry'ego skończyła się w momencie, gdy tylko skierował się w stronę wieży dyrektorskiej.

Najpierw poślizgnął się na wielkiej kałuży tuż przy łazience dziewczyn, w efekcie lądując na ziemi jak długi. Nie dość, że był teraz mokry, to jeszcze jabłkowa latarenka wypadła mu z ręki i potoczyła się prosto w stronę schodów. Harry próbował ją nawet odnaleźć, ale szybko przyciągnął tym swoim szukaniem uwagę okolicznych duchów, które zaczęły go podszczypywać, ciągnąć za włosy lub za kawałki ubrania. Szybko więc przekonał się, że Clifford miał rację, gdy wcześniej go ostrzegał przez utratą przedmiotu.

W końcu jakoś udało mu się odpędzić od siebie rozbawione stadko zjaw i dotrzeć z powrotem do schodów. Tyle, że te nie prowadziły już w dół, a w górę. Wspaniale. Chcąc nie chcąc więc, Harry wszedł na nie, licząc, że jeśli zacznie powoli schodzić w dół, to magiczny przedmiot zrozumie aluzję i pozwoli mu wrócić na pierwsze piętro.

Schody nie zrozumiały. Zamiast tego wzniosły się jeszcze wyżej, przy okazji obracając w drugą stronę. A kiedy ostatni stopień złączył się z krawędzią piętra, Harry usłyszał za sobą najgorszą możliwą rzecz, jaką uczeń Hogwartu może usłyszeć.

Głos ducha Irytka.

W ten oto sposób, chłopiec znalazł się tu, gdzie się znalazł: na chyba trzecim piętrze, schowany za najbliższą zbroją, licząc w duchu na to, że ścigający go przez cały korytarz Irytek w końcu się znudził i poszedł rujnować życie komuś innemu. Jeszcze do teraz skrzekliwy głosik zjawy oraz paskudne przekleństwa rzucane pod jego adresem dzwoniły Harry'emu w uszach,

Dopiero po dobrej chwili pozwolił sobie opuścić gardę i usiąść na kamiennej posadzce. Przemoczony, zmęczony i pokonany wyglądał pewnie teraz bardzo żałośnie. Cieszył się tylko z faktu, że błyszczący kamyk od dyrektora dalej spoczywał w jego kieszeni.

- A trzeba było zostać przy stole – Harry zamarudził sam do siebie, obracając kamyk w ręku. - Crabbe pewnie teraz opycha się ciastem razem z Cliffordem...

- Gdybyś nie był takim ciapciakiem, to nie miałbyś teraz problemów, Ciapciaku.

Harry prawie podskoczył i obrócił szybko głowę w stronę romówcy. Przez moment bał się, że Irytek go odnalazł, ale nie. Intruzem okazała się... mała, przezroczysta dziewczynka. Albo raczej duch małej, przezroczystej dziewczynki. A konkretnie wiktoriańskiej dziewczynki. A może to był duch dużej lalki? W sumie tak wyglądała.

- Nie jestem lalką, Ciapciaku – odpowiedział duch, bacznie mu się przyglądając. - Ten gamoń, którego tak się boisz, jest już na innym piętrze, więc może przestałbyś się już chować, co?

- A-aha – przytaknął. Czy ona właśnie... czytała mu w myślach? - Dziękuję za informacje – dodał niepewnie. - Mogę zapytać, kim jesteś?

- Na pewno nie Ciapciakiem takim jak ty.

- Czemu ciągle nazywasz mnie w ten dziwny sposób? - oburzył się.

Dziewczynka wzruszyła ramionami.

- Jak widzę Ciapciaka, to nazywam go po imieniu. To naturalne.

- Na imię to akurat mam Harry, wiesz?

Harry Potter i Nowy PoczątekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz