JUDY
Opuszczony szpital znajdował się nad ogromnym klifem, połączonym z wodospadem. Już z daleka prezentował się naprawdę imponująco, otoczony gęstymi i ciemnymi chmurami.
Doskonale pamiętałam to miejsce, a zwłaszcza kąpiel w lodowatej wodzie. Na szczęście tym razem przy wejściu nie czekała na nas żadna straż. Skradania się przed tamtymi kojotami również nie dało się w żaden sposób zapomnieć...
— Ten budynek jest ogromny! — zauważyłam, gdy zbliżyliśmy się do głównego wejścia — jeśli ona tu jest, to jak ją znajdziemy?
— Zaczniemy od miejsca, w którym wtedy na nią natrafiliśmy — zasugerował Nick, otwierając mi drzwi — panie przodem!
— Wtedy też mówiłeś, że mam iść przodem, bo się bałeś!
— Nieprawda! Po prostu... panie przodem!Weszliśmy do środka. Nick zapalił latarkę, którą wzięliśmy ze sobą. W budynku był problem z elektrycznością, zwłaszcza na najniższych piętrach. Być może dlatego, że większość energii pochłaniało laboratorium na samej górze.
Niemniej szło się z tego co powodu co najmniej przerażająco. Korytarze wyglądały upiornie! Dziwnie porozrzucane meble, rozbite szkło i powyrywane kable w kontaktach sprawiły, że czułam się bardzo niekomfortowo. A dziwnie szumiąca pogoda z zewnątrz wcale nie pomagała. Tu i ówdzie słychać było odgłosy kapiącej wody. Tylko skąd skapywała?
— Gdzie były te schody? — spytał, świecąc latarką w każdy kąt.
— Mnie pytasz? Byliśmy tu raz i to dawno temu!
— Dlatego też nie pamiętam...Szliśmy dalej. W pewnym momencie zauważyłam, że rzucane przez Nicka światło dziwnie się rusza. Dopiero wtedy zwróciłam uwagę na to, że to łapy lisa się tak całe trzęsą. Nie chciałam już zaczynać tematu w takim miejscu, ale byłam prawie stuprocentowo pewna, że to był skutek dłuższej przerwy od alkoholu lub leków.
W końcu znaleźliśmy schody. Od razu udaliśmy się na najwyższe piętro, licząc że to właśnie tam znajdziemy Honeybadger. Pierwsza iskierka nadziei pojawiła się wtedy, gdy dostrzegliśmy przed sobą jakikolwiek snop światła. Wszystko wskazywało na to, że nic się tutaj nie zmieniło. Ta niebieska poświata wciąż lekko rozświetlała korytarze.
— Sprzęt nadal tu jest! — zauważyłam, wskazując na drogi zestaw medyczny — oby się tylko nie okazało, że w tych izolatkach także ktoś przebywa tym razem.
— Tym razem nie ma zaginionych.
— Właśnie że są! Tak jak mówił Wataha z Otisem, oprócz Parkera i Scotta zaginęło z prawie tuzin osób.
— Sugerujesz że wszystkie zaginięcia są powiązane?
— Skądże. Tym razem to warunki pogodowe są za to odpowiedzialne...Lis urwał, bo na końcu korytarza usłyszeliśmy jakiś szelest. Od razu pokierował tam latarką, jednak nic podejrzanego tam nie zauważyliśmy.
— Okej, przyznaję. To miejsce jest straszne! — powiedział Nick, robiąc coraz mniejsze kroki — oby za tamtymi drzwiami było przyjaźniej...Zerknęłam na niego. On się serio bał? Znaczy... sama czułam ogromny niepokój, ale on zdecydowanie wygrywał ten pojedynek.
Na jego nieszczęście, drzwi, o których wspomniał, były granicą tego, co udało nam się zwiedzić w tym budynku podczas sprawy ze Skowyjcami. To właśnie przez nie przeszedł wtedy Grzywalski i Honeybadger. Dalej było już tylko nieznane.
A my bez wahania postanowiliśmy kontynuować tę wyprawę.
— Tu mi się już trochę bardziej podoba! — przyznałam, gdy za drzwiami czekało na nas o wiele przytulniejsze pomieszczenie, ciepło oświetlone, z wykładzinami na podłodze.
— To nie wygląda jak część szpitalna...
— To w ogóle nie wygląda jak szpital!Pomieszczenie w którym się zatrzymaliśmy było wyjątkowo przytulne. Żywsze kolory, nowoczesne wykończenie i powietrze ciepłe niczym w pokoju z kominkiem. Wszystko wskazywało na to, że ktoś tutaj przebywał.
— To ci niespodzianka!
CZYTASZ
Zwierzogród III - W Obliczu Trudnych Powrotów
FanfictionMija sporo czasu od dramatycznego finału drugiej części. Zło wygrało, kolejne wisi w powietrzu, a nasi bohaterowie są w całkowitej rozsypce. Czy może być jeszcze gorzej? W Zwierzogrodzie pojawia się kolejne zagrożenie, większe niż kiedykolwiek, któr...