Piszczykowski

276 13 2
                                    

Radio wydawało ciche dźwięki, które ostatecznie ginęły w szumie deszczu zacinającym o szyby. Wycieraczki pracowały jak oszalałe, kiedy krople w swoich tysiącach roztrzaskiwały się na sunącym autostradą samochodzie.

Dłonie Łukasza były zaciśnięte na kierownicy, był skupiony na widoku przed sobą. Na tyle był przejęty drogą, że nie zwracał uwagi na to, jaki jest spięty. Jego brwi były ściągnięte, pojawiła się między nimi charakterystyczna zmarszczka a szczęka była zaciśnięta prawie tak samo mocno jak jego ręce na wspomnianej Bogu ducha winnej kierownicy.

O czym myślał? Jeżeli możliwe byłoby wejście do umysłu Łukasza Piszczka i wyświetlenie jego projekcji na bocznej ścianie Signal Iduna, pojawiłby się na niej jedynie biały obraz. Właśnie tak wyglądało to, o czym myślał, a raczej coś, czego nie robił. Panowała tam pustka. I cisza. Obraz i dźwięk jak na lodowej pustyni.

Co było dość dziwne, jak można pomyśleć. Stosunkowo niedawno przecież trwała tam wielka wrzawa. Powtarzane niby w pętli gratulacje ze strony trenerów, rozmowy z kolegami z drużyny, wspomnienia uśmiechów, które pojawiały się na jego twarzy, kiedy czytał wiadomości od znajomych z ciepłymi słowami kierowanymi pod jego adresem, nawet ta radość, kiedy natrafiał na nagłówki artykułów na jego temat, które pojawiały mu się przypadkiem, kiedy odświeżał portale społecznościowe. W ostatnich dniach jego umysł barwami jak i oprawą dźwiękową przypominał środek karnawału.

Teraz czuł się tak, jakby ktoś wyjął wtyczkę. Czy obawiał się tego? Raczej o tym nie myślał, chociaż wiedział, że ten czas kiedyś nastąpi. Nastąpi czas, kiedy ten kanał trzeba będzie nie tyle zmienić, co wyłączyć. Wiedział jednak dobrze, że nie popadnie w stagnację. Za kilka dni, może już za tydzień wpadnie w nowy rytm i się przestawi. Skupi się na rzeczach ważnych dla niego w Polsce, przekierunkuje się na Goczałkowice. Ustawi nowe priorytety.

Czy na prawdę tak uważał? No cóż, próbował. Sadził, że kłamstwo powtórzone sto razy nie tyle stanie się prawdą, co po prostu stanie się rzeczą na tyle oswojoną, że aż normalną.
Łukasz nigdy nie lubił zmian. Począwszy od zmian modelu butów, aż po zmiany miejsca zamieszkania. Ludzie mówili, że to przez oddanie grał tyle czasu w jednym klubie i powierzył całego siebie drużynie z Dortmundu, co owszem, nie było kłamstwem. Po części jednak wynikało to z charakteru Łukasza, który szybko i mocno się przywiązywał. Zmiany zawsze były dla niego niekomfortowe, czuł wtedy ten nieprzyjemny ścisk w brzuchu. Każdy zna to uczucie.

Kiedy przyszedł czas na zjechanie z autostrady, nieco się ocucił. Popuścił uścisk na kierownicy i kiedy stanął na jednych z pierwszych świateł, mimowolnie rozmasował dłonie. Moment zatrzymania się sprawił, że rzeczywistość zaczęła na niego spływać, tak jak robiły to krople na bocznej szybie po jego lewej stronie. Ścisk w brzuchu.

Ruszył, kiedy światło zmieniło się na zielone. Jechał wolno przez zakorkowane miasta, czasem pozwalając sobie wcisnąć więcej gazu, kiedy wracał na drogę krajową. Po pewnym czasie zwolnił jednak, kiedy odbił w bok od zgiełku i zaczął jechać polami i lasami, które z każdym kilometrem robiły się coraz bardziej znajome.

Deszcz wciąż nie przestawał zacinać, to też krajobrazy zwykle żywe i radosne, mimo wciąż swojego piękna, pozostawały smętne i przygaszone. Kiedy został przez niego minięty znak z obwieszczeniem 'Goczałkowice Zdrój', mimowolnie westchnął. Witamy w domu - słodko gorzka myśl przebiegła mu przez głowę. Po czasie skręcił w doskonale znaną sobie ulicę i trzymając nogę na hamulcu, wydobył z kieszeni klucze i otworzył garaż. Kiedy zaparkował samochód i zgasił silnik, wypuścił z płuc całe powietrze. Czuł się tak, jakby trzymał je w sobie całą drogę z Dortmundu. Zamknął oczy i odchylił głowę w tył. Siedział tak przez bliżej nieokreślony czas, aż wkońcu zebrał się w sobie i wysiadł, trzaskając drzwiami. Dopiero wtedy poczuł jak bolą go plecy. Uznał, że zajmie się wypakowywaniem rzeczy jutro, teraz po prostu będzie zachowywał się jak widmo. Szczerze chciał odwiedzić rodziców, przywitać się, uściskać ich. Spędzić miło czas, zjeść ciasto mamy. Stęsknił się za nimi niewyobrażalnie mocno. Ale teraz po prostu psychicznie nie miał na to siły. Wszedł do domu i zsunął buty, odkładając klucze na szafkę. Rozejrzał się i uśmiechnął smutno. Dom.

Następne godziny minęły mu w ekspresowym tempie. Wziął prysznic, przespał się, oglądał telewizję aż do czasu, kiedy zapadł zmrok. Odkąd przekroczył granicę Polski, ani razu nie wziął telefonu do ręki. Nie planował robić tego aż do następnego popołudnia.

Wciskał dłonie w kieszenie bluzy i tępo wbijał wzrok w telewizor, do czasu aż nie usłyszał pukania do drzwi. Poczuł, jak tężeje. Jak to? Niemożliwe, żeby ktoś go zauważył. Odkąd tylko wszedł do domu, zasłonił wszystkie zasłony. Był jak cień. Ludzie, którzy go znali i czekali na jego powrót, pewnie liczą, że zjawi się dopiero jutro.

Pukanie jednak nie ustępowało. Podniósł się z kanapy i po cichu szedł w stronę drzwi. Zerknął przez wizjer. Ponownie to uczucie. Ścisk w brzuchu.

Łukasz niepewnie zacisnął dłoń na klamce, drugą ręką odkluczając drzwi. Kiedy te rozwarły się na tyle dobrze, aby ukazać mu postać stojącą przed nim w pełnej okazałości, ścisk w brzuchu tylko przyjął na sile. Tak, jakby obraz wykreowany przez wizjer był tylko iluzją, fatamorganą. Teraz iluzja była rzeczywistością.

- Cześć, Łukasz.

Dobrze mu znany głos odznaczył się na szumie lecącego deszczu. Jego ton był niski lecz ciepły i łagodny zarazem. Łukasz patrzył na niego przez dłuższą chwilę i milczał, lecz kiedy ten rozłożył ramiona, Piszczek bez słowa do niego podszedł i mocno go przytulił. Tulił go tak, jakby Kuba był kawałkiem bandażu, a on sam krwawiącą raną. Kuba doskonale o tym wiedział. Dlatego właśnie przyjechał, doskonale wiedząc, że Łukasz wrócił, doskonale wiedząc, że przez najbliższe dwanaście godzin nikomu o tym nie powie. Znał go prawie tak samo, jak on sam. Może nawet bardziej.

Piszczek odsunął się po pewnym czasie i odchrząknął.

- Cześć. Wejdziesz?

Kiedy tylko drzwi ponownie zamknęły się za ich dwójką, przed długie godziny jedyną słyszalną rzeczą był tylko jazgot telewizora kilka pokoi dalej i ciągły szum deszczu za oknem. Lecz jeśli wsłuchać by się mocniej, można było usłyszeć dźwięk szorstkiej dłoni przesuwanej po miękkich kosmykach, dźwięk ust natrafiających na rozluźnione wkońcu czoło czy nawet szelest koszulki, na której pięść zaciskała się, niby w agonii, niby strachu, że Kuba może w każdej chwili odejść.

Po tylu latach razem, po takim czasie rozłąki, słowa zdawały się być obrazą. W tym momencie w pogrążonym w ciemności jednym z goczałkowickich domostw słowa były zbyteczne. Wystarczyły tylko proste dźwięki świadczące o ich wzajemnej obecności, świadczące o tym, że Łukasz nie jest sam.

A przecież nigdy nie był.



_______________
Dawno mnie tu nie było, ale pewien już czas chodził mi jakiś piszczykowski po głowie. Chciałabym napisać jeszcze piszczu+schmelzer, także liczmy na przypływ mocy

A ten tu wyszedł spontanicznie, ale bon appetit!

,,Co jest na boisku, na boisku zostaje" - football oneshotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz