Witajcie
Rozdział ze specjalną dedykacją dla anastazja_holland która dopominała się twardo kolejnego rozdziału i pomogła mi zmotywować moją leniwą dupę <3
Zapraszam :))
---
Po wyjściu dzieciaka siedziałem dłuższą chwilę, pogrążony w myślach. Nie mogłem zrozumieć jakim cudem został moim stażystą. Z tego, co zdążyłem zaobserwować, nie miał za krzty kreatywności, myślał schematycznie i ślepo podążał za danymi mu instrukcjami. Jakby tego było mało, to na dodatek był niesamowicie emocjonalny. Jedynym plusem było to, że mogłem z niego czytać jak z otwartej księgi. Kiedy powiedziałem mu, że nie rozumiem, dlaczego go zatrudniłem, z łatwością dostrzegłem oburzenie na jego twarzy, ale nie zamierzałem go głaskać po główce i zapewniać, jaki jest wspaniały. Po co miałbym mydlić mu oczy? Powiedziałem mu jedynie prawdę. Nie zaimponował mi absolutnie niczym. Owszem, musiałem przyznać, że jest inteligentny i wie, co robi, ale zależało mi bardziej na tym, żeby pomagał ulepszać moje pomysły, a nie bezmyślnie je realizował. Specjalnie wybrałem wyjątkowo niedopracowany projekt. Chciałem dać mu pole do popisu, zobaczyć, na co go stać, jednak on nie zrobił nic w tym kierunku. Zupełnie nic. Nie zaproponował nawet jednej zmiany. Nie potrzebowałem kogoś, kto będzie ślepo podążał za moimi instrukcjami. Potrzebowałem inspiracji. Tylko tak będę mógł się rozwijać dalej.
Postanowiłem jednak, że powinien przychodzić regularnie, jak do tej pory, żeby utrzymać pozory normalności. Nie chciałem, żeby po firmie zaczęły rozchodzić się plotki. Przy odrobinie szczęścia nikt niepowołany nigdy nie dowie się o mojej chorobie.
Po dzisiejszym dniu wiedziałem chociaż, że chłopak nic nie zepsuje, więc mogłem bez większych obaw wpuszczać go do mojego warsztatu. Oczywiście zamierzałem i tak mieć go zawsze na oku, a w międzyczasie dalej szukać kogoś lepszego na jego miejsce.
Westchnąłem cicho i wstałem z krzesła. Postanowiłem odłożyć przemyślenia na później i wreszcie coś zjeść. Byłem wykończony.
Kiedy tylko wszedłem do salonu, od razu rzuciła mi się w oczy skulona na kanapie sylwetka. Z lekkim zaskoczeniem zauważyłem, że to Pepper z ukrytą w dłoniach twarzą. Wyglądała na tak przygnębioną i bezbronną, że mimowolnie skierowałem się w jej stronę. Miałem ochotę przytulić ją i odwrócić jej uwagę jakimś ironicznym komentarzem. Nie rozumiałem tych odczuć, ale nie miałem głowy, żeby się nad tym zastanawiać. Kiedy tylko usłyszała moje kroki, spojrzała na mnie, a ja oprzytomniałem, napotykając jej wzrok pełen pretensji.
– Co ty mu nagadałeś? – zapytała z wyrzutem. – Miałeś być miły. Obiecałeś – dodała cicho z taką rezygnacją w głosie, że aż zrobiło mi się jej żal. Moim zdaniem za bardzo przeżywała całą tę sytuację.
– Byłem miły – odpowiedziałem. – Przynajmniej jak na mnie – dodałem po chwili.
– To dlaczego Peter mi powiedział, że nie byłeś zadowolony z jego obecności?
– Bo nie byłem – odpowiedziałem zgodnie z prawdą, wzruszając ramionami. Spojrzała na mnie lekko zirytowana i westchnęła z rezygnacją, kręcąc głową.
– Dlaczego? – zapytała, a ja miałem wrażenie, że naprawdę zależy jej, żeby poznać powód. Wahałem się przez moment, czy nie odpowiedzieć coś głupiego, ale postanowiłem choć przez chwilę być z nią szczery. Nie rozumiałem tego, ale wyglądało na to, że bardzo zależało jej na tym chłopaku.
– Jest totalnie niekreatywny, schematyczny i nie myśli samodzielnie. Nie potrzebuję kolejnego imbecyla, który będzie mi we wszystkim przytakiwał. Potrzebuję kogoś, kto będzie myślał inaczej niż ja i wytykał moje błędy, na których zauważenie nie pozwala mi moje przerośnięte ego – przewróciłem oczami, widząc jej rozbawiony uśmieszek – z którego obecności doskonale sobie zdaję sprawę i jest mi z nim dobrze – dodałem z lekkim rozbawieniem. – Poza tym nie jestem niańką.
CZYTASZ
Oblivio | Irondad |
FanfictionWszystko wydaje się układać idealnie, do czasu kiedy Tony dowiaduje się, że ktoś włamał się do bazy SHIELD. Musi działać szybko, bo znajdują się tam nie tylko tajne akta, ale tez informacja o tym, że chłopak którego traktuje jak syna, jest Spider-Ma...