2.11. Apology gift

137 18 5
                                    

2.11. Apology gift




Ciepły, luźny polar w odcieniach zachodzącego słońca uprzednio przewieszony przez ramię otulał teraz jego ciało, gwarantując ciepło podczas spaceru tego chłodnego wieczora, czarne bojówki wciąż umorusane na kolanach, a buty obłocone po same kostki, lecz nie zatrzymało go to ani na moment, kiedy zaciekle szukał niższego delty o brązowych sprężynkach na głowie oraz bursztynowych oczach palących się ostatnio non-stop w jego snach, gdy tylko zmrużył oczy.

Zasiedział się z omegami, ich nie zamykające się buzie przytrzymały go do późnej godziny, gdzie większość mieszkańców dawno zaszyła się w głębinach swoich domów, aby zażyć zasłużonego po całym dniu pracy odpoczynku, jedynie nieliczni strażnicy wciąż patrolowali mosty z pochodniami w dłoniach, nieliczni skinęli mu na przywitanie głową, reszta przeszła obok, jak gdyby nigdy nie istniał.

Chan najprawdopodobniej sam szykował się do snu w swojej komnacie, gdzieś w posiadłości głównego alfy, aczkolwiek Seungmin był zbyt uparty, aby odłożyć ich konfrontację na następny dzień, szczególnie, że wtedy mógłby stchórzyć i nigdy nie nazwać problemu, jaki między nimi powstał.

Chciał wykorzystać odrobinę odwagi, jaka go odwiedziła i załatwić to nim minie.

Toteż stanął z dumnie wypiętą piersią, godną niejednego pewnego siebie alfy przed drzwiami do posiadłości, ubrany w granatowy mundur stróż uniósł z zaintrygowaniem na niego brew, bez słowa czekając na uzasadnienie tak późnej wizyty u głównego przywódcy ogromnego stada, jego plecy proste, jakby ktoś wsadził mu trzonek od miotły zamiast kręgosłupa.

- Muszę się zobaczyć z Bang Chanem.

- Wróć jutro. O normalnej porze – strażnik rzucił sucho, posyłając mu pojedyncze znużone spojrzenie, jakby spotykał się z takim zachowaniem na porządku dziennym i jak do niego zdążył przywyknąć, tak nutka goryczy wciąż wykrzywiała jego brwi w niezadowoleniu.

- To pilne.

- Nie mogę cię wpuścić. Wracaj do siebie.

- To go zawołaj, mam to gdzieś. Nigdzie nie idę, póki z nim nie porozmawiam – wrodzona upartość rolowała się po całej długości języka Kima, niczym pchany nachalnym wiatrem zaschnięty krzak na pustyni.

- Przestań robić problemy, alfo, jest na to za późno – strażnik chwycił mostek swojego szpiczastego nosa w dwa palce i potarł go ze zmęczonym westchnieniem uchodzącym spomiędzy wąskich warg.

- Nigdzie się nie ruszam – Seungmin odparł twardo, uparcie zadzierając głowę ku niebu, po czym opadł tuż przed wejściem na chłodną ziemię pod stopami pilnującego drzwi posiadłości i skrzyżował ramiona na piersi, chcąc zaznaczyć swoją zawziętość.

Poirytowanie jaśniało na ostrych rysach stróża i Seungmin był prawie pewien, że lada moment wybuchłby i zatargał go pod same nogi głównego, zarzucając mu coś w stylu zakłócania porządku po zmroku, mimo że do ciszy nocnej zapewne brakowało przynajmniej godziny, aczkolwiek jego przepełnioną jadem wiązankę słów zatrzymał zgrzyt zawiasów tuż za jego plecami.

Obaj z zaintrygowaniem spojrzeli na uchylające się drzwi, na wyłaniającą się z cienia postać oraz na jej zaskoczoną minę, kiedy głębokie, przeszywające innych na wskroś ślepia spoczęły na siedzącym po turecku stepowym wilku.

- Kim Seungmin? – ochrypły głos zadzwonił echem po skalnej ścianie, stojący obok strażnik wydawał się uradowany pojawieniem się nieco niższego bruneta. – Co tutaj robisz o tej porze?

✔Steppen Runt | Stray KidsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz