2.6. Punishment

129 15 3
                                    

2.6. Punishment




Seungmin nigdy nie sądził, że wpakowałby się w kłopoty po pierwszych kilku godzinach pobytu w nowym miejscu, a zdecydowanie nie z własnej winy i niepohamowanego temperamentu, którego tym razem nie był w stanie kontrolować tak jak zawsze.

Czy to z powodu zbliżającej się rui, czy może więzi, jaka dosłownie więziła go w sidłach wilczego instynktu przywiązywania się do stada, utworzonego razem z omegami.

Omegami wziętymi na celownik pijackiej strzelby Kim Donghana.

Niefortunność losu chciała, że podmiot jego obleśnych komentarzy naszedł wprost na ich wilki skaczące sobie do gardeł z przekleństwami maskowanymi rozgniewanym warczeniem i rozlewem krwi po chłodnej posadzce jaskini.

Na domiar złego Jisung był u jego boku, zaś tuż za nimi jeden z żandarmów głównego alfy, który nieugięty, przymilaniem się Daehyeona oraz próbami zatuszowania zdarzenia przez Yonghę, uparł się, aby ich obu poddać odpowiedniej karze za złamanie jednego z ważniejszych praw watahy.

Zwłaszcza jako członkowie sławionej wśród mieszkańców trupy łowieckiej. Mieli świecić przykładem, jak wytłumaczył mu to Jang, prowadząc go z powrotem do posiadłości przywódcy.

Jedynym pocieszeniem w danej sprawie była bezstronność strażnika imieniem Yohan. Donghana czekała ta sama rozmowa, co i jego, przez co Seungmin nie ukrywał swojego zwycięskiego półuśmiechu.

Przynajmniej nie zatonąłby sam jak Tytanic znienacka uderzony górą lodową.

Junseo wraz z Yohanem, niczym dwie wysokie wieże obronne szli po obu stronach Felixa z Jisungiem, narzucając im tempa i zabraniając spoglądać w tył, jakby to również było karane przez ich popaprane prawo.

Cóż przynajmniej strażnik w granatowym mundurze i z czerwoną opaską na ramieniu trzymał się tej wersji, gdy idący dwie osoby dalej członek łowców wpatrywał się w jego profil, jak w święty obrazek, o mało nie śliniąc się na jego widok.

Stepowy wrzutek wywrócił jedynie oczami, stopy ze złodziejską zręcznością stawiał bezszelestnie na granitowych schodach prowadzących do posiadłości.

Skrawek nieba widoczny nad nimi przez lukę rozerwanego masywu, gdzie stacjonowało Jaq'ra Zar pociemniał znacznie, zarzucając kurtynę egipskich ciemności na cały kanion.

Jedynie szum mozolnie opadających wodospadów towarzyszył im w tej niezręcznej wędrówce wzdłuż łańcucha świec oraz pochodni odznaczającego im drogę do celu.

Kilkoro obwieszonych błyskotkami mieszkańców minęło ich na jednym z mostów trzymającym obie części razem, wymienili serdeczne przywitanie z członkami trupy, jedynie ciekawsko lustrując prowadzonych jak na skazanie zwaśnionych chłopaków.

W zapracowanym domu alfy służący krzątali się na lewo i prawo, wieczorne sprzątanie szło im dosyć żmudnie, a gdy tylko oczy mopującego jasne płytki wilka spoczęły na niespodziewanych gościach, momentalnie przytulił plecy do kamiennej ściany, przydusił kijek mopa do klatki piersiowej i pozwolił im nanieść błotniste ślady na świeżo umytą podłogę bez słowa sprzeciwu.

Yohan zaanonsował się przed drzwiami do tej samej sali, w której główny udzielił im audiencji wcześniej, po czym za jego przyzwoleniem pchnął ciężką blokadę i wprowadził ich do środka.

Minhan uniósł nos znad sterty papierów rozsypanych przed nim i dwoma jego doradcami zasiadającymi u jego boków. Stres malował się w postaci nieatrakcyjnych zmarszczek na czole, zaś dyskutujące z nim wcześniej bety miały poczucie winy wypisane na grymaszących buziach oraz w pospinanych mięśniach.

✔Steppen Runt | Stray KidsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz