Upał spływał ulicami Dortmundu, nagrzewając betonową dżunglę do czerwoności. Ciężko było dostrzec przechodniów na chodnikach, które w chłodniejsze dni były pełne ścisku. Jedyną osobą, która była teraz niczym samotny podróżnik na Saharze, był brunet w dżinsach i białej koszulce, ściskający w dłoni butelkę z wodą, która, mógłby przysiąc, jeszcze pięć minut temu była zimna.
Mario był spięty. Jego spięcie można było przyrównać do tego, jak mocno zaciskał palce na plastikowej butelce. Brzuch bolał go z nerwów niemiłosiernie mocno a upał nie pomagał oddychać już i tak ściśniętym płucom. Miał tak przed każdym spotkaniem. To nie była jego pierwsza wizyta w tamtym miejscu, zjawiał się tam co tydzień od przeciągu zeszłego miesiąca. Mimo to, denerwował się wciąż tak samo.
Chłopak zdjął przeciwsłoneczne okulary i upił kilka łyków z butelki, kiedy stanął w cieniu klatki schodowej. Wziął kilka głębszych wdechów i wszedł do środka na nogach miękkich niczym wata.
W środku było przyjemnie chłodno, mieszkanie do którego zmierzał również dawało ukojenie w upale. Słyszał już w wyobraźni cichy szum schładzacza powietrza stojącego w rogu pokoju.
Wytarł dłonie w spodnie, robiąc to samo z podeszwami butów o wycieraczkę leżącą przed drzwiami. Wszedł do środka i wziął jeszcze jeden, głęboki oddech. Poczuł, jak jego oczy napełniają się łzami.
"Cześć, Mario. Dobrze cię widzieć" usłyszał głos, który nieco go ocucił. Podniósł wzrok i zobaczył blondyna w jasnej koszuli i ciemnych spodniach, lekko uśmiechającego się do niego. Z trudem odwzajemnił jego uśmiech i również cicho się przywitał. Zachęcony ruchem głowy wszedł do gabinetu a Marco zamknął za nim drzwi. Cisza. Dźwięk kroków. Szum powietrza.
"Usiądź, proszę. Cieszę się, że spotkaliśmy się i w tym tygodniu. Bardzo dobra robota" blondyn uśmiechnął się do niego i usiadł w fotelu na przeciw niego. Nie dzieliło ich żadne biurko, te stało pod oknem. Teraz siedzieli naprzeciw siebie, bez barier między sobą. W teorii byli równymi sobie, byli przyjaciółmi. W praktyce Mario panicznie potrzebował pomocy a Marco miał mu ją zapewnić.
"Zaczniemy standardowo, bez żadnych niespodzianek. Powiesz mi proszę jak minął ci czas od naszego ostatniego spotkania?"
Mario zacisnął dłonie na udach, próbując chronologicznie przywołać w pamięci wszystkie wydarzenia minionych siedmiu dni. Kiedy już mniej więcej mu się to udało, zaczął mówić. Nie rozwodził się bardziej niż to konieczne nad rzeczami, które tak na prawdę nie miały znaczenia, bardziej skupiał się nad emocjami, które mu towarzyszyły. Bo to właśnie one były problemem, z którym Mario sobie nie radził. Jego emocje były jak fale, nie gorąca panującego na zewnątrz, a jak zabójcze fale oceanu, które topiły go z każdym sztormem.
Kiedy mówił, Marco nie przerywał mu a słuchał w ciszy, czasami tylko notując coś z boku. Mario nie potrafił patrzeć mu w oczy, jego wzrok biegał gdzieś po ziemi, muskając czubki jego butów. Raz po raz też wycierał nos i mokre oczy, albowiem ciężko mu było trzymać łzy. Tu najzwyczajniej w świecie tracił swoje wszystkie bariery i mury, które tak pieczołowicie budował.
"To wszystko mnie przytłacza" powiedział drżącym głosem, który był przesiąknięty smutkiem i zmęczeniem "Za każdym razem przychodzę do ciebie z jakąś tragedią, dlaczego nie mogę powiedzieć ci o niczym dobrym? Dlaczego nie mogę tu przyjść i powiedzieć ci o jakiejś radości która mnie spotkała?" irytacja. Był zły. W całym smutku, zmęczeniu i rozpaczy był najzwyczajniej w świecie zły, że inni przecież są szczęśliwi i dlaczego akurat padło na niego, dlaczego on musi ciągnąć ten wózek tragedii?
