Cz. 14 - Dum Spiro Spero

85 8 1
                                    

JUDY

W końcu po południu Łapski dał nam znać, że możemy ruszać. Nie pytaliśmy czemu zwlekał tak długo, jednak wyczekiwanie na ten moment nieźle nas z fenkiem wymęczyło. Tak czy siak w końcu ruszyliśmy rodzinnym pickupem w stronę pól Łapskiego. Wszyscy mieliśmy nadzieję, że gładko pójdzie.
- Zwijamy dziennik i jedziemy do Zwierzogrodu - powiedział, gdy byliśmy już w drodze - trzeba go jak najszybciej przekazać komuś kompetentnemu.
- Najpierw trzeba go znaleźć - przypomniałam mu - jesteś pewien, że tam jest?
- Musi być...

Wymieniłam się z siedzącym obok fenkiem spojrzeniami. To nie była przekonująca odpowiedź...
- Ale te hektary to mogłeś jakoś zagospodarować - przyznałam, gdy dotarliśmy do ogromnych pół przeoranej, jałowej ziemii.
- Prawdę mówiąc liczyłem na to, że te ziemie uda mi się sprzedać. Te zasiane kukurydzą chciałem sobie zostawić i to by mi...

Urwał, bo w pewnym momencie zajmowałam z całej siły. Zarówno on jak i Finnick spojrzeli na mnie ze zdezorientowaniem w oczach.
- Co jest?
- Ktoś tu był.
- Co?
- Patrzcie na drogę!

Wszyscy zatrzymaliśmy wzrok na gruntowej drodze przed nami. Były na niej widoczne ślady opon. I nie byłoby w tym nic dziwnego, jednak już na pierwszy rzut oka widać było, że samochodem który zostawił te ślady nie był żaden wiejski pickup.
- Przecież normalnie tu mogły samochody jeździć - oznajmił w końcu Łapski - ja tu często jeździłem i sama też musiałaś czymś tu wcześniej przyjechać.
- Ona ma rację - przyznał Finnick, wychylając głowę przez okno by cokolwiek widzieć - po prawej stronie tej drogi jest więcej śladów niż po lewej. A to może oznaczać...
- Że ktoś tam teraz jest - dokończyłam za niego.
- Nie macie wy może paranoi? - spytał Łapski, nie traktując tego co mówimy poważnie.
- A jeśli nie mamy i akurat ci napastnicy są tam na miejscu? - spytałam, odwracając się do niego - co wtedy, gdybyśmy tam podjechali starym wozem, mając jedynie pistolecik policyjny i rewolwer?

W końcu chyba królik zrozumiał, że tutaj lepiej dmuchać na zimne.
- No dobrze... to co w takim razie robimy?
- Od drugiej strony jest las, prawda?
- No tak.
- To spróbujemy od tamtej strony...

Dlatego też po dołożeniu sobie nieco drogi, w końcu zaparkowaliśmy samochód przy jednej z leśnych dróżek i ostrożnie zaczęliśmy kroczyć w kierunku pól Łapskiego. Trochę bałam się ponownego spotkania tych dziwnych komandosów, jednak rozumiałam też już jaka była stawka. A była spora.

Na szczęście tym razem pora dnia była o wiele bardziej pomocna. Słoneczne późne popołudnie działało na naszą korzyść. Zwłaszcza pod względem jakiegokolwiek strachu. Wciąż miałam w pamięci sylwetkę jednego z nich na tle kompletnej ciemności...

W końcu przed nami wśród drzew wyłonił się błyszczący kawałek starego wiatraka. Byliśmy na miejscu. Już wszyscy doskonale wiedzieliśmy, że teraz trzeba było naprawdę uważać.
- Nic nie widać przez te drzewa! - powiedział cicho Finnick.
- Dlatego musimy podejść bliżej...

Tak też zrobiliśmy. Łapski powoli i ostrożnie szedł za nami, próbując nawet naśladować nasze kroki. Widać było, że był niedoświadczony w takich sprawach. Pytanie dlaczego Finnick wydawał się być zaznajomiony z takim skradaniem?
- Zaczekajcie tu chwilę!

Dotarliśmy do skraju lasu. Wciąż nigdzie nie było widać śladu czyjejkolwiek obecności. Chciałam mieć jednak pewność, więc bezszelestnie przebiegłam kawałek od lasu do ściany stodoły i wyjęłam broń, którą wręczył mi szeryf Powell.

I wtedy już było jasne, że początkowe obawy były jak najbardziej słuszne.

Bo gdy tylko wychyliłam się zza rogu stodoły, zobaczyłam przechadzającego się nieco dalej wilka w stroju komandosa. Miał zdjętą maskę, więc wyraźnie widać było jego szarą facjatę. W łapie trzymał telefon i coś sobie na nim przeglądał. Prawdę mówiąc gdyby nie strój i zaczepiona przy pasie broń nie wyglądałby na groźnego zabójcę. Był chyba nawet młodszy ode mnie!
- Co robisz!?

Zwierzogród III - W Obliczu Trudnych Powrotów Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz