Witajcie i zapraszam do kolejnego rozdziału, tym razem perspektywa Peterka :)
---
Obudziłem się, czując rozlegający się wokół aromat smażonego bekonu. Odetchnąłem głęboko i przewróciłem się na drugi bok, nie mając siły wstawać z łóżka. Byłem wyczerpany i nie było w tym nic dziwnego, zważając na to, jak obfite w emocje były ostatnie dni. Sama sytuacja z panem Starkiem doprowadzała mnie niemal do załamania nerwowego, a do tego dochodziła jeszcze niedawna sprawa z Nedem, dziwne zachowanie MJ i kłótnia z Pepper sprzed paru dni. Moim zdaniem w tych okolicznościach całkiem normalne było, że w sobotni poranek nie miałem najmniejszej ochoty ruszyć się z ciepłego łóżka, nawet czując ten niesamowity zapach.
— Czy nasza śpiąca królewna w końcu wstanie? — zapytała May, opierając się ramieniem o futrynę i bawiąc się trzymaną w ręce łopatką do odwracania bekonu. Spojrzałem na nią z lekkim grymasem i szybko naciągnąłem kołdrę na głowę.
— Nie — jęknąłem, wtulając się w poduszkę, a po chwili poczułem, jak siada obok mnie i delikatnie zsuwa kołdrę z mojej głowy.
— Co się stało Pete? — zapytała zmartwiona, a ja jęknąłem w duchu i zmusiłem się do uśmiechu. Jeszcze brakowało mi, żeby zaczęła się o mnie martwić.
— Wszystko w porządku — odpowiedziałem, najpewniej jak umiałem. — Po prostu jestem zmęczony, zaraz wstanę — dodałem z wymuszonym uśmiechem, ale nie wyglądała na zbyt przekonaną.
— Zawsze możesz wszystko mi powiedzieć, wiesz o tym, prawda? — zapytała zmartwiona, a ja szybko przytaknąłem. — Wiem, że nie jestem twoją matką, ale gdyby coś się działo, zawsze ci pomogę. Nie chcę cię w żaden sposób ograniczać, po prostu się o ciebie martwię — dodała, przeczesując delikatnie moje włosy, a ja przytaknąłem, rzucając jej wdzięczne spojrzenie.
— Jasne May, dzięki — uśmiechnąłem się. — To tylko zmęczenie, to był naprawdę długi tydzień. Już wstaje, nie masz się czym martwić — dodałem, a ona spojrzała na mnie badawczo, dłuższy czas mierząc mnie wzrokiem, zanim wstała, kiwając głową i cicho westchnęła, kierując się z powrotem do kuchni.
Odetchnąłem głęboko i w końcu wygrzebałem się z kołdry, żeby się ogarnąć. Nie ważne jak bardzo bym chciał, nie mogłem przecież leżeć bezczynnie, ludzie nadal potrzebowali Spider-Mana. Ostatnio nie miałem na to zbyt wiele czasu i starałem się wychodzić na patrole chociaż wieczorami, więc to był dobry moment, żeby trochę nadrobić zaległości w tym zakresie. Dzisiaj na szczęście mogłem to zrobić bez żadnych podejrzeń, wystarczyło tylko, że powiem May, że idę do Neda.
***
— Karen, masz coś dla mnie? — zapytałem, lądując na dachu.
— Jakieś dwie przecznice stąd trwa właśnie napad na bank — odpowiedziała, a ja aż gwizdnąłem z wrażenia. Wyglądało na to, że wreszcie trafiła mi się jakaś grubsza akcja.
Poderwałem się z miejsca, huśtając się na miejsce zgodnie ze wskazówkami i bezszelestnie przysiadłem na dachu naprzeciwko banku, żeby ocenić sytuację. Dzięki Karen bez żadnego problemu wiedziałem, że łącznie jest czterech napastników, z czego jeden stoi na czatach. Wszyscy mieli w rękach dziwaczną broń, która przypominała mi trochę tą od Toomesa. Zmarszczyłem brwi, przyglądając się jej z niepokojem. Czy to możliwe, żeby jakoś wydostał się z więzienia, czy to tylko jacyś jego naśladowcy? Mając w pamięci śmiercionośny potencjał tej broni, wiedziałem już, że będę musiał szczególnie uważać, zwłaszcza że w środku byli zakładnicy.
Szybko obezwładniłem czujkę, jednocześnie zalepiając mu usta, żeby nie wydał żadnego dźwięku i przykleiłem go do ściany. Wszedłem na sufit, powoli poruszając się w głąb budynku tak, żeby nie zwrócić niczyjej uwagi. Obserwowałem chwilę pozostałą trójkę, czekając na dobrą sposobność do ataku i z zaskoczeniem zauważyłem, że bardzo łagodnie obchodzą się z zakładnikami, tak jakby nie chcieli ich za bardzo wystraszyć. Uprzejmi złoczyńcy — tego jeszcze nie grali. Dwóch z nich napełniało torby, a trzeci pilnował zakładników. Wszyscy mieli w rękach tę dziwną broń i obawiałem się, że jeśli teraz zacznę z nimi walczyć, to podobnie jak wtedy, kiedy spotkałem się z nią po raz pierwszy, oberwą niewinni ludzie. W tamtej sytuacji na szczęście nikt nie ucierpiał, poza lokalem pana Delmara, ale teraz było tu pełno ludzi i nie mogłem ryzykować walki w takim miejscu.
CZYTASZ
Oblivio | Irondad |
FanficWszystko wydaje się układać idealnie, do czasu kiedy Tony dowiaduje się, że ktoś włamał się do bazy SHIELD. Musi działać szybko, bo znajdują się tam nie tylko tajne akta, ale tez informacja o tym, że chłopak którego traktuje jak syna, jest Spider-Ma...