iv. nad niespokojnymi oceanami

395 25 0
                                    

iv

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

iv. nad niespokojnymi oceanami
- randvi

W CZASIE, W KTÓRYM Randvi dotarła do portu, słońce zaczęło już rzucać na niebo odcienie czerwieni i pomarańczy. Było coś pięknego w oglądaniu wschodu i zachodu słońca. To tak, jakby czas się zatrzymał, a wszelkie myśli zniknęły. Mimo zimna i silnego wiatru, twarz Randvi ogrzewało słońce. Pozwoliła, żeby uśmiech wpełz na jej usta i jej oczy się zamknęły. Mewy zaczęły płakać, a ich pieśni odbijały się echem po porcie i brukowanych uliczkach. Randvi na chwilę zapomniała o swoich wszystkich problemach i czuła się wolna. Gdyby mogła zamknąć słońce i trzymać jego blask w małym słoiczku w razie, gdyby ciemność pochłonęła niebo, zarobiłaby to.

- Randvi!

Krzyk jej imienia zmusił Randvi do otwarcia oczu i puszczenia uczucia, które ją ogarniało.

- Już idę! - Krzyknęła z jękiem, poprawiając torbę na ramieniu, gdy ruszyła w kierunku łodzi.

Kaz czekał na nią na skraju portu, opierając swój ciężar na lasce z kruczym wykończeniem.

Nawet w promieniach porannego słońca Kaz wyglądał zimno. Miał swój zwyczajny, niezadowolony, kwaśny wyraz twarzy, jakby był zmęczony całym światem. Inej i Jesper byli już na łodzi, stojąc i rozmawiając z mężczyzną w okrągłych okularach. Kazowi albo udało się znaleźć Konduktora, albo znalazł innego mężczyznę, który chciał oszukać śmierć.

- Spóźniłaś się. - Powiedział Kaz.

- Nie powinieneś był na mnie czekać. - Odpowiedziała sarkastycznie Randvi, ale w jej słowach było trochę prawdy.
- Jestem idealnie na czas. Słońce zaczyna wschodzić i popraw mnie jeśli się mylę, ale to właśnie oznacza, że jest teraz świt.

- Mieliśmy wyjechać o świcie, nie się spotkać.

- Jestem już, prawda? I nie mam ze sobą żadnych problemów, więc powinieneś być wdzięczny. - Powiedziała z uśmiechem, wchodząc przez deskę ma statek.

Kaz szedł za nią, a jego laska uderzyła w drewniane podesty z głośnym stukotem.
- To, że nie widać kłopotów, nie znaczy, że ich ze sobą nie przyniosłaś.

Kiedy Randvi odwróciła się do Kaza, spotkała się z jego spojrzeniem. Rozpoznała to spojrzenie. Widziała je wiele razy, kiedy spotykał się z biznesmenami lub wysłuchiwał umów. Jego brwi były zmarszczone, a twarz zapadnięta, co pogłębiało cienie na jego twarzy rzucane przez maszt statku.

Patrzył na nią podejrzliwie.

Z pewnością nie mógł wiedzieć. Skąd miał by wiedzieć, że przyszedł do niej Pekka. Czy Inej ukryła się gdzieś w cieniu? Czy widziała, jak Randvi ściska rękę naczelnemu wrogowi Kaza? To było niemożliwe, po prostu za dużo nadinterpretowała jego słowa, mimo to zaczęło ogarniać ją przerażenie.

A SEER'S SOLACE, KAZ BREKKER Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz