— Czyli zwyczajnie wędrowałaś sobie ulicami Pokątnej i zupełnie przypadkiem dostrzegłaś nas razem z Draconem Malfoyem w sklepie z markowym sprzętem do quidditcha?
— I tak po prostu uznałaś, że nic dobrego z tego nie może wyjść?
— Dokładnie tak. Jak wy mogliście zwątpić w moją bystrość?
Kiedy okazało się, że to Hermiona Granger powaliła Malfoya na plecy, Harry i Ron nie posiadali się z zadowolenia. Nie podejrzewali bowiem, że szukanie jej zajmie im tak mało czasu. Oczywiście, spotkawszy ją, nie było siły, by najpierw nie pójść do Esów i Floresów, gdzie powinni kupić nowe podręczniki szkolne.
Jednak Harry'ego wciąż dręczyło pytanie, które od otrzymania listu zamierzał zadać osobiście. Był pewien, że Rona również zainteresuje odpowiedź.
— A tak właściwie, to dlaczego tak długo nie dawałaś znaku życia? — zapytał.
— Co? Aaa, bo wiesz, chciałam trochę posiedzieć w domu z rodzicami... — mruknęła Hermiona wymijająco. Harry i Ron unieśli brwi z niedowierzania. Dziewczyna jednak tego nie zauważyła.
— Hmmm... o, tutaj są Esy i Floresy! — zawołała po chwili zamyślenia.
Wszedłszy do księgarni, dziewczyna stanęła w progu, zamknęła oczy i zaciągnęła się zapachem książek. Harry i Ron spojrzeli na nią jak na nienormalną.
— No co? Dobrze wiecie, że lubię ten zapach. Nowe książki mają wciąż tę woń świeżego druku. Stare natomiast kryją w sobie nutę tajemnicy o tym, co w przeszłości przeżyły — wyjaśniła Hermiona tonem typowego mola książkowego. — Nie patrzcie się na mnie jak na wariatkę! Może byśmy poszukali naszych podręczników?
Harry i Ron stali osłupieni i patrzyli na przyjaciółkę z lekko otwartymi ustami, po czym pokiwali głowami niczym marionetki z teatru. Oni sami bowiem nigdy nie usłyszeli czegoś takiego od Hermiony, mimo iż wiedzieli o jej zapachowych preferencjach.
— Pamiętasz, kiedy ostatni raz tak się zachowywała? — syknął Ron do Harry'ego.
— Ani trochę — odrzekł Harry. Po chwili każdy z nich otrzymał do rąk po pięć ciężkich podręczników. Od Hermiony. — Zaraz, co to ma być?
— Twoje nowe podręczniki do Hogwartu — rzekła Hermiona tonem, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie. — Prezent ode mnie. Nie musicie za nie oddawać.
Harry i Ron znów spojrzeli na siebie ze zdziwionymi minami. Następnie jednak schowali swoje książki do toreb i razem z Hermioną wyszli ze sklepu.
— Czy mieliśmy coś jeszcze kupić? Bo nie mogę się doczekać, aż odwiedziny sklep Freda i George'a! — zawołał Ron podekscytowany.
— Możemy najpierw pójść na lody. Ja stawiam — rzekła Hermiona.
— Co ty tak szastasz tymi pieniędzmi? Przecież my mamy czym zapłacić — powiedział Harry.
Hermiona przewróciła oczami i westchnęła. Cała trójka mimo wszystko udała się w stronę lodziarni Floriana Fortescue. Gdy dotarli na miejsce, wszędzie wokół stało mnóstwo ludzi. Wszyscy szeptali między sobą ze strachem, najwidoczniej na temat lodziarni. Harry i Hermiona nie zdołali dostrzec przyczyny całego zamieszania, stojąc na palcach z tyłu. Natomiast Ron wspiął się na palce i zmarszczył czoło.
— Przejdźmy na przód. To wygląda podejrzanie — powiedział.
Przecisnęli się zatem przez tłum czarodziejów i wstrzymali oddech z przerażenia. Okno było prawie całe wybite. Lody z wystawy rozpaćkane i rozbabrane przy parapecie i na ziemi. W pomieszczeniu kompletnie ciemno. Najgorsza jednak z tego wszystkiego okazała się czarna chmura o dziwnym kształcie unosząca się wysoko na niebie nad budynkiem sklepu. Z trupiej czaszki wyłaniał się wąż. Naturalnie, to mogło oznaczać tylko jedno.
CZYTASZ
Jak nasze patronusy
FanfictionCofnijmy się w czasie... A gdyby Syriusz Black przeżył bitwę w Departamencie Tajemnic? Jak wpłynęłoby to na losy innych bohaterów? Harry jest już w takim wieku, że może bezwstydnie myśleć o osobach płci przeciwnej. Kto tym razem wpadnie mu w oko i j...