3. Prolog: Family of four

127 13 7
                                    

3. Prolog: Family of four




Seungmin i Chan wkraczali w pełnoprawny związek maleńkimi kroczkami, niczym dziecka, które dopiero co nauczyło się utrzymać swój ciężar ciała w pionie i wciąż potrzebowało dłoni rodzica, aby je poprowadził bezpiecznie.

Seungmin poznawał zarówno Chana na kompletnie innym, o wiele bardziej intymnym poziomie, jak i własnego siebie. Swoje potrzeby i żądze, swoje limity i granice.

Trzymanie się za ręce było dla niego niekomfortowe, skóra prędko robiła się wilgotna, lepka i zdecydowanie zbyt gorąca, aby mógł to znieść.

Nie miał jednak oporów przyznać tego otwarcie, pomimo zasmuconego grymasu ciągnącego rysy delty, nieatrakcyjnie.

Niemniej splatanie najmniejszych palców było akceptowalne i pozwalało Bangowi w pewien sposób poczuć jego bliskość, której tak bardzo pragnął.

Chan również nabył nowy nawyk zamykania wyższego, lecz nieco wątlejszego ciała w szybkim, ale niedźwiedzim uścisku na powitanie, tego, Kim nie komentował; czasami było przyjemne, czasami nieco drażniące, w zależności od wielu czynników oraz bodźców zewnętrznych.

Jedynym czego Seungmin nie wymieniłby za nic w świecie było ich wspólne spanie na soczyście karminowym dywanie w pokoju Banga w posiadłości głównego alfy, kiedy to obaj w wilczych postaciach zwijali się w kłębki wokół siebie, niczym węże boa; jedna wielka kupka niemalże takiej samej sierści oraz chaotyczna plątanina łap. Weszło im to w krew.

Ich relacja wciąż nie była jednoznacznie określona i nawet przewiercona złota bryłka zwisająca na solidnym rzemyku na wysokości splotu słonecznego Chana, była bezsilna, co chodzi o nazwanie tego, co ich łączyło.

Jak się okazało pięknie mieniący się w słońcu kamyk, był najprawdziwszym złotem, godnym sporej sumy pieniędzy, lecz mimo to Chan zachował go i nosił blisko serca, dbał o niego, jak o najdroższy na świecie skarb, tylko dlatego, że dostał go od stepowego wilka, który nawet nie zdawał sobie sprawy, jakie cudeńko mu wręczył.

Wilk Seungmina zawsze pysznił się dumą w jego piersi, śląc przyjemne wibracje na ten widok.

Wraz z Jisungiem i Felixem szybko odnaleźli się w nowym domu. Znajdował się on na drugiej od góry kondygnacji, niemalże tuż pod posiadłością głównego, dzięki czemu Seungmin z Chanem mieli do siebie bliziutko, jedynie schodami w dół i kilka metrów wyłożonej drewnem ścieżki.

Był to trzypokojowy apartament wręcz, jak nazwał go Jisung. Granitowe ściany obite jasnym, dębowym drewnem, jak później się dowiedział zwanym boazerią, aneks kuchenny połączony był z salonem i jadalnią, zaś ich wspólna sypialnia stanowiła największe z pomieszczeń.

Trzy długie, męczące miesiące zajęło im znalezienie odpowiednich mebli oraz dekoracji i Seungmin nigdy nie czuł się bardziej padnięty, niż po całodniowych zakupach w galerii na samym dole kanionu.

Całe szczęście nie musieli targać ich sami, a wypłata z polowań Seungmina oraz ze stażu u kapitana Seo Changbina, którą otrzymywał Jisung były wystarczające, aby wszystko opłacić bez zmartwień o brak środków.

Salon urządzili w ciemnozielonych, wpadających pod turkus kolorach, spora, narożna kanapa stała w rogu, obok niej w ceramicznej biszkoptowej donicy stała wciąż nieduża paproć, jej liście pozwijane na końcach w urocze ślimaki.

Nie obyło się również bez puchatego dywanu, na którego kupno uparł się Seungmin. Wyposażenie kuchni poszło gładko, pierwsze matowe szafki, karuzela oraz kargo, które udało im się wyhaczyć pośród lśniących w świetle, łatwych do wypalcowania lakierów, były tymi, które zakupili; kolor oczywiście Felix dopasował do wcześniej nabytej donicy.

✔Steppen Runt | Stray KidsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz