5.4. The execution

63 10 0
                                    

5.4. The execution




Changbin przekazał ich w ręce Hyunjina zaraz po wyczołganiu się przez wyjątkowo wąski oraz niski tunel prowadzący pod samą bramę Jaq'ra Zar. Kawałek blachy stanowił drzwi, które Seo zmuszony był wypchać z użyciem sporej ilości swoich sił (których jak wiadomo mu nie brakło), a to spotkało się z donośnym, elastycznym wizgiem cienkiego materiału.

Najwięcej zabawy miała mała Seuran. Porównała długą norę do rury na placu zabaw łączącej kolorowy domek z mostem z lin, na którym pewnego razu obtarła sobie uda oraz kawałek łopatki, gdy straciła liny pod stopami.

Felix upewniał się, czy czasem nie zgubiła się gdzieś w mrocznych cieniach przemierzanego labiryntu, momentami musząc brać ją w objęcia, gdy paskudnie wielki pająk zadyndał tuż przed jej niewinnymi ślepiami lub wystrzeliwać dłonie mocno w przód w owym maleńkim tunelu prowadzącym do wyjścia, aby osłonić jej głowę przed wystającym kawałkiem kamienia czy magicznie znajdującym się tam korzeniem.

Z kolei Jisung ubezpieczał mu tyły i gdyby nie powaga sytuacji, zapewne wszyscy dogryzaliby mu, iż robił to jedynie z powodu pewnych zacnych dla niego widoków.

Chan pomimo spotkania z Seungminem, wciąż przywdziewał smętną minę, niczym maskę prosto z tragicznego spektaklu, jego serce niezrównanie ciężkie z powodu trosk i obaw obwieszających na nim mosiężne łańcuchy.

Hwang przywitał ich obcałowane kurzem i błotem sylwetki współczującym uśmiechem, pieprzyk pod lewym okiem zniknął pod warstwą przydługiej grzywki zakrywającej mu pół przystojnie wykrojonej twarzy.

Gdy przekroczyli wysoki, drewniany próg bramy (drugiego strażnika wyjątkowo przy niej nie było), niebo pokrywała gruba kurtyna granatu, gdzieniegdzie przebijała się łuna lub dwie światła księżyca skrytego za ciężkimi warstwami chmur.

Powietrze również wydawało się wilgotne oraz mniej gorące niż zazwyczaj, zapewne zapowiadając nieuniknioną ulewę gdzieś po drodze, o ile parę kilometrów od nich bezgwiezdny ocean nie ronił już swych rzadko spotykanych w tych rejonach łez.

Hwang ponaglił ich gestem dłoni do podążania za nim, jego kroki nadzwyczajnie lekkie i bezszelestne, jak gdyby nie był to jego pierwszy raz uciekania poza granice miasta.

Skradali się pod skalistym brzegiem ogromnego masywu granitowej skały, stanowiącej Jaq'ra Zar, w jedynym miejscu będącym martwym punktem dla strażników stacjonujących na wyrytych w ścianie balkonach służących do obserwowania okolic.

Felix od czasu do czasu był zmuszany zakrywać usta córki brudną dłonią, gdy jej dyskomfort i zmęczenie dawały o sobie znaki w postaci niezadowolonych jęków i narzekania.

Z tak wysokiej odległości wartownicy nie mieli prawa usłyszeć jej biadolenia, aczkolwiek woleli nie ryzykować. W końcu ich wilczy słuch potrafił zdziałać cuda w najmniej oczekiwanych sytuacjach.

Piach szastał dookoła wzburzany narowistym wiatrem, sypał im prosto w oczy, utrudniając wędrówkę. Szli na spotkanie jego boleśnie chłodnym podmuchom, kierując się spory kawałek od ostatniej wieży strażniczej.

Sądząc po niespotykanej ciszy ze strony małej Seuran, zapewne przebyli dobre pięć lub więcej kilometrów, jej oddechy całkowicie regularne, lekko pochrapywały koło ucha niespokojnego blondyna. Musiała zasnąć po drodze z wycieńczenia, jej pora dobranocki dawno miniona.

Srebrny strażnik nocy na ułamek sekundy wyjrzał zza grubego koca przygnębiającego granatu, wystrzelił pojedynczą łunę jasnego światła, która uderzyła w ciemne blachy stojącego przed nimi auta.

✔Steppen Runt | Stray KidsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz