Götzeus

1K 83 9
                                    

- To już raczej wszystko.

Marco postawił ostatni karton na schodku przed domem.
W mieszkaniu przy Gheine Alley nie pozostało już nic po ponad dwuletniej obecności Mario.

Brunet po kilku chwilach ciężko westchnął - Nie, to nie wszystko.

- Nie? - blondyn zmarszczył brwi - Klucze już mi oddałeś, ciuchy i rzeczy spakowałem. Niemożliwe, bym coś przeoczył.

- Pocałunki - Götze kopnął mały kamyk i wcisnął dłonie do kieszeni.

- Pocałunki? - Marco skrzyżował ramiona na piersi - Co ty mówisz?

- Chciałbym moje wszystkie pocałunki z powrotem - podniósł na niego wzrok. Spojrzenie ciepłych, czekoladowych tęczówek nadal działało na Reusa w ten sam sposób, jak podczas ich pierwszego, wspólnego treningu. To niepokojące a zarazem przyjemne ciepło rozchodzące się w podbrzuszu. I ten dreszcz na szyi.

- Chyba już na prawdę powinieneś jechać - skarcił się w myślach.

Ich już nie było. Nie ma, skończyło się. Koniec.

Nie ma już Marco i jego chłopaka, Mario. Teraz jest tylko Mario, pomocnik Bayernu Monachium i Marco, napastnik Borussi Dortmund. Ich drogi rozeszły się jakoś w dwudziestej drugiej kolejce Bundesligi, dokładnie po meczu, w pustej szatni, gdy Mario bardzo dwuznacznie gratulował zwycięstwa doszczętnie znienawidzonemu przez Marco bramkarzowi, Manuelowi Peterowi Neuerowi.

Brunet lekko kiwnął głową i spakował do auta ostatni karton, otwierając drzwi i na moment się zatrzymując.

Gdy tak spoglądał na Reusa, teraz już dojrzałego mężczyznę, automatycznie przypominał sobie, gdy ten dopiero co trafił do Borussi. Gdy mieli po te naście lat, gdy zostawali dłużej po treningach i wymyślali wspólne cieszynki. Gdy zwycięstwa celebrowali przy Fifie i pizzy, a przed meczem rozluźniali się szybkim seksem pod prysznicem.

Mario uśmiechnął się czule.
To był dobry czas.

- Trzymaj się, Marco - ostatni raz spojrzał mu w oczy - Do zobaczenia w jesiennej rundzie.

Wsiadł w auto i odpalił silnik.

Gdy przekroczył bramy Monachium, było już po północy. Postanowił nie robić hałasu i zająć się rozpakowywaniem z samego rana. Wszedł do ciemnego, cichego domu i rozebrał się. Manuel już pewno dawno spał, a on sam, mimo zmęczenia, czuł, że ta noc będzie wyjątkowo ciężka.

Ułożył się na kanapie i splótł palce pod głową, spoglądając w sufit.
Czy myślał o tym, że na górze, w sypialni, leży mężczyzna, który kocha go ponad wszystko? Czy myślał o tym, że teraz jego życie barwi się na czerwień i zastępuje miejsca wyblakłej żółci? Nie, bzdura, oczywiście że nie.
W jego myślach była tylko jedna osoba i cały szereg wspomnień jakie za sobą ciągnęła.
Mimowolnie na usta bruneta wkradał się delikatny uśmiech. Gdy już przeanalizował całą swoją wędrówkę, którą było mu dane przebyć razem z Marco, wstał i postanowił pójść do sypialni i położyć się obok ukochanego. Nie chciał go niepokoić.
Zaczął wspinać się po schodach, wtem gdy ujrzał, że w okna ganku świeci jasne, ostre światło. Zdziwiony narzucił na ramiona kurtkę i wyszedł na zewnątrz. Zamarł, gdy dostrzegł przed sobą tak dobrze znaną postać.

- Marco? - zmarszczył brwi - Czyli jednak czegoś zapomniałem? - zapytał cicho, w ciemności odnajdując jego oczy - Mogłeś wysłać pocztą.

Blondyn stanął bliżej niego, sprawiając, że nozdrzy chłopaka dotarł przyjemny, tak dobrze mu znany zapach jego perfum.

- Tego niestety nie dałbym rady wysłać pocztą.

Mario jeszcze bardziej się zdziwił.

- Przyjechałem coś oddać.

Reus bez namysłu przycisnął go do drzwi i mocno pocałował.
Brunet wyprostował się i dotknął jego policzka, pogłębiając pocałunek.
Marco odsunął się po kilku chwilach, by zaczerpnąć powietrza.

- To dopiero jeden pocałunek. Masz mi do oddania zawartość z czterech lat.
Blondyn ponownie złączył ich usta.

- Oddam wszystko, włącznie z nawiązką.


,,Co jest na boisku, na boisku zostaje" - football oneshotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz