Rozdział 36. - Nieszczęście w zielonej szacie

150 11 10
                                    

Harry spędził u Cho trochę więc czasu niż przewidywał, ponieważ brak jej rodziców z racji późniejszej pory dnia skutecznie utrudnił obojgu pamięć o poczuciu czasu. W drzwiach do skrzydła szpitalnego minął się z Malfoyem, któremu najwyraźniej pani Pomfrey przywróciła fryzurę w kilka chwil, jednak zatrzymała go na dłużej, żeby upewnić się, czy łysina nie powraca. Mijając się, Malfoy prychnął z pogardą w stronę Harry'ego, z kolei ten pomachał do niego z ironicznym uśmiechem. Mimo że pani Pomfrey pozwoliła Gryfonowi na jedynie pięciominutową wizytę, Harry zagadał się z Cho tak, że zostało mu piętnaście minut do obowiązkowego powrotu do Wieży Gryffindoru. Gdy znalazł się w pokoju wspólnym, chciał od razu opowiedzieć przyjaciołom o „powadze" swojej rozmowy z profesorem Dumbledore'em, jednak wtem dopadł go widok Rona biegającego w tę i z powrotem po Wieży i trzymającego się za brzuch. Znów to Hermiona była tą, która opisała Harry'emu, co to spowodowało.

— A niby co mogło mu się stać? — fuknęła z zażenowaniem. — Najadł się na śniadanie więcej niż przez pół swojego życia, to są efekty.

— Da się coś temu zaradzić? — spytał Harry ze zmartwieniem w momencie, gdy Ron opadł obok niego na kanapie, jednak gdy tylko chciał mu odpowiedzieć, momentalnie zakrył usta i pędem wybiegł z pokoju wspólnego.

— Po prostu musi wyrzucić to wszystko z siebie — mruknęła Hermiona. — Jaki on przykład daje jako prefekt? Tylko się wydurnia, a potem dziwi się, że pierwszoroczniacy nie biorą go na poważnie.

Po kilku minutach Ron wrócił na miejsce obok Harry'ego i po ciężkim westchnięciu dał do zrozumienia wszystkim wokół, że jego rewolucje żołądkowe właśnie miały swój kres. Harry śmiał się głośno natomiast Hermiona wciąż wydawała oznaki zdegustowania całą sytuacją. Widząc to, Ron opadł głową na kolana Gryfonki i wydusił z siebie:

— Hermiona, jeśli jeszcze raz przyjdzie mi do głowy taki zakład, uderz mnie w łeb i zwiąż ręce, żebym nie mógł nic sam wziąć do ust.

— Masz załatwione — odparła Hermiona, klepiąc go niepewnie po rudej czuprynie. — Właśnie, Harry, o czym w końcu rozmawiałeś z profesorem Dumbledore'em?

Chłopak im opowiedział. Ron i Hermiona zareagowali tak, jak przewidywał - oboje zmarszczyli czoło i kompletnie nie wiedzieli, jak to skomentować.

— Czyli powiedział ci to samo, co reszta Zakonu i do tego, żebyśmy ćwiczyli z GD. No, geniusz, nie ma co — powiedział Ron.

— To wcale nie jest śmieszne — rzekła Hermiona. — Wygląda na to, że nawet on nie rozumie, co się wokół nas dzieje, a to tylko pogarsza sprawę i czyni ją bardziej dziwną. Voldemort... och, Ron, naprawdę! Voldemort chce nas postraszyć dementorami, żeby dopaść Harry'ego – to wiedzą wszyscy, którzy czytają Proroka. Jeżeli to nie jest wystarczające, by się bać i jest coś jeszcze, to ja naprawdę nie wiem, co to.

Przyjaciele jeszcze do wieczora rozmawiali w podobny sposób i planowali, jakie ćwiczenia należy przeprowadzić podczas spotkań GD, żeby każdy był przygotowany na starcie z czarną magią.

*

W ciągu najbliższego tygodnia Gwardia Dumbledore'a spotkała się aż dwa razy, wszyscy bowiem wiedzieli, że w obliczu coraz bardziej widocznych zagrożeń trzeba ćwiczyć więcej i mocniej. Pod koniec drugiego spotkania pojawiła się nawet Cho Chang, która, jak się okazało, została wypuszczona ze skrzydła szpitalnego i mogła spokojnie uczestniczyć w lekcjach. Wciąż było jej niezręcznie otaczać się ludźmi, gdyż była przekonana, że wszyscy ją obwiniają o coraz groźniejsze sytuacje. Nic podobnego – członkowie GD, jak i inni jej znajomi z Ravenclawu starali się, by nic nie musiało jej przypominać o strasznych wydarzeniach z Domu Malfoya.

Jak nasze patronusyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz