1.10. New Bond

183 20 26
                                    

1.10. New Bond




Chan pojawił się wraz z Lią i jej synem w stajniach godzinę później. Jego ciepły uśmiech odsłaniał głębokie, nierówno rozmieszczone dołeczki, kiedy machał w ich kierunku przyjaźnie, po czym razem z resztą wypuścili ogromne zwierzęta na padok (ich smród pozostał, aby drażnić Seungmina odrobinę dłużej) i zajęli się czyszczeniem boksów.

Wychodząc z budynku, kiedy mijał dzierżącego kij z trzema ostrymi szpikulcami (który poprawnie nazywał się widłami, jak później uświadomił go Jisung) Chana, mógłby przysiąc, że wzrok delty zawiesił się na jego osobie nieco zbyt długo, aby było to komfortowe.

Seungmin przyspieszył kroku, aby oddalić się od dziwnego wilka, nie potrafiącego utrzymać swojej ciekawości w dyskretnym worku.

Ich pobyt w wiosce nie był planowany, wyniknął nagle i z polecenia Jisunga, jak się okazało, wolał udać się do Ngar'jo ze względu na niespodziewaną sytuację Felixa.

Jak długo o tym wiedzieli, Seungminowi nie dane było się dowiedzieć, aczkolwiek utrudniało to wiele. Ukrycie statusu Felixa byłoby coraz trudniejsze z czasem i przysporzyłoby im wielu kłopotów, na które Kim raczej nigdy nie dałby rady się przygotować.

Miał tylko nadzieję, że nie zostaną w Ngar'jo zbyt długo, im mniej osób dowie się o brzemienności jednego z jego omeg, tym lepiej.

Niemniej to sprawa na później, obecnie najważniejszą i najbardziej stresującą była stadna więź, a raczej jej brak. Jak bycie jedynie umownym stadem mu odpowiadało, tak nie sądził, aby Jisung i Felix na to przystali.

Jego zapach na pewno o wiele by pomógł, gdyby natknęli się na niezbyt przyjaźnie nastawione wilki.

Okrągła altana z rudawego drewna ze szpiczastym dachem oraz specyficznymi żółtawymi pnączami pnącymi się po filarach podtrzymujących całą konstrukcję w ładnych okrętkach stała pomiędzy padokiem kóz i owiec, żwirowa ścieżka prowadziła do niej między drewnianymi ogrodzeniami.

Poranne promienie słońca mozolnie zaczynały nagrzewać piaszczyste podłoża, w których owce ryły kopytami w poszukiwaniu czegoś zdatnego do pożucia z nudów.

Jisung i Felix spacerowali, jak typowa para zakochanych tuż za nim, kiedy się kierowali do owej altany; ich palce splecione, maślane oczy przeskakiwały z rozpromienionych, wciąż niosących oznaki zmęczenia twarzy na hasające na wybiegach puchate chmurki.

Jak mieli otworzyć więź?

Seungmin urodził się w stadzie, jego więź była dziedziczna, nigdy nie musiał nawiązywać nowej, nikt go również nie przyuczył w jaki sposób powinno się to odbywać, nie miał możliwości uczęszczania do szkoły.

- Jisung?

- Hmm? – Han uciszył Felixa, przykładając mu dłoń do kłapiącej buzi, jednocześnie przerywając jakikolwiek wywód się z niej ulatniał i spojrzał ciekawsko na Kima.

- J-jak się nawiązuje więź...? – Seungmin wypuścił nieme przekleństwo, kiedy uświadomił sobie swoje zająknięcie i bezradne brzmienie. Jakim liderem go to czyniło?

Felix rozjaśniał nagle, niczym słońce wznoszące się coraz wyżej ponad nimi, usłyszawszy pytanie, jego ekscytacja wylewała się z niego falami i przytłaczała i tak dygocącego z nerwów Seungmina.

- Jak to, jak? – Jisung ściągnął brwi. – Stykamy się skroniami, potem wymieniamy zapachem i finito.

Han obrzucił go podejrzliwym wzrokiem, Seungmin obrócił się do niego plecami, zażenowany, jego lica paliły i był prawie pewien, że zmieniły swój naturalny kolor na upokarzający róż.

✔Steppen Runt | Stray KidsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz