Cz. 28 - Nowa linia metra

99 9 4
                                    

NICK

Joel wraz z całą zgrają odeskortował nas aż pod sam wagon stojący przy jednej ze ścian podziemnej stacji metra. Po drodze przeszliśmy przez całą jej długość, obserwując jak wiele się tu dzieje. Na zmianę mijaliśmy donice ze Skowyjcami, innymi dziwnymi kwiatami w różnych kolorach, potężne skrzynie, a nawet zakryte białymi płachtami namioty. W całym tym ogromnym pomieszczeniu pracowało mnóstwo osób, w większości barany. Nie brakowało jednak przechadzających się także co jakiś czas uzbrojonych komandosów.
— I to wszystko zaraz pod naszymi nogami! — powiedziała Karota, nie potrafiąc wyjść z podziwu, że tak ogromne przedsięwzięcie przestępcze działało sobie w najlepsze.
— Tryk już jest wściekły, bo wasza obecność tu nieco odkrywa jego utajnione karty — odparł Joel, otwierając nam drzwi od wagonu — zapraszam!

Weszliśmy do środka. Stary wagon był bardzo podobny do tego, w którym Tryk lata temu hodował Skowyjce. Ten nie zawierał w sobie jednak tajnego laboratorium, a zamiast tego był całkowicie umeblowany. Tak, jakby ktoś w nim na co dzień mieszkał.

Znajdowało się tam wszystko, co powinno. Krzesła, stolik, zasłony w oknach, część kuchenna i dalsza, zasłonięta część. Stały tam również dwa fotele, a na jednym z nich siedziała biała wilczyca w kombinezonie, którą poznaliśmy już na jachcie Whitlawa.
— Przyprowadziłem gości, Grace — przywitał się z nią Joel.

Grace wstała i przyjrzała nam się dokładnie. Uśmiechnęła się tak, że nie miałem wątpliwości już od pierwszej chwili, że była absolutnie szalona. To było zresztą widać w jej oczach. Nic dziwnego, że Whitlaw się jej tak bał. Zwłaszcza pamiętając, jak to się tam później skończyło...
— W końcu nieco luźniejsza atmosfera do pogawędki — ucieszyła się, spoglądając na Karotę i schylając się do niej — cześć, Judy... naprawdę bardzo chciałam cię poznać, wiesz?
— Dobra, dobra. Czego chcecie?

Oboje się zaśmiali.
— A kto do kogo przyszedł w odwiedziny? — spytał wilk, pokazując reszcie komandosów że mogą się oddalić — kto tu od kogo co chce?
— A te wizyty co nam co jakiś czas składacie się nie liczą? — spytałem, dziwiąc się, że zaledwie w dwójkę postanowili nas pilnować.
— Chyba już o tym rozmawialiśmy. Taka praca! Gdzie jest ten Tryk?
— Już kończy.

Dosłownie wtedy, z części zasłoniętej, wyłonił się on. Baran, który pojawiał się w naszym życiu nieprzerwanie od czasu sprawy ze Skowyjcami nic się nie zmienił, jednak z jakiegoś powodu nie miał na sobie żadnej koszulki, prezentując dumnie swój pokryty wełną brzuch.
— Aż dwa lata miałem spokój od tej dwójki, a wy mi ich przyprowadzacie pod same drzwi? — zapytał, wyraźnie nie będąc w humorze.
— Sami przyszliśmy! — odpowiedziałem, próbując zabrzmieć jak najbardziej pewnie — usłyszeliśmy, co planujecie zrobić!
— O, to ciekawe! Czyli niby co? — zapytał Joel, od razu wiedząc że ściemniam.

Wymowna cisza tylko utwierdziła go w tym przekonaniu. Rzeczywiście, łatwo mnie rozszyfrowywał.
— To miejsce... to wszystko część jakiegoś większego planu? — spytała Judy, mając na myśli ogromne plantacje i rzędy skrzyń.
— Nie, to po prostu mój skromny interes — odparł Tryk, zakładając na siebie czarną koszulę.
— To nie jedyny skromny interes, który zapewne posiadasz, ale nie o to spytała — dodałem od siebie — spytała o to, czy to wszystko również jest potrzebne do...
— Rety! Miałeś rację, braciszku! — przerwała mi wilczyca, mocno czymś rozbawiona — oni nadal nie mają pojęcia o co w tym wszystkim chodzi!
— Wy też nie macie! Obudźcie się w końcu! — próbowała króliczka, choć po ich zdrowym rozsądku nie było nigdzie ani śladu — realizujecie czyjeś zlecenie i nawet nie macie pojęcia czyje! Nawet nie wiecie po co! I niby co macie z tego w zamian?
— Wiesz co? Twoją potrzebę moralizatorstwa jeszcze jakoś potrafię zrozumieć. Ale twoją, Nick? Mogę ci zadać pytanie?

Zwierzogród III - W Obliczu Trudnych Powrotów Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz