🕸 11 🕷 Obietnice

516 40 120
                                    

Witajcie i zapraszam do kolejnego rozdziału, tym razem perspektywa Peterka :)

---

Obudziłem się, czując rozlegający się wokół aromat smażonego bekonu. Odetchnąłem głęboko i przewróciłem się na drugi bok, nie mając siły wstawać z łóżka. Byłem wyczerpany i nie było w tym nic dziwnego, zważając na to, jak obfite w emocje były ostatnie dni. Sama sytuacja z panem Starkiem doprowadzała mnie niemal do załamania nerwowego, a do tego dochodziła jeszcze niedawna sprawa z Nedem, dziwne zachowanie MJ i kłótnia z Pepper sprzed paru dni. Moim zdaniem w tych okolicznościach całkiem normalne było, że w sobotni poranek nie miałem najmniejszej ochoty ruszyć się z ciepłego łóżka, nawet czując ten niesamowity zapach.

— Czy nasza śpiąca królewna w końcu wstanie? — zapytała May, opierając się ramieniem o futrynę i bawiąc się trzymaną w ręce łopatką do odwracania bekonu. Spojrzałem na nią z lekkim grymasem i szybko naciągnąłem kołdrę na głowę.

— Nie — jęknąłem, wtulając się w poduszkę, a po chwili poczułem, jak siada obok mnie i delikatnie zsuwa kołdrę z mojej głowy.

— Co się stało Pete? — zapytała zmartwiona, a ja jęknąłem w duchu i zmusiłem się do uśmiechu. Jeszcze brakowało mi, żeby zaczęła się o mnie martwić.

— Wszystko w porządku — odpowiedziałem, najpewniej jak umiałem. — Po prostu jestem zmęczony, zaraz wstanę — dodałem z wymuszonym uśmiechem, ale nie wyglądała na zbyt przekonaną.

— Zawsze możesz wszystko mi powiedzieć, wiesz o tym, prawda? — zapytała zmartwiona, a ja szybko przytaknąłem. — Wiem, że nie jestem twoją matką, ale gdyby coś się działo, zawsze ci pomogę. Nie chcę cię w żaden sposób ograniczać, po prostu się o ciebie martwię — dodała, przeczesując delikatnie moje włosy, a ja przytaknąłem, rzucając jej wdzięczne spojrzenie.

— Jasne May, dzięki — uśmiechnąłem się. — To tylko zmęczenie, to był naprawdę długi tydzień. Już wstaje, nie masz się czym martwić — dodałem, a ona spojrzała na mnie badawczo, dłuższy czas mierząc mnie wzrokiem, zanim wstała, kiwając głową i cicho westchnęła, kierując się z powrotem do kuchni.

Odetchnąłem głęboko i w końcu wygrzebałem się z kołdry, żeby się ogarnąć. Nie ważne jak bardzo bym chciał, nie mogłem przecież leżeć bezczynnie, ludzie nadal potrzebowali Spider-Mana. Ostatnio nie miałem na to zbyt wiele czasu i starałem się wychodzić na patrole chociaż wieczorami, więc to był dobry moment, żeby trochę nadrobić zaległości w tym zakresie. Dzisiaj na szczęście mogłem to zrobić bez żadnych podejrzeń, wystarczyło tylko, że powiem May, że idę do Neda.

***

— Karen, masz coś dla mnie? — zapytałem, lądując na dachu.

— Jakieś dwie przecznice stąd trwa właśnie napad na bank — odpowiedziała, a ja aż gwizdnąłem z wrażenia. Wyglądało na to, że wreszcie trafiła mi się jakaś grubsza akcja.

Poderwałem się z miejsca, huśtając się na miejsce zgodnie ze wskazówkami i bezszelestnie przysiadłem na dachu naprzeciwko banku, żeby ocenić sytuację. Dzięki Karen bez żadnego problemu wiedziałem, że łącznie jest czterech napastników, z czego jeden stoi na czatach. Wszyscy mieli w rękach dziwaczną broń, która przypominała mi trochę tą od Toomesa. Zmarszczyłem brwi, przyglądając się jej z niepokojem. Czy to możliwe, żeby jakoś wydostał się z więzienia, czy to tylko jacyś jego naśladowcy? Mając w pamięci śmiercionośny potencjał tej broni, wiedziałem już, że będę musiał szczególnie uważać, zwłaszcza że w środku byli zakładnicy.

Szybko obezwładniłem czujkę, jednocześnie zalepiając mu usta, żeby nie wydał żadnego dźwięku i przykleiłem go do ściany. Wszedłem na sufit, powoli poruszając się w głąb budynku tak, żeby nie zwrócić niczyjej uwagi. Obserwowałem chwilę pozostałą trójkę, czekając na dobrą sposobność do ataku i z zaskoczeniem zauważyłem, że bardzo łagodnie obchodzą się z zakładnikami, tak jakby nie chcieli ich za bardzo wystraszyć. Uprzejmi złoczyńcy — tego jeszcze nie grali. Dwóch z nich napełniało torby, a trzeci pilnował zakładników. Wszyscy mieli w rękach tę dziwną broń i obawiałem się, że jeśli teraz zacznę z nimi walczyć, to podobnie jak wtedy, kiedy spotkałem się z nią po raz pierwszy, oberwą niewinni ludzie. W tamtej sytuacji na szczęście nikt nie ucierpiał, poza lokalem pana Delmara, ale teraz było tu pełno ludzi i nie mogłem ryzykować walki w takim miejscu.

Oblivio | Irondad |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz