Zapadł zmrok.
W wiecznie słonecznym Madrycie nastąpiła niespodziewana zmiana klimatu i z nieba od kilkunastu godzin nieprzerywanie sypał śnieg. Jego wielkie płaty osadzały się na ulicach, domach i samochodach, okrywając wszystko białą, puchatą kołdrą.
Mały Cris siedział smutny na dywanie i wpatrywał się w sztuczne, nieprzystrojone jeszcze drzewko świąteczne. Jego tata nie był wcale w lepszym nastroju. Poszukiwał właśnie pudełek z ozdobami, lecz w duchu marzył, by okres świąt wreszcie minął.
Ronaldo był kilka tysięcy kilometrów od ukochanego, który obiecał, że tegoroczne Boże Narodzenie spędzą razem. Ale oczywiście, są sprawy ważne i ważniejsze i Lionel właśnie udowodnił, że szczęście Cristiano nie jest jego priorytetem.
Szatyn zszedł ze stołka i wrócił do syna z kilkoma paczkami pełnymi bombek, łańcuchów i lampek. Gdy dostrzegł, że ten jest smutny i nie cieszy się na święta tak jak zazwyczaj, kucnął przy nim i utulił go.
- Chciałbym, żeby Thiago i Mateo tu byli - powiedział cicho, tuląc się w ramię ojca - I żeby wujek sprawił, że wszyscy byliby uśmiechnięci.
Christiano westchnął, biorąc go na ręce - Nasze święta też będą super - uśmiechnął się, podrzucając go i kręcąc się z nim, przez co chłopiec zaczął chichotać - Ale musisz mi pomóc z drzewkiem, dobrze?
Pięciolatek pokiwał głową i zaczął podawać mężczyźnie bombki, mówiąc, która na jakiej gałązce wyglądałaby najlepiej.
Po kilku chwilach, gdy Cristiano udało się wprawić syna w lepszy nastrój, rozległo się pukanie do drzwi.
- Poczekaj chwilę - przerwał rozplątywanie lampek i odłożył je na ziemię - Pójdę sprawdzić kto to.
Szatyn udał się do przedsionka i naciągnął na dłonie sweter, przekręcając blokadę i otwierając drzwi.
- Czy są tu jakieś grzeczne dzieci? - rozbrzmiał donośny głos. Cristiano nie wierzył własnym oczom. Przed nim stał Leo, którego trudno było poznać w czapce i kurtce Mikołaja, z brodą całą oblepioną śniegiem. Na plecach miał żywą, ogromną choinką a u stóp stał niewiele mniejszy worek, który był prawie tak samo wielki jak Thiago i Mateo, których policzki były czerwone jak świąteczne przebranie ich taty.
Ronaldo nie wytrzymał i rzucił się na mężczyznę, tuląc go mocno. Tak mocno, że o mało co nie przewrócili się na śliskich schodkach, tak mocno i tęsknie, że nikt nie przejmował się mokrym śniegiem i kłującymi igiełkami. Tak mocno, że rozdzielił ich od siebie dopiero radosny krzyk dobiegający z wnętrza domu, należący do małego Crisa, chwilę później tulącego się do ich nóg.
- Wchodźcie prędko, jest strasznie zimno, jeszcze tylko brakuje byście się rozchorowali - ponaglił Ronaldo, pomagając rozebrać się chłopcom. Leo z trudem przecisnął się przez drzwi i zsunął ze stóp buty, idąc z choinką do salonu.
- Gdzie stawiamy?
- Koło kominka, koło kominka! - zarządzili chórkiem Thiago, Mateo i Cris, prędko ściągając ze sztucznego drzewka wszystkie ozdoby i przenosząc je na ogromną, pachnącą choinkę. Christiano uśmiechnął się czule na ten widok i wtulił w mężczyznę, strzepując z jego brody śnieg.
- Pytałbym, jak to zrobiłeś, ale boję się, że się obudzę - spojrzał mu w oczy, w których dostrzegł radosne ogniki.
- Niespodzianka - zaśmiał się, obejmując go i czule całując.
- Hej, ale jemioła jest tam! - krzyknęli chłopcy, wskazując na miejsce nad drzwiami.
Messi zachichotał na widok rumieńców przyozdabiających twarz ukochanego, po czym ucałował każdy z nich i pociągnął mężczyznę za rękę, pomagając w przystrajaniu choinki i budowaniu magicznej, świątecznej atmosfery.
I tak oto najgorsze święta w życiu Ronaldo przerodziły się w te najlepsze, a wszystko za sprawą czerwonej czapki, wielkiego drzewka, mokrych śladów i małego rozgardiaszu wprowadzonego za sprawą właściciela najpiękniejszych brązowych oczu, jakie zawodnik Realu kiedykolwiek widział.(...)
CZYTASZ
,,Co jest na boisku, na boisku zostaje" - football oneshots
FanfictionPiłkarskie miniaturki, jedne krótsze, długie dłuższe. Niektóre pairingi dość typowe, jedne wymyślne, inne wręcz dziwaczne. Ci, którzy nie znajdą tu nic dla siebie, kieruję do 'hymn for the winter' ze skoczkami. Piszę to, ponieważ czasem widzę więcej...