"Mam dwadzieścia jeden lat. Jest środek lata, ludzie w moim wieku wyjeżdżają na wakacje, spotykają się ze znajomymi, radość się z nich wylewa. Dlaczego ja siedzę tutaj i uważam, że jedyne wyjście z tej sytuacji to samobójstwo?"
Tak, jak Marco cały czas słuchał go uważnie i wzrokiem śledził jego twarz, tak gdy padł wątek samobójstwa, spuścił wzrok. Widział, że jest ciężko i że trzeba będzie pomóc Mario w wyjątkowo intensywny sposób, ale wiedział, że jest to możliwe. Może trochę starał się przekonać sam siebie, że jest to możliwe, ale było tak z jego każdym trudniejszym pacjentem. Cały proces leczenia jest zależny tylko i wyłącznie od chęci osoby, która zdecydowała się poprosić o pomoc. Wiedział, że zmuszając kogoś, do kolejnych wizyt robi mu tylko większą krzywdę.
Słyszał o dwóch samobójstwach w gronie swoich pacjentów. Myśli o nich do dziś.
"Samobójstwo to ostateczne wyjście, Mario. Jest ono na samym końcu całej listy rzeczy, które mogą ci pomóc uporać sobie z tym wszystkim. Jesteśmy dopiero na początku tej listy i tak na prawdę wszystko jest przed nami" założył nogę na nogę i zacisnął dłonie na zeszycie. To, co mówił, było prawdą, chociaż teraz w pocieszaniu jego trochę pocieszał też samego siebie. Nie mógł przy każdym trudniejszym przypadku zakładać, że skończy się ono samobójstwem. Inaczej by po prostu zwariował.
"Chcę się leczyć, chcę przestać czuć się w ten sposób" wytarł mokre policzki "Ale ile jeszcze dam radę to ciągnąć?"
"Jedyne na czym musisz się skupić, to na byciu silnym. Przychodzisz tutaj, to już bardzo dużo. Od momentu przekroczenia progu cała odpowiedzialność spada na mnie, bo ja mam za zadanie pokazać ci twoją każdą emocję, dlaczego ona się pojawia i jeżeli jest zła, to jak z nią walczyć" Mario podniósł na niego wzrok. Słuchał go. Było dobrze "Kiedy jednak nasze spotkanie się kończy i przez kolejny tydzień działasz sam, musisz polegać na sobie i na tym, czego do tej pory się nauczyłeś. Przy czym, pamiętaj, że w całym tym działaniu samemu tak na prawdę nie jesteś sam i nie musisz wybierać samotności. Pamiętam ile mówiłeś o Julianie czy Joshule, nazwałeś ich przyjaciółmi. Przyjaciele powinni być dla siebie w każdej sytuacji"
Mario westchnął i napił się wody. Wytarł mokrą twarz i wziął kilka wdechów, odchylając głowę i opierając ją o oparcie fotela. Marco nic nie mówił, pozwalając osiąść swoim słowom. Dawał swoim pacjentom czas, zawsze i w każdej sytuacji, ta więc nie była wyjątkiem.
"Chciałbym być szczęśliwym" spojrzał na blondyna. Terapeuta poczuł, jak zimna szpilka wbija mu się gdzieś w serce, kiedy zobaczył jego zrozpaczone oczy. Marco nie mógł oczywiście dać po sobie niczego poznać, dlatego tylko się uśmiechnął, chcąc włożyć w to tyle ciepła i wsparcia, ile w sobie miał.
"Będziesz szczęśliwy, Mario. Obiecuję ci, że to wszystko przeminie. Na końcu zawsze jest dobrze, więc jeżeli teraz...
" ...jest źle, to znaczy, że jeszcze nie koniec" Mario dokończył za niego i pokornie pokiwał głową. Dopiero zaczął swoją walkę z niewidzialną chorobą i czasem zapominał, że to dopiero początek drogi a nie jej koniec. To dawało mu trochę nadziei, że przecież prędzej czy później będzie musiało być dobrze.
Bo przecież na końcu zawsze jest dobrze, prawda?
![](https://img.wattpad.com/cover/86601472-288-k566458.jpg)
CZYTASZ
,,Co jest na boisku, na boisku zostaje" - football oneshots
FanfictionPiłkarskie miniaturki, jedne krótsze, długie dłuższe. Niektóre pairingi dość typowe, jedne wymyślne, inne wręcz dziwaczne. Ci, którzy nie znajdą tu nic dla siebie, kieruję do 'hymn for the winter' ze skoczkami. Piszę to, ponieważ czasem widzę więcej...