Ten dzień miał być jednym z bardziej wyjątkowych dla domu Godryka Gryffindora. Miało bowiem miejsce oficjalne rozpoczęcie tegorocznych rozgrywek o Puchar Domów w Quidditcha. Od samego rana Gryfoni byli mocno przejęci zbliżającym się meczem, ponieważ grali z drugim faworytem zawodów, czyli z Ravenclaw. Na pierwszym miejscu naturalnie stawiano Gryffindor i Slytherin.
Mecz był o tyle nietypowy, że odbywał się w środku tygodnia, przez co zostały odwołane całodniowe zajęcia. Harry poczuł to napięcie ogarniające cały zamek, już przebierając się rano w strój sportowy razem z Ronem w dormitorium chłopców. Swoją drogą nie rozumiał tego, bo dlaczego ktokolwiek miałby się aż tak przejmować? Mimo wszystko coś takiego dostrzegł w swym przyjacielu, który, będąc niezbyt pewnym siebie, siedział na swym łóżku.
- Ron? - zagadał Gryfon.
Ron spojrzał na niego pytająco.
- Pamiętaj, żebyś się nie stresował. To nie jest twój pierwszy raz w drużynie.
- A kto powiedział, że się stresuję?
Harry uniósł brwi z powątpiewaniem.
- Przecież widzę. Jesteś spięty jak agrafka.
- Ależ skąd ci to przyszło do głowy? Po prostu liczę na to, że dobrze zagramy ten mecz. No, może ta jedna rzecz odrobinę mnie stresuje - przyznał Ron. - Wiesz może, kim są ścigający u Krukonów?
- Wydaje mi się, że Terry Boot - wiesz który, on również należy do GD - oraz Chambers z Bradleyem z trzeciego roku - odrzekł Harry, lecz szybko dodał - Tylko się nie przejmuj tym, kto jak gra. Masz po prostu bronić strzały i tyle. Zresztą, po co ja ci to tłumaczę? To ty jesteś obrońcą, nie ja.
Ron zamyślił się chwilę, po czym chwycił miotłę, stanął na równe nogi, a na jego twarzy zagościł pełen pewności siebie uśmiech.
- Co cię teraz tak cieszy?
- Masz rację. Nie powinienem się tak przejmować. Wygramy czy nie, i tak jesteśmy najlepsi.
Harry patrzył na Rona osłupiały, ten zaś podszedł do niego z niemal szaleńczym uśmiechem, siłą zmusił do wstania z łóżka i zawołał.
- Tak, Harry? - Potrząsnął jego ramionami. - Jesteśmy najlepsi?
- Ron, czy podkradłeś Slughornowi eliksir euforii...?
- Harry, prawda? Jesteśmy najlepsi? Tak czy nie?
- Tak, jesteśmy! Bez wątpienia - odparł Potter, zastanawiając się, czy z jego kumplem aby na pewno wszystko jest w porządku.
- Świetnie - mruknął Ron. - Zabieraj swoją Błyskawicę, idziemy na śniadanie.
- Ale Ron, do meczu zostało jeszcze...
- Po prostu idziemy. - I jak gdyby nigdy nic wyszedł z dormitorium, nucąc pod nosem Smooth Criminal Michaela Jacksona.
„Skąd on zna taką muzykę?", zdziwił się Harry naprędce.
Gdy tylko Harry i Ron zjawili się w Wielkiej Sali, cały stół Gryfonów zaczął bić brawa i wiwatować na ich widok. Naturalnie chłopcy zdawali się tym nie przejmować, ale w głębi duszy było im bardzo miło. Nawet Harry'emu, po tylu latach miejsca w drużynie.
Czarodzieje zajęli miejsca w pobliżu reszty drużyny, a niedługo później usiadła obok nich Hermiona. Ron już sięgał po jajecznicę, ale dziewczyna odepchnęła jego rękę od potrawy i powiedziała:
- Nie, nie, nie, Ronald. Przed meczem potrzebujecie węglowodanów. Jajka będą ci zalegać w żołądku i będzie ci się ciężko grało.
- Węglo- czego? Harry, wiesz, o czym ona mówi? - zdziwił się Ron, na co brunet pokiwał głową.
CZYTASZ
Jak nasze patronusy
FanfictionCofnijmy się w czasie... A gdyby Syriusz Black przeżył bitwę w Departamencie Tajemnic? Jak wpłynęłoby to na losy innych bohaterów? Harry jest już w takim wieku, że może bezwstydnie myśleć o osobach płci przeciwnej. Kto tym razem wpadnie mu w oko i j...