Wysoki mężczyzna przyspieszył kroku, gdy chłodny wiatr wpadł pod fałdę jego wełnianego swetra.
Mocniej otulił się płaszczem i postawił kołnierz, ściskając pod pachą teczkę z dokumentami. Szybko przemierzył ulicę i parking, odblokował drzwi i wskoczył do auta, prędko odpalając samochód i włączając ogrzewanie.
Szczerze nie cierpił jesieni.
Jedyną rzeczą, której nienawidził bardziej, była jesień w Monachium.Stolica Bawarii zamiast kąpać się w słońcu, złocie i purpurach, tonęła w strugach deszczu i grubych, ciemnych chmurach, z których albo sączyła się oblepiająca wszystko mżawka, albo ulewa tak intensywna, że pochłaniała wszystko wokół.
Bastian doskonale wiedział, że aby odgonić chandrę spowodowaną jesienną pogodą, potrzebne jest mu tylko kilka rzeczy - ciepły koc, ogień w kominku, gorące kakao i Mario Götze, grzejący swoje dziecięce dłonie pod jego bawełnianą koszulą.
Mężczyzna prędko opuścił parking i niedługo później stał już na chodniku naprzeciw szkoły, do której uczęszczał jego chłopiec, jego słonko, jego malutki skarb. Bastian często wymyślał i nadawał mu coraz to nowsze określenia, widząc jak ten uroczo się rumieni i kręci głową, chcąc by ten przestał go peszyć.
Schweinsteiger z utęsknieniem spoglądał za szybę, w którą głośno uderzały krople. Niecierpliwie zagryzał wargi, chcąc w końcu zobaczyć ukochanego. Ciekawe jak poszedł mu test z matematyki, biedny tak bardzo się denerwował. Bastian obiecał mu babeczki, jeżeli ten dobrze napisze sprawdzian. Miał nadzieję, że poszło mu dobrze, bo sam również miał ochotę na czekoladowe muffiny.
Lecz po Mario nie było żadnego śladu. Uczniowie prędko rozsypali się do samochodów lub autobusów, a dziedziniec na powrót stanął pusty.
Już lekko poddenerwowany mężczyzna szybko opuścił auto i pobiegł do szkoły, przeczesując wzrokiem opustoszałe korytarze.
Z nadzieją, że może natrafi na jakąś woźną, która udzieli mu jakichkolwiek informacji, zbiegł na parter i wszedł do szatni. Momentalnie zabrakło mu tchu, gdy zobaczył w kącie skuloną postać.
- Mario? - zapytał niepewnie, jakby samego siebie.
Chłopiec podniósł przekrwione oczy a strużka krwi spłynęła mu z nosa na opuchnięte wargi.
Bastian momentalnie padł przy nim i najostrożniej jak umiał, wziął go w ramiona - Maleństwo...
- Ja...na prawdę nie chciałem, przepraszam - chlipnął cicho i mocniej schował dłonie w rękawy kurtki.
- Dasz radę wstać? Pomogę ci i pojedziemy do mnie, tam się tobą zajmę.
- Przepraszam, Bastian, przepraszam - szlochał gdy opuszczali szkołę, przepraszał, gdy jechali pod miasto, płakał, gdy byli już w domu mężczyzny. Schweinsteiger nie mógł sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz był tak zdekoncentrowany, wściekły i przerażony, a kiedy z oczu Mario zionął tak wielki strach.
Ostrożnie usadził chłopca na kanapie, napalił w kominku, zrobił mu herbaty i gdy miał pewność, że drgawki które nim wstrząsały nie były spowodowane zimnem, ostrożnie go rozebrał.
- Muszę cię obejrzeć, dobrze? - nasunął na nos okulary - Będę delikatny.
Mario w duchu dziękował, że Bastian był lekarzem. Nie musiał jechać do szpitala, zbędnie się tłumaczyć, wstydzić i znosić spojrzeń tych wszystkich wścibskich ludzi w białych kitlach.
Był taki troskliwy, gdy go opatrywał, gdy oglądał jego twarz i przemywał rany. Taki cierpliwy, ostrożny, czuły i kochany.
Jednocześnie z każdą sekundą czuł coraz większy wstyd, musiał w końcu przecież przyznać się, co tak na prawdę się stało.
Gdy Bastian skończył, zamknął torbę i odstawił ją na bok, zmartwiony dotykając dłoni chłopca, całując ją i splatają razem ich palce.
Mario uśmiechnął się lekko. Dłoń Bastiana była tak duża i ciepła, przy tym lekko szorstka, lecz nadal miła i przyjemna.
Pociągnął nosem, zerkając na mężczyznę, który nie wytrzymał i w końcu odważył się zabrać głos.
- Nawet nie wiesz jak boję się pytać.
- Więc nie pytaj - wzruszył ramionami.
- Problem w tym, że chcę. Powiesz mi, co się stało?
Mario westchnął i potarł palcem zaczerwienione oko - Po co mam się powtarzać, to już musi być nudne. Mój ojciec...
Te dwa słowa wystarczyły, by Bastian zamknął go w szczelnym uścisku. Nie potrzebował nic więcej, Mario nie musiał dodawać ani najmniejszego słówka. Ten już doskonale wiedział, jaką kanalią był Adler Götze.
Kiedy tylko wyobrażał sobie jakie piekło Mario musiał przeżywać na codzień, serce krajało mu się na kawałki. Chłopiec praktycznie nigdy nie opowiadał o swojej rodzinie, jakby wstydził się jej i obawiał, że jak otworzy się przed Bastianem, ten zostawi go tak jak pozostali.
Gdy chłopiec tak bezradnie leżał w jego ramionach, Bastian po prostu lekko się z nim kołysał, tuląc go do siebie i raz po raz całując w głowę czy policzki.
W duchu też obiecał sobie, że gdy kiedykolwiek znów spotka tego człowieka, sprawi, że temu już nigdy nie przejdzie przez myśl by podnieść rękę na Mario.
Obiecał też sobie zaopiekować się nim tak, by już nigdy żadna łza nie wpłynęła z jego pięknych, teraz zmęczonych i zapłakanych oczu, które zamknęły się i chłonęły sen, dając możliwość chwilowego wytchnienia i odpoczynku od piekła, które od szesnastu lat musiał znosić na codzień.
__________________
siemasiema
guess whos back(a raczej kto ma w planach być back ale szkoła i obowiązki zabijaja grrrr)
Łapcie tak dla przypomnienia że jednak istnieje ktoś taki jak ambrozedd która pisze 2/10 szoty
Heja!
CZYTASZ
,,Co jest na boisku, na boisku zostaje" - football oneshots
FanficPiłkarskie miniaturki, jedne krótsze, długie dłuższe. Niektóre pairingi dość typowe, jedne wymyślne, inne wręcz dziwaczne. Ci, którzy nie znajdą tu nic dla siebie, kieruję do 'hymn for the winter' ze skoczkami. Piszę to, ponieważ czasem widzę więcej...