5.1. A kettle, gold and licorice

94 12 6
                                    

5.1. A kettle, gold and licorice




Nerwy buzowały w żyłach, krew wrzała, niczym zapomniana woda w czajniku gwiżdżącym od dobrych piętnastu minut na płycie w kuchni posiadłości. Metalowe naczynie dawno już pewnie przypalone do najczarniejszej z czerni, lecz on nie był w stanie skupić się na krzykach obolałego czajnika. Nie, kiedy jego własne zrozpaczone wypełniały umysł kipiącego ze wściekłości delty.

Chan wpadł w furię dowiedziawszy się od Minho, co się wydarzyło, lecz tego samego wieczora, gdy główny ogłosił datę egzekucji jego ukochanego nic nie było w stanie opisać miary jego złości, która kłębiła się w nim całą noc i sięgała zenitu kolejnego dnia.

Gniew rozsadzał go od środka do tego stopnia, iż nie potrafił powstrzymać gorących łez przed moczeniem jego poczerwieniałych lic hektolitrami oraz gęstej mgły przed szczypaniem pokrytych czerwonymi pajączkami gałek ocznych.

Zbielałe knykcie zaciskały się z całych sił, bransoletka z czerwonej nitki z beżowymi nierówno oszlifowanymi kamyczkami uwierała w wewnętrzną część dłoni, przypominała mu o przerwanym momencie w pokoju Minho, kiedy zamierzał wręczyć ją swojemu omedze.

Teraz jedynie sprawiała ogrom bólu i karmiła się negatywnymi emocjami Banga, który kompletnie ignorował krzątającą się gdzieś po korytarzach służbę, siedząc na odwróconym do góry nogami metalowym garncu w kącie; tak samo jak owa służba ignorowała ten nieszczęsny wizg czajnika w kuchni.

W pewnym, zlewającym się z innymi, momencie główny kucharz wparował z impetem do pomieszczenia i po obrzuceniu nędznie wyglądającą osobę Chana najbardziej poirytowanym spojrzeniem na jakie było go stać, z dezaprobatą wypisaną na twarzy zdjął przypalony czajnik z palnika, włożył do zlewu i zalał zapewne lodowatą wodą; para buchnęła, sycząc głośno.

Przygotowane zioła na uspokojenie wciąż suche i uwięzione w jaskrawo-żółtym kubku, całkowicie nie pasującym do ponurej atmosfery jaka otoczyła umysł delty, kucharz zwyczajnie wrócił na swoją przerwę po nieoczekiwanej interwencji w swoim miejscu pracy.

Z kolei Chan... Nie był nawet w stanie skontaktować się z Seungminem, jego więź całkowicie odseparowana od wilczej telepatii.

Zapewne również przeżywał. Sam fakt, odkrycia jego statusu przez alfę doprowadził go do ataku paniki, tym razem zdecydowanie było o wiele gorzej, a on, jego jedyna kotwica, siedział bezradnie w kuchni na garnku z nerwami w strzępkach. Nie mógł mu pomóc...

Po raz kolejny Bang Chan okazał się bezużytecznym, przerośniętym deltą, bez krzty siły ani charakteru, aby cokolwiek zmienić.

- Chan – jedna z asystentek kucharza kucnęła tuż obok niego, w jej dłoni kawałek bułki z marmoladą, szept ledwo przebijał się przez gruby mur zmartwień owijający się wokół bębenków mężczyzny, jakby znajdował się w wypełnionym po brzegi słoną wodą akwarium, a kobieta stała po drugiej stronie szyby. - Twoje zioła.

Podała mu ostrożnie napar, uważnie obserwując ciecz, aby czasem nie uwolniła się z porcelanowego naczynia, atakując ich bezlitośnie swoim ukropem.

Kiedy zdążyła pojawić się w kuchni i zalać jego zioła, nie miał pojęcia, prawdopodobnie odleciał na dłuższy czas i nawet tego nie zarejestrował.

Delta jedynie skinął wdzięcznie głową, nie ufając swoim strunom głosowym, gdy przejmował boleśnie żółty kubek z jej spracowanych dłoni, parząca powierzchnia szczypała skórę, lecz uznał ją za odpowiednią karę za bycie do niczego.

✔Steppen Runt | Stray KidsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz