Piszczykowski

1.5K 86 12
                                    

W całym życiu Łukasza, tegoroczne święta były zdecydowanie najgorsze.
Był w trakcie rozwodu, jego córeczka została zabrana przez matkę do Polski a na dodatek jego najlepszy przyjaciel, w którym był zakochany odkąd tylko trafili do jednego klubu, pewnie spędzał teraz czas na pomaganiu żonie przed ostatnimi poprawkami przed zasiądnięciem do wigilijnego stołu, wtem gdy on został sam, siedzący na brudnej kanapie i wgapiający się w nagie drzewko świąteczne.
Postanowił jednak nie dramatyzować i także polecieć do ojczystego kraju, jednakże w nieco inne rejony, a mianowicie w Truskolasy.
Zamierzał zrobić Kubie małą niespodziankę. Spakował kilka najpotrzebniejszych rzeczy, zabukował bilet, kupił drobne prezenty i po kilku godzinach siedział już w samolocie. Wylądował późnym wieczorem w Wigilię Bożego Narodzenia. Zamówił taksówkę i po jakimś czasie stał już pod domem Błaszczykowskich. Jakie jego zdziwienie było wielkie, gdy zamiast radosnego śpiewu kolęd przywitały go ciemne okna i zaryglowane drzwi.
Niemożliwe było, by jego przyjaciel spał, lub co gorsza, spędzał święta samotnie.
Lecz było jedno miejsce, w którym Łukasz spodziewał się znaleźć Kubę. Zostawił walizkę przed drzwiami i wcisnął zmarznięte dłonie w kieszenie kurtki, idąc w stronę kościoła. Śnieg delikatnie prószył, a ten który już zaległ na ziemi, trzaskał pod stopami. Było niewyobrażalnie cicho. Domy mijane przez mężczyznę były pięknie przyozdobione, w oknach każdego z nich paliło się światło. Mógł obserwować liczne rodziny świętujące wspólnie ten magiczny czas. Coś ściskało jego serce, gdy przypominał sobie, jak jeszcze ledwo rok temu on równie spędzał święta w tak cudownej atmosferze, razem z rodzicami, żoną i córką.
Po kilkunastu minutach stanął przed lekko uchyloną, ciężką, zardzewiałą bramą cmentarza. Przecisnął się przez nią i wkroczył w rzędy ścieżek między grobami. Wiele z nich mimo śniegu było pięknie przyozdobionych różnokolorowymi zniczami i wieńcami. Wkoło unosił się charakterystyczny zapach wosku. Z głębi kościoła słyszalne były modlitwy i śpiewy, tłumione przez grube, dębowe drzwi.
Dotarł wreszcie do miejsca którego szukał. Naprzeciw marmurowego, okrytego białym puchem nagrobka siedziała skurczona z zimna postać. Łukasz stanął obok, kładąc na ramieniu Kuby dłoń. Ten ani drgnął.
- Chodźmy do domu, jest bardzo zimno - powiedział z lekką chrypką, przenosząc dłoń na jego zmarznięty policzek - Nie powinieneś spędzić tu nocy.
Po kilku chwilach blondyn odezwał się cicho, ze smutkiem się uśmiechając lecz nadal mając wzrok wbity w dwa zdjęcia stojące między zniczami - Mama nigdy nie pozwalała w wigilijny poranek wchodzić do kuchni. Doskonale wiedziała, że jak co roku, razem z bratem, wyjemy wszystkie bakalie z makowca.
Piszczek strzepał z włosów mężczyzny śnieg, naciągając mu na głowę swoją czapkę. Dopiął także jego kurtkę, owijając go szalikiem.
- Kuba, proszę, wróćmy - przytulił go do siebie - Rozchorujesz się.
- Gdy nadchodził wieczór, na choince nie było już ani jednego piernika - mężczyzna nadal wspominał, uśmiechając się, lecz po jego policzkach spłynęły dwie duże, samotne łzy - Wisiały same sznurki, niekiedy ogryziony kawałek gwiazdki czy renifera. Mimo złości rodziców, było warto. Były na prawdę pyszne.
Łukasz poczuł się jeszcze gorzej. Co się stało? Dlaczego Kuba siedzi tutaj a nie świętuje tego uroczystego wieczoru razem z żoną i córką, bratem i jego rodziną? Fakt, Piszczek przez ostatnie miesiące nie był najlepszym przykładem przyjaciela.
Zamieszanie związane z rozwodem, nawał pracy, to wszystko sprawiło, że najzwyczajniej zapomniał o Kubie, nie dzwonił, nie pisał.
A co gdyby nie przyjechał? Blondyn nawet nie chciał o tym myśleć.
- Kuba, proszę - Piszczek był na prawdę zmartwiony stanem swojego przyjaciela, zarówno fizycznym jak i psychicznym - Daj mi rękę i chodźmy stąd. Przyjdziemy jutro, razem, dobrze? Kupimy ładne wieńce, zapalimy znicze. Ale proszę, teraz wróć ze mną.
W mężczyźnie jakby coś drgnęło. Podniósł na Łukasza swoje mokre, zapłakane oczy i w bladym świetle latarni Piszczek mógł dostrzec jakiego wraka człowieka ma przed sobą. Kilkudniowy zarost przemienił się w brodę, policzki zapadły się, pod zmęczonymi oczami były widoczne głębokie cienie.
- Przyjdziemy jutro? - siedzący na zimnym marmurze mężczyzna zapytał słabym głosem.
Łukasz uśmiechnął się lekko i przytaknął, pomagając mu wstać. Zanim ten zaczął przekopywać się przez zaspy z zamiarem opuszczenia cmentarza, Piszczek przyciągnął go do siebie i zamknął w szczelnym uścisku. Blondyn wtulił się w niego jak mały chłopiec, którego nikt od bardzo dawna nie przytulał. Kuba już zdążył zapomnieć jakie to magiczne uczucie, w szczególności gdy osobą przytulającą był Łukasz. Jego Łukasz.
Mężczyzna nie spodziewał się, że ten sobie o nim przypomni. Nie sądził, że w te święta dostanie tak cudowny prezent jakim będzie możliwość zobaczenia i przytulenia Piszczka, osoby którą kochał nad życie i wszystko inne.
Po kilkudziesięciu minutach stali już pod domem Błaszczykowskiego a blondyn zmarzniętą dłonią próbował dostać się do środka.
- Przepraszam za bałagan, nikogo się nie spodziewałem - powiedział cicho, rozbierając się, gdy byli już w przedsionku.
- Zrobisz nam herbaty? Pójdę rozpalić w piecu, jest okropnie zimno.
Błaszczykowski przytaknął i już po kilku chwilach siedzieli na kanapie w salonie.
Żaden z nich nie odważył się pierwszy zabrać głosu, do czasu gdy cisza która między nimi wyrosła, stała się tak natarczywa, że Piszczek nie wytrzymał.
- Powiesz mi co się stało? Dlaczego jesteś sam, w dodatku w takim stanie?
Kuba westchnął, spuszczając głowę - Ja i Agata...my...my już nie jesteśmy razem.
Łukasza momentalnie wwierciło w kanapę - Słucham?
- Słyszałeś - mężczyzna ciężko wypuścił powietrze z płuc. Kompletnie nie wiedział jak ma powiedzieć Piszczkowi o tym, o czym ten powinien wiedzieć już od dawna - Jesteśmy w trakcie rozwodu.
Łukasz musiał wziąć duży łyk herbaty, by przełknąć to, co właśnie usłyszał.
- Ale...Kuba, rozwód? - błądził oczami po jego twarzy, chcąc dowiedzieć się chociażby źdźbła informacji więcej, bo punkt w którym stał był kompletnie niewiadomy i okropnie niewygodny, bo mężczyzna kompletnie nie wiedział jak ma się zachowywać i jakiego doboru słów używać by przypadkiem nie strzelić jakiejś gafy - Co było tak drastyczne by zmusić was do takich kroków? Przecież...cholera, byliście wzorowym małżeństwem, macie córkę!
- Owszem, mamy córkę, byliśmy dobrym małżeństwem - blondyn wbił się plecami w oparcie kanapy - Ale Agata bardzo dobrze oswoiła się z sytuacją w jakiej jestem, jest bardzo wyrozumiała - uśmiechnął się lekko, jakby chcąc dodać samemu sobie więcej otuchy przed tym, co zbliżało się wielkimi krokami i było nieuniknione - Ona...wiesz, wspiera mnie. Dla niej moje szczęście jest na prawdę ważne, rozumiesz?
- Jaka sytuacja? O czym ty mówisz? Kompletnie nic z tego wszystkiego nie rozumiem - Piszczek załamał ręce - Słuchaj, bardzo chcę ci pomóc, ale by to zrobić, muszę mieć wszystko jasno wyjaśnione.
Kuba prychnął, nadal unikając skrzyżowania się ich spojrzeń - Od dwóch lat jestem zakochany w najlepszym przyjacielu, co tu jest do wyjaśniania?
Serce Łukasza stanęło na kilka sekund. To jakiś głupi kawał czy granie na jego uczuciach?
Nie, nie, Kuba nigdy nie żartowałby z niego w tak okropny sposób.
Mógłby też daremnie łudzić się, że blondyn ma jakiegoś innego najlepszego przyjaciela i że wcale nie chodzi o niego, ale och, to byłoby żałosne.
Gdy wyznanie Błaszczykowskiego spotkało się z ciszą, ten niepewnie odważył się zerknąć na mężczyznę.
- Chodzi...chodzi o mnie, prawda?- Łukasz ostrożnie podniósł wzrok i spojrzał w jego piękne, zielone oczy.
Kuba pokiwał głową, spuszczając ją - Przepraszam.
- Przepraszasz za to, że mnie kochasz?- Piszczek lekko dotknął jego szorstkiej od mrozu dłoni. Blondyn poczuł, jak od miejsca dotknięcia jego skóry przez Łukasza rozchodzi się przyjemne, jakby lekko pulsujące ciepło, które rozlewa się po całym jego ciele.
Kuba nieśmiało na niego spojrzał - Nie chcę, by to zniszczyło naszą przyjaźń.
Łukasz uśmiechnął się uspokajająco, obejmując go i tuląc do siebie - I niczego nie zniszczy, gwarantuję.
- Ale... - tego już nie było dane dokończyć blondynowi, ponieważ Piszczek naparł ustami na jego wargi.
Zaskoczony i jakby lekko przestraszony blondyn odsunął się od niego, błądząc wzrokiem po jego twarzy. Łukasz podniósł dłoń i lekko dotknął jego policzka, uśmiechając się czule - Jesteś o wiele odważniejszy ode mnie, wiesz?
Kuba zdziwiony, lekko zmarszczył brwi.
Piszczek westchnął - By wyznać ci to, o czym przed chwilą mi powiedziałeś, zbierałem się już dobre cztery lata. Lecz co chwila coś stawało mi na przeszkodzie. Tu twoja zmiana klubu, tu śmierć ojca, tu przeprowadzka, tu ślub - lekko spuścił wzrok - Nigdy nie było dobrej okazji, a ja sam byłem okropnym tchórzem.
Kuba w tym momencie nie wytrzymał. Ujął jego policzki w swoje dłonie i pocałował go tak tęsknie i czule, przelewając w to tyle nakładających się od miesięcy uczuć, że Piszczek nie umiejąc się powstrzymać, równie namiętnie oddał pocałunek.
Po kilku chwilach potrzeba zaczerpnięcia powietrza wzięła górę i mężczyźni odsunęli się od siebie. Ich usta były zaróżowione, policzki oblane rumieńcem, oddechy mieli przyspieszone a spojrzenia nieco zakłopotane.
- Przepraszam - Kuba szepnął cicho - Z pewnością nie tak wyobrażałeś sobie nasze pierwsze święta razem, ale mam chyba w kuchni barszcz w proszku, jeżeli masz ochotę, możemy go zjeść.
Łukasz uśmiechnął się, całując blondyna w policzek - Kocham cię, Kuba. I te święta, jakie by nie były, gdy są spędzone przy twojego boku, są najlepsze.
Blondyn odwzajemnił jego gest, wtulając się w niego - Ja ciebie też kocham, Łukasz. Wesołych świąt.
- Wesołych świąt.

(...)

,,Co jest na boisku, na boisku zostaje" - football oneshotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz