Rozdział 34. - Opowieść Cho

157 10 14
                                    

Tym razem Harry pędził dużo szybciej niż gdy nie chciał spóźnić się na lekcję eliksirów. Ron i Hermiona będą się martwić, że go nie ma, ale nie przejmował się tym. Musiało stać się coś naprawdę złego, skoro Cho, zamiast pojechać do Hogwartu wraz z innymi uczniami, trafiła do szpitala. Chłopak chciał jak najprędzej sprawdzić, czy wszystko z nią w porządku i choć nie miał obowiązku biec, ile sił w nogach – Cho bowiem na pewno nigdy by nie zniknęła – to coś w środku nakazywało mu się pospieszyć. Za Wielką Salą skręcił w prawo i dostrzegł uchylone drzwi do skrzydła szpitalnego. Instynktownie zapukał w nie delikatnie, a pani Pomfrey, ujrzawszy go, zaprosiła do środka, nie komentując nic. Bez słowa wskazała głową w kierunku jednego z łóżek, dokąd udał się Harry. Spokojnie odsunął zasłonkę obok łóżka i jego oczom pojawiła się Cho Chang z nieułożonymi włosami, bez makijażu, trzymającą rękę swojej mamy i spoglądającą smutnym uśmiechem na tatę. („Nawet tak wygląda przepięknie", pomyślał Harry) Momentalnie trzy pary oczu zwróciły się ku nowo przybyłej osobie. Twarz Cho od razu się rozświetliła, lecz pan i pani Chang nie podzielili reakcji. „Widać, że to ministerialne urzędasy", pomyślał Harry. Prostym, eleganckim strojom dopełniały idealnie przyczesane włosy i usta ściągnięte w kreskę. Cho w końcu otworzyła usta i zwróciła się do rodziców:

— Mamo, tato, moglibyście nas na chwilę zostawić samych?

— Jesteś pewna, córeczko? — rzekła pani Chang, cały czas piorunując Harry'ego wzrokiem.

— Tak, bardzo was proszę.

Pan i pani Chang z wyraźną niechęcią odeszli od łóżka córki i wyszli do skrzydła szpitalnego. Harry usiadł na krześle przy łóżku Cho i z zaniepokojeniem spojrzał na nią. Ciężko było mu w ogóle zebrać słowa, dlatego cały czas otwierał i zamykał usta na przemian, wyglądając przy tym jak rybka w akwarium. Cho też była mocno zdezorientowana i nie wiedziała, co powiedzieć. Po kilku chwilach ciszy Harry w końcu zawołał:

— Co się z tobą działo? Nie masz pojęcia, jak się martwiłem od wczoraj. Myślałem, że już nie chcesz się ze mną widywać.

— Ja... Oni... Harry, tak ciężko mi o tym mówić...

— Mów spokojnie. Nigdzie mi się nie spieszy — rzekł Harry łagodnie, patrząc jej w oczy.

Cho wzięła głęboki oddech i powiedziała cicho:

— Oni... oni mnie porwali.

— Kto?! Jacy oni?! — krzyknął Harry nerwowo, aż pani Pomfrey musiała do nich zajrzeć, by skarcić go wzrokiem.

— No, a jak myślisz... — Cho zerknęła znacząco na bliznę Harry'ego.

Chłopak aż wstał z miejsca i musiał się mocno powstrzymywać, żeby nie wrzasnąć:

— Nie! Śmierciożercy?! Był tam on? Jak to się stało? Dlaczego cię zabrali?

— Harry, błagam, usiądź i się uspokój.

Chłopak posłusznie usiadł na krześle, lecz nadal czuł, że cały się trzęsie z podenerwowania.

— Czuję, że nie chcę znać odpowiedzi na to pytanie, ale muszę je zadać — zaczął. — Czy miało to związek ze mną?

Cho po raz kolejny westchnęła, a po skrzywionej minie Harry już wiedział, że tak. Spojrzał jej jeszcze mocniej w oczy i rzekł:

— Musisz mi wszystko opowiedzieć. Muszę o tym wiedzieć.

Krukonka skrzywiła się jeszcze bardziej na tę bezpośredniość i powtórzyła:

— Nie jest mi łatwo o tym mówić...

Jak nasze patronusyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz