2.7. Words travel fast

137 15 5
                                    

2.7. Words travel fast




Nie spotkał Chana, odkąd pospiesznym krokiem wyszedł on za Lee Minho z sali obrad dwa dni wcześniej, zostawiając grupę łowiecką samą sobie.

Nie widywał go nawet na ulicach miasta, gdziekolwiek by nie poszedł wraz z Felixem, który niemalże na siłę chciał pokazać mu najlepsze według niego miejsca Jaq'ra Zar, quasi delta robił wszystko, co w jego mocy, aby tylko nie pojawić się, chociaż najmniejszym palcem u stopy w polu widzenia sfrustrowanego niewiedzą Seungmina.

Jakby wybrał się w samo południe na poszukiwanie widma, wałęsającego się podczas pełni na cmentarzu o północy.

Nigdzie go nie było.

Czas do jego pierwszej wyprawy z resztą minął mu na bieganiu między ich maleńkim pokoikiem w hangarze (gdzie usypiał wymęczony na dolnej pryczy naprzeciwko Jisunga, którego Felix zgonił z górnej, ponieważ „ciepło zawsze ucieka do góry, więc będzie tam cieplej, a ja [Felix] uwielbiam ciepło, Ji"), a rażącym bogatą starodawnością salonikiem pełnym obcych mu wilków, gdzie wpajali mu wszystkie zasady nad grubą książką w nieatrakcyjnej żółtej okładce oraz omawiali z nim plan, według którego przebiega większość z wypraw.

Junseo jako jeden z nie boczących się po kątach za wcześniejszy wybuch temperamentów, jak Donghan i Yongha, był wyjątkowo cierpliwy w swoich naukach. Jego głos płynął naturalnie i z łatwością godną doświadczonego mówcy, chociaż jego słowa wydawały się wyjątkowo proste i mało wyrachowane w przeciwieństwie do tych Chana.

Nie to, aby Seungmin był tym faktem odrzucony, wręcz przeciwnie, sprawiały, iż było mu łatwiej je pojąć.

Z czasem jego niepiśmienność wyszła też na jaw, a paskudnie żółty podręcznik z czymkolwiek nabazgranym w środku stał się jedynie ozdobą podczas jego godzinnych wykładów z Junseo.

Drugiego dnia, konkretniej po południu, gdy Daehyeon w końcu zaszczycił swoich podopiecznych swą obecnością i oddelegował do wykonania konkretnych zadań przed wyruszeniem w długą podróż, pierwsza grupa odwiedziła siedzibę trupy, wprowadzając gwar i niemile widziany przez niektórych chaos.

Mimo iż pojawiła się tylko niewielka garstka całości, ich głosy niosły się po jaskini z potrójną siłą.

Nie zawracali sobie głowy, aby się z nim witać, za co Kim był wdzięczny. Miał dosyć nowych znajomości na najbliższe... lata. Najlepiej do końca życia. Jego życia.

Aczkolwiek podczas pakowania butelek wody oraz kanapek dla każdego z jego grupy, gdyż reszta zadań była dla niego jeszcze zbyt wymagająca, jak stwierdził Donghan, dotarły do jego uszu niezbyt dyskretne szepty, gdy tylko któryś z trupy go mijał.

Wszyscy znali status Felixa i jego stan fizyczny oraz wiedzieli do kogo należał oraz co zaszło między nim, a Donghanem, ich domniemane zdanie na temat winnego całej sytuacji przyprawiało go o mroczki przed oczami, kiedy to on był okrzyknięty tym wrednym, złym alfą szukającym jedynie zaczepki i mającym sprowadzić na wszystkich kłopoty.

Obrona niczemu winnego omegi nie przeszła ani jednemu przez, skorumpowane stadną pychą i niechęcią do nowych, usta.

- Słowa zawsze szybko się tutaj rozchodzą, Seungmin – Junseo kucnął u jego boku, kolana strzeliły głośno, opowiadając niezrozumiale liczne przygody jakie przetrwały. – Ty i twój omega to teraz praktycznie jedyne, o czym wszyscy gadają.

- Idź sobie, jeśli to wszystko, co masz do powiedzenia – ciche warknięcie uszło spomiędzy jego spierzchniętych słonym powietrzem warg, palce zapięły klamrę na drugim ze spakowanych plecaków, inicjały 'KDH' widniały wyszyte błyszczącą, soczyście zieloną nicią.

✔Steppen Runt | Stray KidsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz