Cz. 33 - Cisza przed burzą

74 9 0
                                    

JUDY

Był już środek nocy, gdy pod dom Bogo podjechały dwa radiowozy z miasta. I choć bawół zdążył uprzedzić wezwanego Watahę, Otisa, Szponera i Cętka, że śmierć Nicka była jedynie ustawką, ci wciąż byli w ogromnym szoku, gdy zobaczyli lisa żywego. No, ledwo żywego, bo wciąż był on niezwykle po tym wszystkim wykończony. Gdy cała czwórka weszła do domu, by porozmawiać z Bogo, my siedzieliśmy akurat na werandzie, odpoczywając po całej tej akcji. Jednak mimo tego, że Nick był fizycznie bardzo wyczerpany...

To psychicznie regenerował się dosłownie z minuty na minutę.

Widać było, jak ogromnym ciężarem był dla niego Bennett w ostatnich miesiącach. Wiele to tłumaczyło, patrząc na rozmowy z Newtem i Finnickiem, odnośnie jego stanu i tego, że powinien pójść z tym na jakąś terapię. I wciąż uważałam, że powinien. Zbyt wiele przecierpiał, by od razu potrafić wrócić całkowicie do normalności.

Patrząc jednak na spokój w jego oczach mogłam spokojnie wywnioskować, że to najbliższa wersja do tego Nicka, którego poznałam kilka lat temu. Zatrważająco inna, niż ta sprzed jeszcze kilku dni.
— Wszystko gra, Karota? — zapytał, po prawie kwadransie kompletnej ciszy.
— To ja ci powinnam zadać to pytanie, głupi lisie! — wypaliłam, szturchając go lekko — ale widzę, że...
— Wszystko gra, i to chyba nawet jak najbardziej — powiedział, z dawno niewidzianym błyskiem w oczach — nawet mi nie przeszkadza to, że jestem w Szarakówku...
— Bardzo zabawne...
— No co? To miejsce jest przerażające! Aż się dziwię, że Bogo ma tutaj chatę! Nic dziwnego, że wszystko zamawiał sobie online. Wyszedłby na targ, to by po drodze rozdeptał przynajmniej pół tuzina... no co?

Lis musiał przerwać, bo trochę wybiła go z rytmu moja radosna mina. Bardzo radosna... i przy okazji szczęśliwa.
— Widzę, że ten szczwany humorek też powoli wraca na miejsce! — zauważyłam, drocząc się z nim — tylko z nim tak od razu nie przesadź!
— Jak ktoś ma coś przesadzać to z pewnością byłby to nie lis, a królik...

Tym razem szturchnęłam go nieco mocniej, na co lis jęknął z bólu. Dobrze nam szło z tym powrotem do formy, jednak trochę przesadziłam.
— Przepraszam! Musisz się poskładać na nogi, Nick...
— Na razie nie ma na to czasu — przypomniał sobie, masując obolałe ramię — na szczęście to kwestia kilku dni i tych komandosów też będziemy mieli z głowy.
— Tak myślisz? Bo jak na razie to są nieuchwytni!
— Ale ich działania są zależne od Tryka i wszystkiego, co widzieliśmy w tej jego kryjówce. Owszem, zdążył teraz wszystko przenieść... ale ten baran to kompletny... baran! Mogę się założyć o pół pensji, że przeniósł się po prostu w jakieś inne miejsce w tych tunelach. Wystarczy je porządnie przeszukać, przejąć wszystko co tam mieli, aresztować Tryka i już. Ci komandosi mogą sobie mieć nowoczesną broń i spory tupet, by atakować nas nawet w biały dzień... ale są zależni od tego, kto ich wynajął. A ta osoba liczyła na przyjęcie kontroli nad centrum klimatycznym. To już w zasadzie niemożliwe, dlatego musi odpuścić.
— Nie bądźcie już tacy pewni!

W dyskusję wtrącił się komendant Bogo, pojawiając się na werandzie. Momentalnie odsunęłam się od Nicka... tylko w sumie po co? I dlaczego?
— Rozumiem wasze spoczęcie na laurach, ale przypominam, że nadal chcą was mimo wszystko zabić — powiedział bawół, szukając czegoś po kieszeniach.
— A Bennett?
— Spokojnie! Czwórka policjantów go pilnuje. Bez pozwolenia nawet nie mrugnie... macie może ognia?

Bawół wyjął z kieszeni paczkę papierosów. To mnie kompletnie zbiło z tropu.
— Mówiłem kiedyś Bajerowi, że palę jak się bardzo stresuję — wyjaśnił, zanim ktokolwiek zadał pytanie — i wybaczcie, ale ostatnie dni to była mordęga.
— To nie szef udawał martwego... przepraszam...

Nickowi zrobiło się głupio, bo wyrwało mu się to magiczne słowo, którego Bogo bardzo nie cierpiał. No... tak naprawdę to je uwielbiał. Problem w tym, że mimo wielu jego zasług i udziału w tym wszystkim, on wciąż był po prostu emerytowanym policjantem.
— Nie jestem już waszym...
— Pan nie jest naszym szefem tak samo, jak Karota nie pracuje już w policji — przerwał mu Nick, stąpając po cienkim lodzie z tymi słowami — prawie dwa lata musiałem wysłuchiwać Morrisona i tego, jak uprzedzonym do lisów dupkiem jest. Owszem, ma swoje zasady i w miarę dobrze się sprawuje. Ale co z tego? Ten... koala też się dobrze sprawował jako burmistrz!
— Wiem do czego dążysz, ale nie porównuj psychopatycznego mordercy do rasistowskiego nosorożca — ostrzegł go Bogo, mimo wszystko uspokojony tymi słowami — ale skoro już zacząłeś ten temat: a ty zamierzasz wrócić do pracy, Hopps?

Zwierzogród III - W Obliczu Trudnych Powrotów Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz