Rozdział 21. - Mecz

518 32 27
                                    

Ten dzień miał być jednym z bardziej wyjątkowych dla domu Godryka Gryffindora. Miało bowiem miejsce oficjalne rozpoczęcie tegorocznych rozgrywek o Puchar Domów w Quidditcha. Od samego rana Gryfoni byli mocno przejęci zbliżającym się meczem, ponieważ grali z drugim faworytem zawodów, czyli z Ravenclaw. Na pierwszym miejscu naturalnie stawiano Gryffindor i Slytherin.

Mecz był o tyle nietypowy, że odbywał się w środku tygodnia, przez co zostały odwołane całodniowe zajęcia. Harry poczuł to napięcie ogarniające cały zamek, już przebierając się rano w strój sportowy razem z Ronem w dormitorium chłopców. Swoją drogą nie rozumiał tego, bo dlaczego ktokolwiek miałby się aż tak przejmować? Mimo wszystko coś takiego dostrzegł w swym przyjacielu, który, będąc niezbyt pewnym siebie, siedział na swym łóżku.

- Ron? - zagadał Gryfon.

Ron spojrzał na niego pytająco.

- Pamiętaj, żebyś się nie stresował. To nie jest twój pierwszy raz w drużynie.

- A kto powiedział, że się stresuję?

Harry uniósł brwi z powątpiewaniem.

- Przecież widzę. Jesteś spięty jak agrafka.

- Ależ skąd ci to przyszło do głowy? Po prostu liczę na to, że dobrze zagramy ten mecz. No, może ta jedna rzecz odrobinę mnie stresuje - przyznał Ron. - Wiesz może, kim są ścigający u Krukonów?

- Wydaje mi się, że Terry Boot - wiesz który, on również należy do GD - oraz Chambers z Bradleyem z trzeciego roku - odrzekł Harry, lecz szybko dodał - Tylko się nie przejmuj tym, kto jak gra. Masz po prostu bronić strzały i tyle. Zresztą, po co ja ci to tłumaczę? To ty jesteś obrońcą, nie ja.

Ron zamyślił się chwilę, po czym chwycił miotłę, stanął na równe nogi, a na jego twarzy zagościł pełen pewności siebie uśmiech.

- Co cię teraz tak cieszy?

- Masz rację. Nie powinienem się tak przejmować. Wygramy czy nie, i tak jesteśmy najlepsi.

Harry patrzył na Rona osłupiały, ten zaś podszedł do niego z niemal szaleńczym uśmiechem, siłą zmusił do wstania z łóżka i zawołał.

- Tak, Harry? - Potrząsnął jego ramionami. - Jesteśmy najlepsi?

- Ron, czy podkradłeś Slughornowi eliksir euforii...?

- Harry, prawda? Jesteśmy najlepsi? Tak czy nie?

- Tak, jesteśmy! Bez wątpienia - odparł Potter, zastanawiając się, czy z jego kumplem aby na pewno wszystko jest w porządku.

- Świetnie - mruknął Ron. - Zabieraj swoją Błyskawicę, idziemy na śniadanie.

- Ale Ron, do meczu zostało jeszcze...

- Po prostu idziemy. - I jak gdyby nigdy nic wyszedł z dormitorium, nucąc pod nosem Smooth Criminal Michaela Jacksona.

„Skąd on zna taką muzykę?", zdziwił się Harry naprędce.

Gdy tylko Harry i Ron zjawili się w Wielkiej Sali, cały stół Gryfonów zaczął bić brawa i wiwatować na ich widok. Naturalnie chłopcy zdawali się tym nie przejmować, ale w głębi duszy było im bardzo miło. Nawet Harry'emu, po tylu latach miejsca w drużynie.

Czarodzieje zajęli miejsca w pobliżu reszty drużyny, a niedługo później usiadła obok nich Hermiona. Ron już sięgał po jajecznicę, ale dziewczyna odepchnęła jego rękę od potrawy i powiedziała:

- Nie, nie, nie, Ronald. Przed meczem potrzebujecie węglowodanów. Jajka będą ci zalegać w żołądku i będzie ci się ciężko grało.

- Węglo- czego? Harry, wiesz, o czym ona mówi? - zdziwił się Ron, na co brunet pokiwał głową.

Jak nasze patronusyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz