4.3. If you cross this gate...

78 9 0
                                    

4.3. If you cross this gate...




Ostatnie gorące płomienie lamp oświetlających drogi Jaq'ra Zar zostały zdmuchnięte równo z wybitą na zegarach północą, kompletna ciemność spowiła cały wąwóz i otuliła niczego nieświadomych mieszkańców do głębokiego snu.

Szum wodospadów jedynym hałasem niesionym przez gromkie echo, jedyną kołysanką kojącą zmęczone organizmy; Matka Minho zawsze opisywała dźwięki runącej ze szczytu wody do pokojowej pieśni czuwającej nad ich miastem matki natury, gdyby niespodziewanie jej zabrakło całe Jaq'ra Zar pogrążyłoby się w trwodze i niepewności.

Niemniej jednak, owa pieśń i tym razem okazała się wielce przydatna.

Bezproblemowo maskowała ostrożne, lecz pospieszne kroki maszerujących w cieniach, pod momentami ostro wykończoną ścianą, stóp. Czarne dresy łączyły się z równie czarną bluzą w jedność, kaptur zakrywał jego czuprynę, skutecznie zmieniając go w istotę należącą do osłony nocy, przemykającą niepostrzeżenie przez wszelkie kondygnacje, jego determinacja sięgała zenitu.

Raz po raz wymijał patrolujących strażników oraz ich pochodnie, wsuwał się we wnęki w ścianach, wstrzymując powietrze i wciągając brzuch, innym razem przeskakiwał drewnianą barierkę dzielącą stromą drogę od głębokiej przepaści i chwytał się krawędzi, męcząc wszystkie mięśnie, aby czasem nie spaść na sam dół i nie zaprzepaścić swojej szansy na ucieczkę.

Zbyt długo łamał zasady i przepisy Jaq'ra Zar, aby nie poradzić sobie z tak prostym zadaniem, jak nocny wypad poza kanion.

Dopiero na ostatniej prostej, kiedy pozostał przed nim jedyny strażnik bramy, gdyż jego partner udał się na zasłużoną przerwę, wypuścił spory haust wstrzymywanego powietrza i zrzucił kaptur z jaśniejących, w pomarańczowo-żółtej łunie ogni w lampach ostatniego oświetlonego po zmroku miejsca, czerwonych włosów.

- Gdzie się wybierasz o tej porze? – odziany w granatowy mundur żołnierz wysokiego wzrostu zapytał szorstko, ramiona momentalnie splotły się na torsie, zaś brew uniosła pytająco.

- No nie wiem, Hyunjin, jak myślisz? – cwaniacki ton płynął po całej długości niewyparzonego języka, nonszalancki uśmiech rozciągnął nieco zbladłe chłodem wargi młodszego wilka.

- Jeongin, masz w ogóle pojęcie, co twój ojciec mi zrobi, jak cię wypuszczę? Użyj tego, co masz w głowie i pomyśl o konsekwencjach. To już piąty raz w tym miesiącu, dlaczego w ogóle wychodzisz o tej porze?

- Nie wiem, moja głowa jest teraz tak pusta, jak twój wyraz twarzy. Bez obrazy – Yang zaśmiał się sucho i podrapał powiekę, pewność siebie wciąż niezmienna na jego twarzy.

- Nie wypuszczę cię.

Ton starszego wydawał się buzować w głuszy nocy, szantażować swą doniosłością, iż lada moment zaalarmuje pół miasta o eskapadach czerwonowłosego, niemniej Yanga to nie ruszyło, nie wzburzyło jego spokojnego oceanu myśli, gdy postawił na swoim i trzymał się tego za wszelką cenę.

Ściany wokół sprawiały wrażenie niemych obserwatorów, ich wścibskie oczy oraz uszy przypatrywały się oraz przysłuchiwały każdemu rzuconemu ściszonym głosem słowu, jakoby zbierały informację do przekazania w formie plotek mieszkańcom wraz z wzniesieniem się słońca na horyzont.

- Wypuścisz. Zawsze wypuszczasz – Jeongin jak na potwierdzenie swej tezy, ruszywszy naprzód, wyminął wyższego bruneta bez najmniejszych problemów, kącik ust uniesiony znająco.

✔Steppen Runt | Stray KidsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz