Epilog

155 4 5
                                    

Ktoś, kto obserwowałby z boku przebieg wydarzeń młodych czarodziejów z Hogwartu, nie uczestnicząc w nich ani nie mając na nią wpływu, zapewne nie uwierzyłby, że po tych wszystkich dziwnych przeżyciach uczniowie żyli z tym dość spokojnie. Nie mieli bowiem zbytnio innego wyboru, trwając w pewnym zawieszeniu pomiędzy tym, czego się dowiedzieli, a tym, co wkrótce miało nastąpić. Co miało nastąpić, tego także nie wiedzieli, zdawali sobie jednak sprawę z tego, że prędzej czy później będą musieli coraz bardziej dociekać, jak ostatecznie zwalczyć Lorda Voldemorta. Chwilowo jednak młodzież była zmuszona skupić się na tym, co bardziej aktualne i pewne, czyli egzaminów na koniec roku bądź szkoły. Po marcowych zdarzeniach w Zakazanym Lesie Harry i Cho jeszcze bardziej zbliżyli się do siebie, a sami Ron i Hermiona coraz bardziej lubili towarzystwo Krukonki. Ponadto relacje trójki Gryfonów z Draco Malfoyem również uległy pewnej zmianie. Naturalnie, nie ucinali sobie pogawędki pomiędzy lekcjami ani nie machali do siebie, mijając się na korytarzu; zanikły jednak częste docinki ze strony Ślizgona w sfery prywatne Harry'ego, Rona czy Hermiony. Zwykle widząc się w szkole, po prostu unikali swego wzroku. Ron, mimo że bardzo chwalił sobie zmniejszony do minimum kontakt z Malfoyem, nie wierzył w jego nagłą przemianę.

— Zwyczajnie nadal jest w szoku po tym, co go spotkało w lesie i nie ma siły na sprzeczki — mawiał. — Wrócimy do szkoły po wakacjach i zacznie się od nowa.

Cho niestety musiała wkrótce zrezygnować z częstego spędzania czasu z Harrym ze względu na Okropnie Wyczerpujące Testy Magiczne, które rozpoczynała już pod koniec maja i ciągnęły się do połowy czerwca w różnej częstotliwości. Ponadto w piątek po ostatnim egzaminie miało miejsce uroczyste zakończenie edukacji w Hogwarcie dla siódmorocznych, o którym za każdym razem wspominała ze łzami w oczach. W ceremonii uczestniczyło całe grono pedagogiczne, wszyscy czarodzieje siódmego roku w Hogwarcie oraz członkowie administracji (tacy jak woźny Filch czy pani Pince z biblioteki). Zostali także zaproszeni zaprzyjaźnieni aurorzy, najbliższe rodziny abiturientów, a także uczniowie od czwartego do szóstego roku. W tym ostatnim przypadku stosunkowo niewiele osób zainteresowanych tym wydarzeniem; byli to bowiem głównie ci, którzy trzymali się blisko ze strasznymi kolegami.

Niektórzy nie przyszli z urazy, jaką żywili po finale szkolnych mistrzostw w quidditcha. Gryfoni wręcz zjedli na śniadanie Puchonów, zwyciężając mecz ze sto pięćdziesięcioma punktami przewagi, czym zaskarbili sobie Puchar Quidditcha. Z powodu chwilowych kłopotów Ślizgonów we wcześniejszych meczach uplasowali się oni na czwartym miejscu, co w istocie było jedną z najgorszych porażek tej drużyny od lat. Wyżej znajdowali się Puchoni, a wicemistrzostwo przepadło Krukonom. Sukces ten przypisywano Cho, która, choć nie bez problemów, w ostatnim meczu nie dała Malfoyowi nawet dotknąć złotego znicza.

Harry długo zastanawiał się, jak sprawić, by dzień ukończenia szkoły przez Cho nie kojarzył jej się wyłącznie z tęsknotą za znajomymi i młodzieńczym czasem, a jednocześnie pozostał dla niej niezapomniany. Gdy w końcu udało mu się zrealizować ów plan, aż sam nie wierzył w swoje związkowe możliwości. Dlatego długo opierał się przed opowiedzeniem przynajmniej Ronowi, jak z Krukonką spędzili tamten dzień. Miał na to jednak okazję pewnego lipcowego popołudnia.

Oto bowiem w domu Weasleyów od rana panował niezły harmider spowodowany zbliżającym się ślubem i weselem Remusa Lupina i Nimfadory Tonks oraz Billa Weasleya i Fleur Delacour. Jak zaplanowano już rok wcześniej, ślub obydwu par odbywał się jednocześnie ze względu na mniejsze koszty oraz niemal ten sam skład gości. Molly Weasley, Hermiona oraz Ginny w kuchni przygotowywały poczęstunek weselny, a Harry, Ron, Fred, George i Charlie Weasley przy pomocy czarów ustawiali stoły w ogrodzie.

— Tak sobie myślę — zagadnął nagle Ron — czy to nie dziwne, że nie możemy własnymi rękami układać tych stołów, tylko używamy do tego różdżek? Mugolom jakoś wychodzi to równie dobrze.

Jak nasze patronusyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz