1.3. Hunting & Digging

239 23 52
                                    

1.3. Hunting & Digging




Jisung oprzytomniał w środku nocy, zlany potem oraz rozpalony, dreszcze biegały po jego ciele, jak spłoszone mrówki, starające się odnaleźć na nowo swój harmonijny szereg.

Seungmin obudził się zaalarmowany, kiedy Felix zaklął głośno. Skakał na jednej nodze i trzymał się za piszczel, najprawdopodobniej uderzył nim o kant palety, kiedy oddawał Jisungowi swoją bluzę, jako prowizoryczny koc, biały podkoszulek z oddartym dołem sięgał mu do pasa, odsłaniając wychudzony brzuch, kości biodrowe odstawały nieatrakcyjnie nieco ponad gumką czarnych dresów.

Kim uniósł się na łokciach, podparł tors, aby przyjrzeć im się dokładniej.

Lee biegał wkoło Hana, jak zatroskana matka. Owijał garści śniegu zgromadzone z zewnątrz w wolny bandaż i przykładał do gorącego czoła, odgarniał mu grzywkę z oczu, w pewnym momencie nawet podał mu antybiotyk, który ukradł Seungmin, bryła białego puchu posłużyła za popitkę.

Jisung podziękował mu chrypliwym głosem, był wykończony. Jego organizm walczył usilnie z zapaleniem, jakie rozprzestrzeniło się przez jego długo nie opatrywane rany, teraz musieli jedynie czekać i liczyć na to, że wiedza Felixa na coś się zda i pomoże im zażegnać kryzys.

Kim nie pytał o nic tej nocy, nie chciał wnikać, co się działo, wmawiał sobie, że mało go to obchodziło. Przewrócił się na bok, plecami do pozostałej dwójki, zacisnął powieki i skrzywiwszy się, po zaciągnięciu zapachem stęchlizny, oddał się w objęcia snu po raz kolejny.

.

.

.

Poranek przyszedł zdecydowanie za szybko, Seungmin żachnął się niekontrolowanie, jego ślepia stanęły otworem, gdy ostatnie co pamiętał ze swojego koszmaru to czerwone, świecące przerażająco w ciemności oczy nieznanego mu alfy.

Jego gardło drapało nieprzyjemnie, wyschnięte, zapewne od spania z otwartą buzią. Dźwignął się do siadu, skrzyżował kostki przed sobą i zamlaskał kilkukrotnie, po czym wydrapał z kącików oczu uciążliwe śpiochy i ziewnął przeciągle.

- Dzień dobry, Seungmin.

Kim wzdrygnął się, odwrócił głowę w bok, tam przywitał go widok siedzącego z plecami opartymi o ścianę, bladego Jisunga z wykończonym Felixem, odpoczywającym na jego zdrowym udzie.

- To się jeszcze okaże, czy dobry... - wymamrotał w odpowiedzi.

- Mam się o niebo lepiej, dzięki, że pytasz – Han wywrócił jasnymi oczami, jego głos wciąż skrzeczący, niczym kłócące się ptactwo o poranku na jednej z gałęzi w gęstwinach lasów. – Lix mówił, że to ty załatwiłeś to wszystko.

Han gestem dłoni wskazał rozsypane środki pierwszej pomocy, większość z nich wciąż nierozpakowana, sterylnie czekająca na swoją kolej. Felix miauknął coś przez sen, poprawił pozycję, wtulając nos w brzuch rudowłosego.

- Kazał mi podziękować, jak wstaniesz, także... Dzięki, czy coś – Han pogładził jego blond czuprynę ledwo wyczuwalnie.

Seungmin jedynie skinął głową, umierał z pragnienia. Wstał, wyciągnął ramiona wysoko ponad głowę, przeciągnął się i ruszył w stronę wyjścia z magazynu, Han obserwował w ciszy, nie skomentował.

Brązowowłosy nabrał śniegu w garść i upewniwszy się, że jest czyściutki, wepchał do ust, rozkoszując się sposobem, w jaki rozpuścił się na jego języku, momentalnie zabijając wampirze pragnienie.

✔Steppen Runt | Stray KidsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz