ROZDZIAŁ 37. - Prawdziwe czarne chmury

129 4 14
                                    

Kolejne dwa miesiące nauki w Hogwarcie nie wyróżniały się, jeśli chodzi o poszczególne dni. Nauczyciele nie oszczędzali uczniów w ilościach prac domowych. Gryfoni raz w tygodniu znajdywali czas na treningi quidditcha o zmiennym, lecz wciąż satysfakcjonującym poziomie efektywności. Spotkania Gwardii Dumbledore'a trwały w najlepsze, a młodzi czarodzieje robili coraz większe postępy w zakresie pojedynków, zaklęć obronnych czy atakujących. Ponadto Harry starał się jak najwięcej czasu spędzać z Cho, choć ze względu na nawał lekcji finalnie miało to miejsce jedynie w postaci przypadkowych spotkań na korytarzu, kilku spacerów na błoniach (o ile pozwala na to pogoda), zajęć GD czy wzajemnym oglądaniu swych treningów quidditcha - co skończyło się tak szybko, jak się zaczęło, z powodu wyraźnej dezaprobaty pozostałych członków drużyn Gryfonów i Krukonów. Ron coraz bardziej interesował się życiem uczuciowym przyjaciela, a Harry tym chętniej dzielił się jego rozwojem. W pewnym momencie zaczął nawet wspominać o swojej relacji z Cho w listach do Syriusza, które okazał się nie mniej ciekawski o Rona. Harry mógłby przysiąc, że różne charaktery pisma w odpowiedziach wiązały się z Tonks zaglądającą przez ramię Syriusza do tego, co pisał. Harry normalnie zaprosiłby Cho na spacer po Hogsmeade z okazji walentynek, jednak ze względu na środki bezpieczeństwa zastosowane przez dyrekcję szkoły miejsce spaceru zmieniło się na błonia. Spotkania tych dwojga i tak zostały zminimalizowane, ponieważ Cho coraz prężniej przygotowywała się do egzaminów kończących edukację w Hogwarcie – OWTM-ów. Zmotywowało to Harry'ego do podejścia do własnej nauki, co spotkało się z uciechą Hermiony, a nawet Ron wziął z nich przykład. Dlatego też pewnego słonecznego marcowego popołudnia, w pokoju wspólnym trójka przyjaciół pisała swoje eseje z obrony przed czarną magią, jednak każde z nich było na innym etapie pracy.

— Nie rozumiem, jak jego zdaniem mamy napisać ten esej — zawołał po pewnym czasie Ron z irytacją. — On chce informacji, których nawet nie ma w naszej książce.

— Dlatego istnieje biblioteka, Ronald — odparła Hermiona, wychylając się do przyjaciela zza stosu książek opatrzonych tytułami gatunku: Inferiusy - jak z nimi walczyć, Osławieni przez infernusa czy Najstraszliwsze ze straszliwych, czyli o klasyfikacji XXXXX Ministerstwa Magii, bo właśnie o tych stworzeniach czarodzieje byli zobowiązani napisać wypracowanie.

— Ale że czarodzieje zamordowani lub zaatakowani przez inferiusa? Skąd my mamy to wiedzieć? — ciągnął Ron.

— Chcesz, to skorzystaj, z którejś z moich książek. Naprawdę można się z nich czegoś dowiedzieć — zaproponowała Hermiona.

— Nie, dzięki — mruknął Ron, który choć z tęsknotą spoglądał na stos książek spoczywający na stole, dumę miał większą niż chęć dobrego napisania pracy.

Harry po cichu przysłuchiwał się tej wymianie zdań, kiedy to właśnie, ku swojemu zdziwieniu, kończył ostatnie zdanie eseju. Szybko zwinął pergamin, po czym zatrzasnął książkę dużo głośniej niż się spodziewał, co nie umknęło uwadze dwójki przyjaciół, którzy aż podskoczyli z zaskoczenia.

— JUŻ?! — zapytali z niedowierzaniem Ron i Hermiona jednocześnie.

— Napisałem wszystko, co wiedziałem i znalazłem w książkach — odrzekł Harry. — Nie będę wynajdywał Snape'owi czegoś, co nie istnieje w powszechnej informacji.

Chłopak uśmiechnął się od ucha do ucha, oparł plecami o fotel i założył ręce na za głowę. Ron, utrzymując swoje zdziwienie w oczach, prawie bezszelestnie, z chęcią niezwracania na siebie uwagi, sięgnął po książkę z bibliotecznego stosu Hermiony. Dziewczyna jednak od razu zauważyła ten ruch, dlatego z uśmiechem mruknęła:

— A nie mówiłam?

— Cicho — odrzekł szybko Ron, wertując strony.

W czasie ferii świątecznych i początku drugiego semestru szkoły między Ronem a Hermioną trochę się zmieniło. Większość bliższych znajomych Harry'ego i jego przyjaciół wiedziało, że Ron i Hermiona podobają się sobie i mimo że żadne z nich sobie tego nie wyznało, zdawali sobie z tego sprawę. Jednakże wciąż nic nie robili z tym faktem i udawali, że nic nie wiedzą, ponieważ – jak Hermiona raz wspomniała Harry'emu – nie jest zwolenniczką szkolnych związków, szczególnie w tej samej klasie. Ron z kolei najzwyczajniej w świecie bał się zapytać Hermiony, czy chciałaby bliższej relacji, coś nieuzasadnionego bowiem podpowiadało mu, że szkolne pogłoski nadal są tylko pogłoskami i przyjaciółka wcale nie jest nim zainteresowana. Dla osób trzecich mogłoby się wydawać, że tych dwoje zawarło pewien niewypowiedziany układ, według którego wciąż zachowywali się tak samo, to jest docinali sobie w wielu przypadkach, lecz również wzajemnie pomagali. Jednakże Harry nie raz dostrzegł, że przyjaciele rzucają sobie ciepłe spojrzenia, kiedy myślą, że nikt nie patrzy. Postanowił jednak nie mieszać się w ich sprawy sercowe i dać ich relacji rozwijać się samej.

Jak nasze patronusyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz