Cz. 22 - Znów wszyscy razem

87 10 1
                                    

JUDY

Stało się. Oto po dwóch latach wróciłam do miejsca, z którego za wszelką cenę tak bardzo chciałam uciec. A jakby tego było mało, Zwierzogród nie przywitał mnie z otwartymi łapami. Przejście z dworca na komendę, mimo iż te dwa budynki były dosłownie prawie obok ciebie, było katorgą. Deszcz był okropny! Jakim cudem oni tu tak wytrzymywali już któryś tydzień!?

Przechodząc przez obrotowe drzwi w wejściu na komendę od razu zaatakowało mnie mnóstwo wspomnień związanych z tym miejscem. Na szczęście większość z nich była naprawdę przyjemna, dzięki czemu nawet chłód na dworze nie mógł zniwelować ciepła, które mną zawładnęło gdzieś w głębi serca.

A jeszcze większe pojawiło się, gdy zobaczyłam kto stoi przy recepcji.
— Judy?
— Pazurian!

Wystrzeliłam niczym z procy i rzuciłam się w jego objęcia. No dobra, faktycznie to ponowne spotkanie nie było niczym aż tak strasznym...

Do momentu, gdy usłyszeliśmy czyjś donośny głos gdzieś na górze.
— Morrison u siebie? — zdziwił się Nick, spoglądając na zegarek — tak wcześnie?
— Siedzi tu całą noc — wyjaśnił Pazurian, spoglądając w kierunku gabinetu komendanta — wszystko się wali i chaos się zwiększa... a do tego... powiedzmy, że doszło do pewnego konfliktu  charakterów.
— Co masz na myśli?

Bardzo szybko okazało się, co miał na myśli. Po chwili już nie jeden donośny głos zaczął wypełniać cały hol, ale aż dwa głosy. Przy czym jeden to doskonałe znałam...
— Dzień dobry, szefie! — przywitał się oschle Nick, gdy z góry po chwili zszedł nosorożec w policyjnym mundurze komendanta i Bogo w najzwyklejszej koszulce.
— Świetnie, ciebie tu brakowało! — odparł nosorożec, dostrzegając rudego lisa przy recepcji — wynocha! Nie mam ochoty słuchać tych bzdur ani chwili dłużej...
— Tego to byś akurat mógł posłuchać, kmiocie! — wtrącił się Bogo, głosem tak zdartym, jakby krzyczał przez ostatnie kilka godzin — dobrze was widzieć całych...
— No proszę, a kogo my tu mamy! — zawołał nosorożec, w końcu dostrzegając także i mnie — Judy Hopps! Ileż ja się nasłuchałem...
— Komendant Morrison, dobrze myślę? — spytałam, przerywając mu sarkastyczny wywód — ja też się nasłuchałam już trochę o Panu...

Nosorożec zdecydowanie jeszcze bardziej spoważniał. Od pierwszej chwili już mi się nie podobał. I opowieści nie miały tu nic do rzeczy. On już samą postawą nie zasługiwał na miano komendanta.
— Mój poprzednik nieco mi opowiedział o waszej przygodzie — kontynuował Morrison, trzymając ostrzejszy język za zębami — i nie przypuszczałem, że z tego ataku na moście zrobi się tak wielki bajzel, jak ten z którym ja się muszę mierzyć.
— No tak, ścigająca cię grupa zabójców a tuszowanie awarii w centrum klimatycznym to dokładnie taka sama para kaloszy — walnął sarkazmem Bogo, krzyżując łapy — nie musisz przypadkiem iść do swojego gabinetu by przemyśleć którego pracownika dzisiaj będziesz otwarcie poniżać?
— Ja przynajmniej mam kogo...
— Serio? — spytał Nick, zdegustowany tą dyskusją — spotkało się dwóch maczo i nie wiedzą...
— Nie przeciągaj struny, Bajer! — wyskoczył nagle Bogo — ale po prostu na razie pogadajmy na osobności, żeby nie męczyć "komendanta"... gdzie masz teraz gabinet?
— W zasadzie to nigdzie, bo jest zawieszony na miesiąc! — przypomniał mi Morrison — możecie tam iść, ale pamiętaj, Bajer, by nie kombinować. Jasne?
— Tak jest, szefie... — odparł Nick, mocno akcentując ostatnie słowo.

I to podziałało, bo na twarzy Bogo pojawiła się taka zazdrość, że aż miałam ochotę wskazać na niego palcem z niedowierzaniem. Chyba docierało do niego, co stracił odchodząc z komendy.

Ale po chwili sama poczułam się tak samo, bo nosorożec dodał jeszcze:
— A ty, Hopps, też sobie nie myśl, że wróciłaś i możesz robić co chcesz. Jesteś tutaj jako cywil i takie masz przywileje. Pogadajcie sobie, skoro już musicie i spadówa...
— Nie wiedziałem, że na moje miejsce wzięli takiego tępaka — powiedział Bogo, gdy podeszliśmy pod drzwi jakiegoś gabinetu — skąd oni go w ogóle wytrzasnęli?
— Nie ma sensu tu wchodzić! — uprzedził nas Nick, stając przed drzwiami — a co do Morrisona, to załatwił go Bennett. Chciał dyscypliny we zwierzogrodzkiej policji i ją otrzymał. Kosztem zdrowia psychicznego wszystkich tu pracujących.
— Dobra, zostawmy go na razie. Co macie?

Zwierzogród III - W Obliczu Trudnych Powrotów Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz