Lewandowski/Götze

861 60 12
                                    

- Mario? - zaspany Robert szczelniej otulił się szlafrokiem, dziwiąc się na widok pomocnika. - Co ty tu robisz? Wiesz, która godzina?
- Tak, wiem, przepraszam - brunet uśmiechnął się lekko - Mogłem wprawdzie zadzwonić, ale stwierdziłem, że takie pożegnanie będzie bardziej w porządku.
- Pożegnanie? - szatyn zmarszczył brwi - Jakie pożegnanie u licha, co ty wygadujesz?
Götze westchnął i spuścił wzrok - Tak, mój drogi, pożegnanie. Za godzinę mam samolot.
Robert pomału zaczął łączyć wątki i zaśmiał się. No tak, cały Mario. Nie ma to jak wakacje w środku sezonu.
- Dokąd tym razem? - zerknął na niego rozbawiony - Malediwy czy Teneryfa?
Brunet uśmiechnął się, wyobrażając sobie jaką reakcję zaraz ujrzy na twarzy przyjaciela.
- Dortmund.
To jedno, krótkie słowo sprawiło, że z ust Roberta momentalnie zniknął uśmiech.
- Dortmund? - prychnął - Kpisz sobie? Czego ty do diabła chcesz tam szukać?
Mario zacisnął pięści w kieszeniach.
- Wracam do domu.
Lewandowski czuł, jak z każdą sekundą wzrasta w nim złość. Dlaczego do cholery nie wiedział nic o żadnym transferze? Ile jeszcze mieli zamiar robić z niego idiotę?
- Do domu? - wyprostował się - Do jakiego domu? Tu jest twój dom - wycelował palcem w ziemię - Tu, w Monachium, na który wydałeś obrzydliwie dużą sumę.
Götze zacisnął powieki i pokręcił głową - Mam gdzieś pieniądze i dobrze o tym wiesz.
Szatyn prychnął - Czyżby? Wszystkie media społecznościowe wiedzą, że kupiłeś sobie kolejnego Rolexa i samochód.
Chłopak poczuł, jak w jego serce wbija się mała, ostra igiełka, która zaczyna rozprzestrzeniać w nim truciznę, złość, zawód i gorycz.
Przecież Robert był jego przyjacielem, pomógł mu się odnaleźć i nakierował na odpowiedni tor. Dlaczego więc chciał mu dopiec?
- Masz zamiar robić mi wywody na co i ile wydaję? - podniósł na niego wzrok.
- Więc do czego cię tam ciągnie, hm? - skrzyżował ramiona na piersi i oparł się o próg - Tęsknisz za szóstym miejscem w tabeli? Za zużytymi koszulkami? Czy może raczej powinienem zacząć wymieniać nazwiskami?
Mario westchnął - Pójdę już, nie mam zamiaru się kłócić.
Robert złapał go za koszulkę i wciągnął do środka, przyciskając go do ściany i blokując drzwi.
- Chodzi o tego pieprzonego Reusa, tak?
Na samo nazwisko blondwłosego napastnika, serce bruneta zabiło szybciej. Nawet, gdy w jego sercu nie było już miejsca na splamioną czerwienią Bayernu postać skruszonego Mario.
- To nie jest twój interes - odepchnął go - Wracam, bo nie czuję się tu dobrze.
- Ach tak, biedaku, źle ci tu? - udał współczucie na wskroś przesiąknięte jadem - A przepraszam, czego ci brakuje? Czego nie ma na bankietach? Czego ja ci nie daję? Półtora miliona miesięcznie to także zbyt mało? Ach, no tak, racja, półtora miliona nie przeleci cię przed meczem!
Tego było za wiele. Mario nie wiedział, kiedy dokładnie jego pięść spotkała się z nosem Roberta, nie wiedział, kiedy wsiadł w auto i odjechał, zostawiając go krwawiącego na podłodze.
Nie wiedział też, kiedy Lewandowski stał się tak zawistny i żądny pieniędzy. Gdy obaj byli w Borussi, wraz z Marco łączyła ich niesamowicie mocna więź, którą wielu nazywało przyjaźnią na lata.
Nikt nie patrzył na miejsce w tabeli, ilość wynagrodzeń i wypłat, wszyscy skupiali się na radości czerpanej z gry, wspólnej rywalizacji, szczęściu z wygranych i wyciąganiu lekcji z przegranych. Mario przeszedł do Bayernu z tylko jednym celem. Chciał nabrać doświadczenia, chciał spróbować czegoś nowego. Nie chciał zamykać sobie furtki do Dortmundu, chociaż po cichu sądził, że Bayern wyniesie go na wyżyny. Apetyt zaczął rosnąć w miarę jedzenia, z czasem trochę się zgubił i przestał dostrzegać postawione sobie niegdyś priorytety. Chęć sławy na moment przesłoniła mu oczy, lecz gdy były noce, podczas których budził go sen pełen miękkich pocałunków, palców wplecionych w blond kosmyki i żółtych koszulek zalegających na podłodze, zdawał sobie sprawę, że to jednak nie to. Chłopak doskonale wiedział, że sam może przyczynić się do wyciągnięcia drużyny na pasma sukcesów. I żadna chwilowa przygoda nie jest warta znienawidzenia w oczach kibiców i kolegów.
Gdy po kilku godzinach stał już pod domem Marco, nie czuł nic prócz strachu i obawy, że ukochany odeśle go z kwitkiem i napluje mu twarz. Kto jak kto, ale Reus był bestią. Zdrady nigdy nie przepuszczał.
Chłopak już miał pukać do drzwi, wtem gdy dostał smsa.
"Proszę, przemyśl to jeszcze. Mam nadzieję, że nie jesteś w drodze do Dortmundu. Nie było nam razem dobrze? Kocham i wybaczam, Robert"
Mario zignorował wiadomość i upchał telefon do kieszeni, dzwoniąc do drzwi. Gdy po chwili ujrzał w progu półnagiego, pełnego malinek Hummelsa, momentalnie poczuł, jakby Lewandowski oddał mu równie solidnym ciosem w twarz, mówiąc jeszcze szydercze "a nie mówiłem".
Brunet uśmiechnął się smutno i pokręcił głową, bez słowa wsiadając w auto i wracając na lotnisko. Nie potrzebował żadnych tłumaczeń. Po cichu liczył, że może Marco tak na prawdę za nim tęskni, a tylko dla kamer udaje, że jest taki zaborczy. A tu proszę, niespodzianka. Po kilkunastu godzinach szamotaniny, bólu głowy i braku kawy, Mario ponownie stał przed domem Roberta. W Monachium zaczął wstawać nowy dzień.
Chłopak słabo podniósł rękę i zadzwonił do drzwi, w których po kilku chwilach ukazał się Lewandowski. Mężczyzna milcząc, wciągnął go do domu i schował w ramionach. Doskonale wiedział, że ma rację. Musiał tylko pamiętać, żeby przelać Matsowi uzgodnioną sumę. Udawanie pocieszki wyszło mu wyśmienicie.
Naiwny Reus łykał każdą bajeczkę jaką sprzedał mu Hummels o tym, że Götze całkowicie oddał się Bayernowi. Za drobną opłatą Mats z nim także sypiał, co całkowicie wykluczało go z gry, bo Mario był już w jego oczach stracony.
A co za tym szło? Był cały dla Roberta, który gdy teraz gładził go po plecach, ścierał z nich żółte zmazy i zastępował je czerwienią, tak samo krwistą jak łzy tęsknoty Marco, wylewane co noc za ukochanym.

(...)

,,Co jest na boisku, na boisku zostaje" - football oneshotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz