3.8. The heat of the moment

107 14 0
                                    

3.8. The heat of the moment




Seungmin był cały rozpalony w jego ramionach, gdy przemierzał z nim korytarze posiadłości. Pot kalał odsłonięte fragmenty miodowej skóry, pokrywał ją błyszczącą warstwą wilgoci, mieniącej się w świetle świec kinkietów, niczym miliony kryształów powyszywane w eleganckich wzorach na poluzowanym przez Seokhwę gorsecie.

Rozwiązane sznurowadła bądź cokolwiek to było, co zaciskało jego obie strony ciasno wokół talii nieprzytomnego Kima z każdym krokiem uderzały o uda Lee, kołysane wartkim tempem zagubionego alfy.

To jego ugryzienie doprowadziło go do takiego stanu.

Wiecznie waleczny Kim Seungmin, którego temperament potrafił sprzeciwić się nawet woli niejednego alfy; który nie odsłonił szyi ni nie ugiął kolan przed żadnym innym statusem, będąc omegą, rozsypał się przed nim, dotknięty niefortunnością losu i wpadnięciem w złe ręce.

Minho dotarł do swojego pokoju w mgnieniu oka, Changbin podążał za nim dyskretnie w sporej odległości, dbając o jego bezpieczeństwo, symultanicznie szanując jego prywatność i chęć bycia pozostawionym w spokoju ze swoim nowym partnerem, za co był mu dozgonnie wdzięczny.

- Changbin – Lee zawołał donośnie, jego struny głosowe zadrżały momentalnie, gdy nagle wydały z siebie tak autorytatywny dźwięk, lecz jednocześnie zachowała się w nim nutka szacunku do nieco młodszego szefa ich wojsk. - mógłbyś?

Seo podbiegł w pośpiechu, nacisnął klamkę i wpuścił go w drzwiach, obserwując ze ściągniętymi brwiami całe zajście.

- Ma gorączkę. Mam zawołać Seokhwę?

- C-co? – Seo zamrugał kilkukrotnie, jakby wytrącony z przedziwnego transu. Skupił swój rozkojarzony wzrok z powrotem na podenerwowanym alfie, unoszącym dłonie w niepewności nad pojękującym z bólu omegą, jakby starał się pomóc, tylko nie wiedział w jaki sposób. – Ah... Wydaje mi się, że Chan byłby lepszą opcją. Chyba że... - Changbin zapauzował, przełknął głośno ślinę, alertując tym samym drugiego alfę. - Sam chcesz mu z tym pomóc.

- Co masz na... Myśli... - ciemne ślepia Minho rozwarły się do rozmiarów okrągłych krążków do chrupania, gdy zębatki w mózgu w końcu zaskoczyły i wprawiły organ w prawidłowy ruch. – Szlag. Idź po Chana!

Seo zasalutował przelotnie i momentalnie podążył wykonać rozkaz, jak na strażnika przystało. Jego dziwne zachowanie sprzed chwili pozostało enigmą na później.

Seungmin zaczynał swój cykl i Minho nie widziało się pogarszać sytuacji bardziej niż miała się ona teraz, a miała się tragicznie.

Nie mógł zostać u jego boku w takiej chwili, nawet jeśli Kim potrzebowałby jego obecności, aby pozbyć się wszelkiego bólu.

- Nie zbliżaj się! – niski warkot zahuczał w opustoszałym pomieszczeniu, kiedy oczy omegi wystrzeliły nagle otworem, zaś ciało, jak na autopilocie wdrapało się po pościeli ku zagłowiu wystruganego ręcznie w Dębie łóżka, resztkami przytomności trzymając się jak najdalej alfy, jak tylko się da. – Kurwa, Minho, supresanty! Powiedź, że masz jakieś supresanty.

Minho jedynie potrząsnął przecząco głową, przesuwając się na sam kant materaca, drżąca dłoń chwyciła wrażliwy na wydzielane feromony nos z całych sił, odcinając zmysł węchu.

Seungmin wciąż odczuwał zawroty głowy i ogromną migrenę pod czaszką, zaś wszelkie mięśnie mrowiły nieprzyjemnie pod tonami białego materiału. Miał wrażenie, jakby wszystkie kości w jego ciele płonęły, pot zlewał każdy najmniejszy skrawek rozpalonej skóry, a oczy paliły jaskrawym srebrem.

✔Steppen Runt | Stray KidsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz