Reus/Schmelzer

494 36 13
                                    

Mężczyzna oderwał wzrok od świateł ulicznych, rozmazujących się w strugach jesiennego deszczu.
Podróż taksówką minęła mu zaskakująco szybko, to też równie szybko zapłacił i stawiając kołnierz, podziękował i opuścił samochód.

Przeskakując kałuże powstałe w nierównym chodniku, mocniej upchał dłonie w kieszeniach. Gdy dotarł wreszcie w ciemny zaułek, wywnioskował, że mrugająca od dłuższego czasu latarnia, tym razem zepsuła się na dobre.

Upewniwszy się, że stoi sam na środku ulicy i nikt nie dojrzy, gdzie ten się wybiera, zbiegł w dół po stromych schodkach i pchnął ciężkie, drewniane drzwi.

Strzepnął z ramion mokre krople i widząc znanego sobie ochroniarza, kiwnął mu jedynie głową. Ten robiąc mu miejsce, wpuścił go do środka i życząc miłego wieczoru, na powrót stanął przed bramką.

Po przejściu przez kolejne drzwi, Marco musiał zmrużyć oczy. Czerwone, mrugające neony drażniły jego zmęczone źrenice, które po całym dniu siedzenia w papierach były już na prawdę wykończone.

Lecz mężczyzna doskonale wiedział, co go wyciszy i odpręży po długim i męczącym tygodniu pracy.
Zamawiając whisky z lodem, od razu udał się do pokoju, w którym co sobotę, o dwudziestej drugiej, spotykał się z Marcelem.

Zamknął drzwi i przysiadł w zamszowym fotelu, spoglądając jak ciemnoniebieskie neony odbijają się w zawieszonych na ścianach, ogromnych lustrach.

Obrócił w zmarzniętych dłoniach równie zimną szklankę i w oczekiwaniu na mężczyznę, wziął kilka łyków alkoholu.

- Za każdym razem zapominasz o przekręceniu klucza, za dokładnie każdym razem - odezwał się cichy głos gdzieś z ciemnego kąta.

Marco uśmiechnął się, gdy poczuł silne dłonie ma swoich barkach - Och, wow. To musiał być na prawdę ciężki tydzień, jesteś dziś wybitnie spięty. Nie dziwię się więc, że również i tak roztrzepany.

Reus westchnął ciężko, czując jakby kamień ciążący na jego klatce piersiowej zaczął powoli się zsuwać.

- W pojedynkę ciężko zarządzać całym działem i pilnować, by wszystko chodziło jak w zegarku.

- Ale z ciebie perfekcjonista. Pedant - prychnął niczym kot i przesunął dłońmi na jego klatkę piersiową - To jak samobójstwo. Samodestrukcja.

- To daje poczucie kontroli i władzy. Lubię mieć kontrolę i władzę.

- Kontrola? Władza? - Marcel z każdym jego słowem uśmiechał się z coraz większą kpiną i samozadowoleniem - Zaraz będziesz przelewał mi się przez palce. Co ty wiesz o kontroli i władzy.

- Nie jestem zobowiązany do władania tobą. Tutaj relaksuję się i odpoczywam.

- Bycie perfekcjonistą to praca na zmiany?

- Trzeba potrafić wytyczać granice.

Marcel zjeżył się.
Z tak wielką trudnością przychodziło mu wytrącenie Reusa z równowagi, że nie był sobie w stanie wyobrazić go w garniturze, z teczką w ręku i krzykiem na ustach, ustawiającego wszystkich po kątach.

Marco był jedynym klientem, który przychodził tutaj po prostu na szklankę whisky, papierosa i rozmowę. W dodatku jeszcze do pewnego momentu zostawiał Marcelowi niemałe sumy, do czasu, kiedy mężczyźnie nie zaczęło robić się po prostu głupio.

Bo niby za co miałby brać te pieniądze? Za to, że ten samotny pracoholik mógł chociaż raz w tygodniu z kimś porozmawiać?

- A jak tobie minął tydzień? - zerknął do tyłu, na mężczyznę stojącego w samych jeansach - Och, na Boga, powiedziałem ci przecież, że możesz być ubrany.

- A ja ci powiedziałem, że pracuję tutaj sprzedając siebie. Wszyscy myślą, że przez najbliższe trzy godziny będziemy się pieprzyć i dostanę za to niezłą sumę. Jak się wyda, że marnuję te trzy godziny na głupie, darmowe gadki, stracę wszystko, włącznie z jedzeniem, środkami do życia i dachem nad głową.

- Tak właściwie to nigdy mi nie powiedziałeś, dlaczego tak na prawdę to robisz.

Marcel przez moment milczał i zabrał dłonie z ramion mężczyzny. W końcu po kilku chwilach po prostu westchnął i wzruszył ramionami.

- To praca jak każda inna.

- To prostytucja.

- Dla mnie to zwykły zarobek pieniędzy.

Marco dopił whisky.

- Czerpiesz z tego przyjemność? - mimo mroku i słabego blasku neonów, spojrzał na niego uważnie.

- Co to w ogóle ma do rzeczy - blondyn zmarszczył brwi i pokręcił głową niezrozumiale.

- Jeżeli robisz to tylko dla jedzenia i dachu nad głową, wprowadź się do mnie. Zapewnię ci to, ba, to i jeszcze więcej.
A ty po prostu będziesz dotrzymywać mi towarzystwa.

Marcel oniemiał.
Rozchylił usta, po czym na powrót je zamknął, w akcie zdziwienia i ciężkiego szoku powtarzając ten czyn jeszcze kilka razy.

Marco nie mogąc dłużej znieść milczenia z jego strony, wstał i zaciskając dłoń na jego ramieniu, pocałował go, chwilę później pytająco spoglądając mu w oczy.

- Zgodzisz się na mój układ, czy żeby cię do tego skłonić mam się z tobą przespać i zostawić pieniądze?

_______________

Chyba to najwyższa (i najlepsza) pora aby wrócić, więc jeżeli ktoś tu jeszcze został i nadal chciałby czytać szotki, niech da znać
Tęskniłam za wami meh
A gif w mediach był inspiracją do tej notki, Marcel to taka bicza

,,Co jest na boisku, na boisku zostaje" - football oneshotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz